Bóg sprawdza w ten sposób, czy dążymy do zjednoczenia z Nim nie dla własnych korzyści, ale z czystej miłości. Kto chce, niech czerpie. Jego życie zmieni się nie do poznania!
Piotr Kosiarski: Niektórzy mówią, że taka modlitwa to strata czasu.
Ks. Andrzej Muszala: W takim razie Jezus Chrystus także tracił czas. Jeśli ktoś tak uważa, to chyba nie rozumie do końca, czym jest modlitwa w ciszy. To forma kontaktu z Bogiem, która prowadzi do całkowitego oddania się Mu. Do powierzenia Mu swojego życia, woli, rozumu - całego siebie; to niejako powiedzenie Bogu: "Jestem Twój", "Należę do Ciebie". Oby wszyscy "tracili" czas na taką modlitwę - wówczas ich życie zmieniłoby się nie do poznania.
Dlaczego większość osób praktykujących modlitwę w ciszy tak późno ją odkrywa?
Bo nie jesteśmy do tego przyzwyczajani od dzieciństwa. W innych krajach kładzie się znacznie większy nacisk na przygotowywanie do tego rodzaju modlitwy.
W jaki sposób?
Wszystko zaczyna się jeszcze w łonie matki. Okazuje się, że jeśli matka modli się w ciszy, i robi to każdego dnia, to dziecko jest o wiele bardziej otwarte na ciszę. Mniej więcej już w trzecim roku życia można je uczyć modlić się w ten sposób. Są nawet na ten temat specjalne podręczniki. U nas mało kto chyba o tym słyszał.
Dlaczego?
W polskim Kościele panuje duża obrzędowość i nacisk położony jest na modlitwę ustną. Ciągle powiększamy liczbę różnych nowenn i nabożeństw, nie zdając sobie sprawy, że duchowość rozwija się odwrotnie - człowiek coraz bardziej milknie, zostawiając miejsce Bogu.
Kiedy najlepiej zacząć modlić się w ciszy?
Im wcześniej, tym lepiej. Gdy jesteśmy młodzi, jesteśmy bardziej plastyczni. Gdy nabieramy przyzwyczajeń - jest trudniej. Mówi się, że przyzwyczajenia są drugą naturą. Dlatego im szybciej człowiek zrozumie wagę tej modlitwy, tym łatwiej się na nią "przestawi". Najczęściej jednak dzieje się to na studiach lub zaraz po.
Jak myśleć o Bogu podczas takiej modlitwy? Czy można Go sobie jakoś wyobrażać?
Trzeba przede wszystkim otworzyć Ewangelię. Droga do Boga prowadzi przez człowieczeństwo Chrystusa. Syn Boży, jako człowiek, objawił nam się w Ciele i to jest zapisane w Ewangelii. On jest Słowem wypowiedzianym do nas przez Ojca, ale też Słowem, które przemawia do nas przez sposób życia, zachowania, gesty.
Wystarczy bardzo powoli czytać kilka zdań, np. przez pół godziny - to już jest bardzo głęboka modlitwa. Wtedy my nic nie mówimy, tylko On mówi; On nas przemienia. Można również spróbować wyobrazić sobie jakąś scenę z Ewangelii. Dobrze na chwilę zamknąć oczy, powiedzieć "Kocham Cię" - to jest akt oddania i właściwie jedyne zdanie, które może wypowiedzieć człowiek po tym, co wcześniej usłyszy od Boga.
Jak sobie radzić z rozproszeniami?
Po pierwsze, nie należy się poddawać. Jeśli ktoś znalazł się w obcym kraju bez znajomości języka, prawdopodobnie w pierwszym odruchu chciałby stamtąd uciec. Podobnie jest w przypadku modlitwy. Trzeba uwierzyć, że cisza jest językiem Boga, a samotność - przestrzenią Jego przebywania. Nie należy dezerterować. To jest pierwszy warunek. Sam Jezus mówi: "Kto wytrwa do końca, będzie zbawiony", czyli zostanie z Nim zjednoczony.
Po drugie, dobrze jest tę modlitwę umiejscowić w takim punkcie dnia, w którym jesteśmy najmniej rozproszeni. Wiele osób modli się zaraz po przebudzeniu. Wstaje, gdy reszta domowników jeszcze śpi, zapala świecę, otwiera Pismo Święte i modli się. Umysł jest "zresetowany" przez noc; nie bombardują go setki informacji.
Jak się do takiej modlitwy przygotować?
Gdy ktoś modli się później, warto znaleźć pięć, dziesięć minut "buforu" - przejścia z tego świata w świat Boga, czytając jakiś dobry tekst, np. "O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza a Kempis. Taka lektura nakieruje nas na świat wewnętrzny. Można też bardzo wolno odmawiać "Ojcze nasz", zatrzymując się nad każdym wezwaniem. Wtedy łatwiej "wyhamować" i wejść w ciszę.
Czy modlitwa w ciszy jest tym samym co kontemplacja?
Modlitwa w ciszy powinna prowadzić do kontemplacji.
Czyli do czego?
Kontemplacja to patrzenie na Boga przez pryzmat wiary. Jeżeli coś kontempluję, np. piękno jakiegoś krajobrazu, to patrzę na niego, zachwycam się nim, podziwiam go, a on mnie przenika; nie śpieszę się, mogę tak siedzieć 15-20 minut i patrzeć. Przenosząc to na płaszczyznę nadprzyrodzoną, kontemplacja to patrzenie na Boga, który jest niewidzialny, ale obecny w duszy. O tym czytamy w Ewangelii.
Święta Teresa z Avila mówiła do swoich córek duchowych: "nie żądam od was jakichś wielkich rozmyślań ani teologicznych dociekań. Żądam tylko jednego: żebyście na Niego patrzyły jak na swojego umiłowanego". I to jest kontemplacja.
Na koniec można powiedzieć Bogu: "jestem Twój", "kocham Cię", "chcę tego, czego Ty chcesz". Całkowite oddanie się Bogu w ciszy - to także jest kontemplacja.
A czym kontemplacja różni się od medytacji?
Medytacja to wnikanie rozumem w tekst, który przeczytaliśmy; może być ona bardzo pomocna np. w modlitwie wewnętrznej w formie ignacjańskiej. Święty Ignacy z Loyoli poleca, aby dobrze przeanalizować tekst biblijny, zastanowić się nad tym, co się wydarza, jakie osoby występują w danej scenie, gdzie, kiedy - czy rano, czy wieczorem itd…. Ale nie można na tym poprzestać. Święta Teresa z Avila przestrzega, aby się w tym rozważaniu nie "utopić", nie zatrzymać się na nim. Chodzi o to, żeby rozważanie jeszcze bardziej rozpaliło moją miłość ku Jezusowi, dlatego w pewnym momencie trzeba je pozostawić i przejść do kontemplacji, czyli patrzenia na Jezusa i oddania Mu się.
Medytacja pomaga w skupieniu ludziom aktywnym, uspokaja ich i przybliża do Jezusa. Naturalnym przedłużeniem tej medytacji jest kontemplacja.
Jak często i jak długo się modlić?
Codziennie. Większość pewnie powie, że to niemożliwe, że lepiej co drugi dzień albo raz w tygodniu przez trzy godziny. Tymczasem modlitwa jest jak pokarm. Nasze ciało musi regularnie go przyjmować, aby mogło się rozwijać. Podobnie jest z modlitwą, która jest pokarmem duszy.
Moim zdaniem 15 minut na modlitwę to zdecydowanie za mało; optymalne jest pół godziny. Jeśli komuś naprawdę zależy, znajdzie ten czas. Inne czynności będą do niego dostosowane. Nie ma innego wyjścia. Jezus mówił: "Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie". Oraz: "Jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?".
Jaką postawę zachować na modlitwie? Czy powinny jej towarzyszyć jakieś specjalne techniki?
Na pewno unikałbym wschodnich naleciałości, które są teraz bardzo modne. Należy do nich zbyt intensywne koncentrowanie się na oddechu, ciele itp.
Dlaczego?
Bo to jest skupianie się na sobie, a Ewangelia nic na ten temat nie mówi. Na dodatek może się to okazać pułapką.
Jeśli chodzi o postawę zewnętrzną, to nie zalecałbym leżenia w łóżku lub siedzenia w głębokim fotelu. Bardzo łatwo można wtedy zasnąć. Modlitwie w ciszy powinna towarzyszyć postawa, która najbardziej prowadzi do skupienia. Niektórzy przez 5, 10 minut klęczą przed ikoną, a potem, kiedy już się wyciszą, siadają i przez kolejne 20, 25 minut czytają Ewangelię i wchodzą w kontemplację.
Dobrze mieć kąt w domu albo jakąś ulubioną kaplicę, do której można przyjść, gdzie panuje cisza, ludzie nie wchodzą i nie wychodzą, trzaskając drzwiami. Niestety, ciszę trudno dzisiaj znaleźć, także w kościołach.
Jak urządzić sobie takie prywatne miejsce modlitwy?
To może być jakiś mały kąt w pokoju, w którym się pracuje, lub przestrzeń z drugiej strony stołu, gdzie leży tylko Pismo Święte i ikona.
Są też lepsze rozwiązania - w niektórych mieszkaniach widziałem specjalne domowe kaplice, urządzone np. w pokoju na piętrze. To jest coś pięknego. W takiej przestrzeni znajduje się duża ikona i Pismo Święte. Tam wszyscy domownicy wspólnie się modlą.
Raz poznałem rodzinę, która wieczorem spotykała się w takim miejscu. Rodzice czytali swoim czterem synom Pismo Święte, potem najmłodsi mogli wyjść, ale przez kolejne 25 minut musieli być cicho, dopóki rodzice i starsi bracia nie skończą modlitwy.
A więc dzieci też mogą praktykować modlitwę w ciszy.
Oczywiście. To zadziwiające, jak później są one spokojne. Widać to szczególnie w czasie liturgii. Dzieci nie gonią przed ołtarzem i nie krzyczą, jak często ma to miejsce w naszych kościołach. Aby tak się zachowywały, muszą być jednak od małego uczone, że modlitwa to czas skupienia i ciszy. Im dziecko jest młodsze, tym więcej asymiluje.
Znów powracamy do życia prenatalnego.
Posiadamy nie tylko pamięć abstrakcyjną, ale także tzw. pamięć komórkową. To znaczy, że możemy również zapamiętywać ważne sytuacje na poziomie komórek i tkanek. Nie pamiętamy wielu rzeczy z dzieciństwa, ale nie oznacza to, że nie byliśmy już wtedy formowani. Tak samo jest z życiem prenatalnym. Nic nie pamiętamy, ale będąc w łonie matki, rejestrujemy to, czym ona żyje.
Niektórzy lekarze mówią wprost, że jeśli matka myśli o aborcji, jej dziecko może później mieć myśli samobójcze lub żyć w przekonaniu, że jest niechciane. I odwrotnie. Jeśli matka dba o ciszę i modlitwę, to jej dziecko jest później o wiele spokojniejsze. Ono już przed narodzeniem asymiluje, że istnieje coś takiego jak świat nadprzyrodzony, a człowiek to nie tylko ciało ale także duch.
Co jest celem modlitwy w ciszy?
Pierwszy cel to zjednoczenie z Bogiem i okazanie Mu miłości. Tego samego zresztą pragnie Bóg względem nas. Jezus wyraził to w ostatnim zdaniu modlitwy arcykapłańskiej: "aby Miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich". Na modlitwie mamy dążyć do takiego zjednoczenia, jakie panuje między Ojcem i Synem w Duchu Świętym.
Drugi, jakby "uboczny" cel to osiągnięcie pełni człowieczeństwa. Tu nie chodzi o "rozpłynięcie się" w Bogu czy osiągnięcie czegoś podobnego do stanu nirwany - wtedy zaniknęłaby nasza osobowość. W chrześcijaństwie chodzi o coś zupełnie innego; im bardziej jesteśmy zjednoczeni z Bogiem, tym bardziej jesteśmy sobą. Wtedy wzrasta poczucie pewności wykonywanych czynów, jesteśmy bardziej wrażliwi, robimy więcej i szybciej, lepiej służymy innym. Nasza osobowość staje się bardziej wyrazista. "Po owocach ich poznacie".
Bóg chce, abyśmy byli ludźmi pełnymi na wszystkich poziomach, nie tylko na Boskim, ale i ludzkim.
A jeśli ktoś nie zobaczy owoców od razu?
I to jest bardzo trudne w tej modlitwie; ona nie przynosi owoców od razu. To nie jest tak jak w sytuacjach, gdy ktoś przychodzi i z miejsca zaczyna modlić się językami, "pada na posadzkę" albo dostaje "kopa" z nieba. Nie deprecjonuję takich modlitw, ale to czas weryfikuje wartość modlitwy - czy człowiek rzeczywiście współpracuje z Duchem Świętym i więcej służy innym.
Modlitwa w ciszy jest zupełnie inna. To jest modlitwa spokojna, często bez wzlotów. To może ludzi trochę zniechęcać, bo chcieliby doświadczać od razu jakichś pozytywnych efektów, przeżyć. To trochę jak z grą na fortepianie: gdyby ktoś słuchał przez pierwsze tygodnie kogoś, kto uczy się grać, mógłby się załamać. A przecież ten uczeń w przyszłości może zostać sławnym wirtuozem. I tak jest też z modlitwą w ciszy. W niej potrzebna jest wytrwałość. Bóg sprawdza w ten sposób, czy ten człowiek naprawdę chce iść do zjednoczenia z Nim nie dla swoich korzyści, ale z czystej miłości.
Początki tego, co piękne, są trudne.
Efekty nie przychodzą od razu. Trzeba pamiętać o tym, co mówiła św. Teresa z Avila: "Trzeba, aby ci, którzy przystępują do tego bożego dzieła, nie myśleli o pociechach. To nie jest jeszcze czas, kiedy Bóg nas napełnia odczuwalnie swoją mocą".
Bardzo ważne jest to, aby nie szukać siebie. Jeśli idę na modlitwę dla Boga, nie muszę szukać pociech. Może On chce je dziś dać komuś innemu. A ja? Mam jeszcze jeden obszar życia do oddania Ojcu. Chcę ucieszyć Jego, nie siebie. Jeżeli z takim nastawieniem zaczynamy modlitwę, nigdy nie mamy problemu. Schody zaczynają się wtedy, gdy modlimy się, myśląc bardziej o sobie i swoich sprawach niż o Bogu.
Czy ktoś ze świętych modlił się w ten sposób? Kto może być patronem mojej cichej modlitwy?
Nie znam świętych, którzy by nie modlili się w ten sposób. Ale o tym bardzo mało się mówi.
Święty Jan Paweł II - wielki papież, pielgrzym, uczestnik tysięcy spotkań - mało kto wie, że każdy dzień zaczynał od godzinnej modlitwy w ciszy. Uczył się tego u Jana Tyranowskiego, krawca z krakowskich Dębnik. Młodzi ludzie przychodzili do jego mieszkania przy ul. Różanej, i to w czasie wojny, by uczyć się kontemplacji. Jedenastu jego "wychowanków" wstąpiło później do zakonów lub seminariów. Wśród nich Karol Wojtyła.
Święta Teresa z Lisieux modliła się codziennie przez dwie godziny, rano i wieczorem. Oczywiście to była zakonnica - nikt nie każe nam od razu modlić się tak długo - pół godziny to już jest bardzo dużo.
Święta Matka Teresa z Kalkuty to następny gigant wyrastający z milczącego trwania przed Bogiem. Pierwszą godzinę dziennie spędzała przed Najświętszym Sakramentem. Mówiła, że jeśli siostry nie będą tego praktykować, niech nawet nie zabierają się za pracę.
Błogosławiony John Henry Newman pozostawił po sobie zapiski, rozmyślania i modlitwy - ślad tego, jak codziennie modlił się w ciszy.
Papież Franciszek porywa młodych, zachęca nas, abyśmy wstali z kanapy. Kto jednak wie, że między godziną 19.00 a 20.00 codziennie jest w kaplicy? W rozmowie z Antonio Spadaro SJ powiedział, że wieczorne trwanie przed Najświętszym Sakramentem to jego ulubiona forma modlitwy.
Każda z tych wielkich postaci zaczynała jak mały robaczek. Modlitwa w ciszy jest dla każdego. Kto chce, niech czerpie; Bóg będzie go prowadził ku niezwykłej zażyłości ze sobą.
Ks. Andrzej Muszala - duchowny archidiecezji krakowskiej, doktor habilitowany nauk teologicznych, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, bioetyk. Prowadzi wspólnotę Pustelnia. Jej spotkania odbywają się w każdy wtorek o godzinie 19:30 w kościele św. Marka w Krakowie.
Piotr Kosiarski - redaktor portalu DEON.pl. Prowadzi bloga Mapa bezdroży
Skomentuj artykuł