Nie piłem jeszcze Red Bulla, ale z reklam wiem, że po jego opróżnieniu ponoć dostaje się skrzydeł, by wzlecieć nad ziemię. Nikt jednak nie mówi w reklamie, że po chwili można spaść na ziemię jak Ikar. Red Bull jest popkulturową metaforą wielkiej pokusy człowieka, któremu się powodzi. Pokusy bycia aniołem i uwolnienia się od ciężarów człowieczeństwa.
"Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel" (Mt 4, 1-3)
Pustyni potrzebujemy, ponieważ większość bodźców, informacji i wrażeń dociera do nas przez zmysły. I ten ogrom często przytłacza. Możemy też bezkrytycznie wchłaniać wszystko, co pojawia się w polu naszego zainteresowania, sądząc, że to jest niezbędne do życia. Pustynia jest konieczna, ponieważ mamy ducha. W naszym wnętrzu wybrzmiewają różne głosy, motywy, intencje i poruszenia. Tomas Halik trafnie pisze o funkcji pustyni w życiu człowieka: "Pustynia to stworzenie w sobie ciszy, przestrzeni dla rozróżniania "głosów" wokół nas i w naszym wnętrzu. Są one bowiem przemieszane i trzeba je starannie rozpoznawać".
Co się dzieje na pustyni? Przede wszystkim nie wychodzi się tam, by znaleźć "święty spokój". Tam spotyka się Boga, ale i demony. Kuszenie, jak wskazuje Ewangelia, zaczyna się wtedy, gdy pojawia się głód, a więc brak. Diabła przyciągają nasze ograniczenia i słabości, znak bycia człowiekiem. Najpierw szatan przedstawia własną wizję bycia Synem Bożym i człowiekiem, jaka powinna być jego tożsamość, jak powinien działać i czym się kierować. Te myśli podsuwane są Jezusowi podobnie jak nam. Jakie to myśli?
Wykorzystaj swoją władzę, jeśli jesteś Synem Bożym, do swoich własnych celów, dla prestiżu!
Jezus nigdy nie uczynił cudu dla siebie. Nie szukał tanich efektów i sukcesu. Cóż w tym złego, żeby po 40 dniach niejedzenia uczynić malutki, niewidoczny cud? Kilka kamieni zamienić w chleb? Na pustyni nikt tego nie będzie widział. Dyskretnie, bez rozgłosu. Później Jezus będzie z tym wielokrotnie konfrontowany. Ludzie chcieli Go obwołać królem, ustawić na tronie, ale oczywiście dlatego, że im dawał to, co chcieli. Jak to wspaniale czuć się potrzebnym, być Zbawcą, mieć poczucie, że ktoś zależy ode mnie. To są schorzenia, na które dzisiaj cierpi wiele osób: narcyzm, skupienie na sobie, kręcenie się wokół siebie, ja to, ja tamto, przechwałki i próżność. Nazywam to "nadczynnością ego". Jest w tym coś z demoniczności, z karykatury Boga.
Sługa Boży, bp Jan Pietraszko, w jednym ze swoich kazań wypowiada paradoks: "Pycha szatana jest swoistego rodzaju, jest pychą w wielkim stylu. Ludzi nie stać na taką pychę. Ludzie potrzebują uznania i rozgłosu, szatan zaś jest daleki od próżnostek i ambicji stanowiących pożywkę miłości własnej u ludzi. Uznanie i rozgłos przeszkadzałyby mu w działaniu. Pycha wyżywa się w jego własnym wewnętrznym świecie. Radość ze zniszczenia dokonanego przez swój przewrotny siew przeżywa w samotności i tym góruje nad człowiekiem. Działa z ukrycia, działa - można tak powiedzieć - na cudzy rachunek, starając się o to, by zewnętrzny charakter jego działania był podobny do działania Bożego"
Diabeł kusi Jezusa do rozgłosu, pokazywania się, a sam chce upodobnić się do działania Bożego: cicho, pokornie, bez szumu i poklasku. Nie chce się ujawniać. Opętania i zniewolenia nie są najpowszechniejszym sposobem działania diabła. To tylko efekt końcowy. Jego ukryte działanie jest bardziej powszechne i szkodliwe. Pokusa często zaczyna się od jakiegoś dobra. Czy uzdrowienie chorych ludzi jest czymś złym? A nakarmienie głodnych? Jezus jednak, gdy trzeba, usuwa się. Nie każde dobro, które czynimy jest dobrem, nawet jeśli tak to wygląda. Bo jeszcze pojawia się pytanie, czy wyświadczenie tego dobra jest konieczne w tym czasie i miejscu?
Bądź czarodziejem i nie zwracaj uwagi na czas i przestrzeń!
Diabeł myśli, że Bóg działa jak matka chrzestna z "Kopciuszka", która za dotknięciem różdżki dynię zmienia w karocę. Dlatego mówi: "Zamień te kamienie w chleb". Żeby zjeść chleb, trzeba się najpierw sporo napracować i poczekać. Często jednak chcielibyśmy być wyręczeni od ograniczeń czasu i przestrzeni, od prawa powolnego rozwoju. Chcielibyśmy być Bogiem, przechodzić przez zamknięte drzwi i stwarzać z niczego. To jest nasza ciągła pokusa. Chcielibyśmy, żeby wszystko działało magicznie, żeby nie czekać, żeby było już. Liczymy na cudowne recepty. Żądamy wręcz, by Pan Bóg natychmiast zareagował, zwłaszcza, kiedy nam czegoś brakuje. Ale nie taki jest porządek świata, nie tak działa Bóg. Nie ma ani jednego cudu w Ewangelii, w którym Chrystus stwarza z niczego, to znaczy, przywraca do zdrowia tylko to, co nie działa jak trzeba, ale ręce i nogi kalekim osobom nie wyrastają. Diabeł nie lubi cierpliwości, stąd mówimy: co nagle, to po diable.
Skoro jesteś Synem Bożym, to rzuć się w dół, uwolnij się od ciężaru ciała. Bądź jak Ikar!
Ta pokusa jest niezwykle subtelna. Generalnie chodzi o to, by się uwolnić od ciężarów człowieczeństwa i codzienności. Wśród osób pobożnych może się to przejawiać np. w takich myślach: "Mój drogi, jesteś stworzony do rzeczy wyższych, co się będziesz zajmował sprawami przyziemnymi, wychowaniem, codziennymi obowiązkami, babraniem rąk brudną robotą. Zostaw te troski innym, ty zatop się całkowicie w modlitwie, w pobożności. Zapomnij o swojej cielesności". Oczywiście to nie jest tak, że my te myśli tak wyraźnie słyszymy w codzienności. Wszystko dzieje się szybko. Przez naszą głowę przepływa cały strumień myśli. Możemy nie być nawet świadomi, że działamy pod ich dyktando. Ale w momencie wyboru one się ujawniają, stają się wyrazistsze.
Ta pokusa radykalnie przeciwstawia modlitwę, ciszę, codziennemu zaangażowaniu w świat. Stawia przed czarno-białą alternatywą: albo się modlę albo działam. Brat Moris pisze, że życie modlitwy ma sens o tyle, "o ile związane będzie z pragnieniem służenia innym (…) poprzez odważne znoszenie dla innych krzątaniny, rozczarowania, niczemu nie służącego ruchu w sposób nieunikniony związanego z ludzkimi relacjami". (…) Bóg wcale nie mówi nam, że w Kościele są z jednej strony tzw. "doskonali", którzy mogą takimi się stać, dzięki uprzywilejowanym warunkom, dzięki ciszy, oderwaniu od kłopotów dnia codziennego, a z drugiej ci, dla których dostęp do prawdziwych skarbów duchowych jest prawie niemożliwy, bo wychowują dzieci, ciężko pracują, nie mają ciszy, mają mnóstwo obowiązków. Jeśli tak, to wezwanie do modlitwy, skierowane byłoby tylko do nielicznych. Ale niczego takiego nie ma w Ewangelii".
Nie myśl za dużo, wybieraj najprostsze rozwiązania
Jedną z niezawodnych sztuczek diabła jest ukazywanie "jednowymiarowej" wizję człowieka i zachęta, aby łamać sobie głowy zbyt złożonym myśleniem. Wszystkie redukcje, próby znalezienia drogi na skróty, działanie pod wpływem zmieniających się mód, pomijanie etapów dojrzewania, to są pokusy od złego. Ten jeden wymiar to może być wspomniany już wcześniej angelizm - czyli fałszywe przekonanie, że nie mam cielesnych ograniczeń. Czasem ta jednowymiarowość wyraża się w spłaszczaniu rzeczywistości, które głosi, że istnieje jedna przyczyna problemu. Większość sporów, kłótni i podziałów tutaj ma swoje źródło, także w życiu społecznym i politycznym. Bardzo skutecznym narzędziem złego jest jego odwieczny oręż, czyli mechanizm kozła ofiarnego, szukanie winnego, który wszystko wyjaśni i uwolni mnie lub jakąś grupę od odpowiedzialności.
Skup się na twoim problemie
Diabeł jako istota duchowa sprytnie wpływa też na strumień myślenia człowieka i nie pokazuje całości, lecz fragment. Na przykład, koncentruje człowieka na jego szczególnej słabości, odcinając jego uwagę od reszty człowieczeństwa, od darów, osiągnięć, Bożego wybrania. W wielu uzależnieniach problemem nie tyle jest środek uzależniający jak alkohol czy przyjemność seksualna, ale to, co prowadzi do korzystania z tych środków. A jednak wtedy człowiek chce widzieć tylko skutek i próbuje go bezpośrednio zwalczać. Nic to nie daje, bo nie pyta o przyczynę, która często jest przed nim zakryta przez nadmierne skupienie na skutku. Ktoś może za dużo pracować, potem jest ciągle zmęczony i z konieczności szuka ulgi w używkach czy w przyjemności seksualnej. Ale główny problem widzi nie w tym, że za dużo pracuje i dlaczego to czyni, lecz w tym, że ma problem seksualny.
Bóg chce, byśmy patrzyli na rozległy horyzont, widzieli szeroką wizję, jak choćby tę z Listu św. Pawła do Efezjan: "Bóg wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem". To jest sposób działania Boga. Diabeł zwykle wszystko zawęża, każe patrzeć na rzeczywistość przez mikroskop.
Bądź doskonały, a wtedy cię pokochają
Jeśli diabeł wyczuje, że to nie działa, to wtedy uderza w człowieka perfekcjonizmem, czyli fałszywą wizją doskonałości. Myślę, że w ten sposób diabeł osłabia wielu dobrych ludzi i prowadzi ich do wypalenia i zniechęcenia. Jak to się wyraża? Wmawianiem, że nie można popełnić błędu, wszystko musi być cacy. Przekonaniem, że tylko ja mogę coś właściwie zrobić, nikt nie może mnie wyręczyć. W tle ukrywa się przeświadczenie, że nie mam granic. Nie może też być we mnie zgody na słabość, ograniczenie, bo przecież takiego kogoś nie można kochać.
Perfekcjoniści najbardziej cierpią, gdy odczuwają bezsilność. Walczą z nią, walą głową w mur, sądzą, że istnieje wyjście, że samemu można dać radę, tylko jeszcze nie znalazło się odpowiedniego sposobu. Tymczasem bezsilność to w tym przypadku szczególny Boży dar, by pokruszyć pancerz perfekcjonizmu, podszytego samowystarczalnością i połączonego z przesadną troską o siebie. By człowieka utwierdzić w perfekcjonizmie, trzeba też karmić jego poczucie winy z powodu nieumiejętności powiedzenia "nie", bo przecież człowiek doskonały nie odmawia drugiemu. Zawsze ma być dyspozycyjny.
Pustynia to moje serce, moje konkretne życie, nawet to pogmatwane, bolące tu i ówdzie. Właśnie na tej pustyni bije Źródło. Wielu ludzi boi się ciszy i pustyni, bo nie chcą zobaczyć swego prawdziwego oblicza, nie chcą dotknąć tego, co bolesne, nie chcą zauważyć, do czego są kuszeni. Ponadto często uważamy, że wyjście na pustynię to ucieczka od życia. A ile czasu tracimy na różnego rodzaju ucieczki, które dzieją się w codzienności? Każdy ma swojego Red Bulla. Oczywiście, nie chcemy widzieć, że to ucieczka, bo na tym polega ucieczka. Zmierzyć się z własną pustynią, to znaleźć czas na ciszę. Potem, w codzienności, kiedy pustynia mnie uwolni i oczyści, będę miał jeszcze więcej czasu dla Boga, innych i siebie.
Polecam: "W krainę ciszy" M. Lairda OCD
Książka ta budzi tęsknotę za prostotą i wewnętrznym pokojem. Ojciec M. Laird proponuje drogę, która prowadzi nas od zewnętrznego chaosu trosk, myśli, ran, lęków i nieustannej "wewnętrznej opery mydlanej" toczącej się w naszej głowie, do naszego centrum, gdzie obecny jest Bóg i gdzie cieszymy się z tego, że jesteśmy. Tam doświadczamy pokoju. Jest to książka dla tych, którzy pragną ciszy w zabieganiu i chcą uczyć się modlitwy, by potem doświadczyć wewnętrznej wolności, a także doznać stopniowego uzdrowienia. Gorąco polecam wszystkim, którzy szukają duchowego rozwoju.
Skomentuj artykuł