Nie będę z tobą rozmawiać. I co na to Jezus?

Nie będę z tobą rozmawiać. I co na to Jezus?
(fot. shutterstock.com)

Jak zareagowałby Jezus, gdyby widział dwóch katolików okładających się biczami hejtu tylko dlatego, że jeden jest krytyczny wobec rządu, a drugi nie?

"Jezus rzekł do niej: "Daj mi pić" (J 4, 7).

Do dzisiaj nic się w tym względzie nie zmieniło. Jezus prosi kobietę przy studni o trochę wody do picia. Prosi jak człowiek człowieka, bo w pragnieniu napoju wszyscy jesteśmy równi. Tak samo w pragnieniu Boga, w godności, w głodzie, w bólu i cierpieniu. Nieważne, czy jest chrześcijaninem, buddystą, Polakiem czy Żydem. Gdy cierpimy te różnice ulegają zawieszeniu. Zresztą, Jezus podczas Sądu Ostatecznego w żaden sposób nie klasyfikuje ludzi oczekujących na pomoc ponad to, że są ludźmi. Ani rasą, ani religią czy narodowością. Liczy się tylko ludzka potrzeba, w dodatku dotycząca ciała.

DEON.PL POLECA

Na prośbę Jezusa kobieta samarytańska nadyma się jak indor. Wyzwala się w niej instynkt obronny. Na plan pierwszy wysuwa się podział, przynależność narodowa, religia: "Jakżeż, Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić" (J 4, 9).

Przecież my ze sobą nie rozmawiamy. Czy nie wiesz, że między nami zionie przepaść? Nie pamiętasz, że jesteśmy wrogami? Nie mogę Ci pomóc. (Nota bene w końcu, ale z innych powodów, Samarytanka nie podaje Mu wody).

W naszym kraju, uznanym za chrześcijański, wielu ochrzczonych zachowują się tak jak Samarytanka na początku rozmowy z Jezusem. Wprawdzie nie dzieli nas państwowość ani religia, ale na pewno rozpalają nas do czerwoności obozy polityczne, różne koncepcje narodu i państwa, inna wizja działania Kościoła w świecie. Gdy taka czy inna partia zajmuje miejsce naczelne, wtedy nie ma człowieka, nie ma też chrześcijanina. Obaj wyparowują z przestrzeni międzyludzkiej. Pozostaje "odczłowieczenie" i "zateizowanie" rywala, wroga, zaprzańca i zdrajcy. Górę biorą role, rozgrywki, lęki i uprzedzenia, a nie to, co najgłębsze.

Gdy Rodion Raskolnikow zwierza się w "Zbrodni i karze" pewnemu oficerowi na temat Aloszy Iwanownej, którą planuje zabić, "odczłowiecza" lichwiarkę i pozbawia ją jakiegokolwiek dobra:"to wsza, karaluch, głupia, nic niewarta, chora baba, bezmyślna, nikomu niepotrzebna, owszem, szkodliwa, która sama nie wie, po co żyje". Zupełnie jakbyśmy czytali współczesne komentarze z internetowych witryn. Ale Raskolnikow nie tylko nienawidzi, on ma wspaniały cel do zrealizowania: "Setki, może tysiące ludzkich istnień dałoby się skierować na właściwą drogę: dziesiątki rodzin ocalić od nędzy, rozkładu, zguby, od rozpusty, od wenerycznych szpitali - to wszystko za jej pieniądze. Zabij ją i weź jej pieniądze, z tym, że następnie z ich pomocą poświęcisz się służbie dla całej ludzkości, dla dobra powszechnego".

Grunt to mieć szczytny cel, zwłaszcza jeśli jest nim "dobro ludzkości". Zawsze przecież walczy się o to, co najcenniejsze: wiara, Bóg, ojczyzna, wartości, Kościół, naród. Wtedy jest po co żyć. Jeśli walka i pogarda dominuje, to wówczas wszelkie chwyty są dozwolone, nawet te niegodne człowieka. Czyż cel nie uświęca środków? Jasne, że tak. Dlatego niektórym wydaje się, że można bez większych skrupułów przewalcować kogoś hejtem, zmiażdżyć taranem oszczerstw, wylać wszelkie możliwe pomyje.

Co na to powiedziałby Jezus? Jak zareagowałby, gdyby widział dwóch katolików wyklinających się i okładających biczami hejtu tylko dlatego, że jeden jest krytyczny wobec rządu, a drugi nie? Co zrobiłby, gdyby widział swoich uczniów, którzy zachowują się jakby zapomnieli, kim tak naprawdę się stali?  

Zrobiłby najpierw to, co uczynił wobec Samarytanki. Chrystus nie daje się wciągnąć w  retorykę wrogości. Nie pozwala się sprowokować. Nie staje po żadnej stronie sporu. Bierze w nawias różnice religijne, narodowe, polityczne, a nawet płciowe, bo przecież mężczyzna nie powinien na odludziu rozmawiać z nieznajomą kobietą. Dlaczego tak postępuje? Ponieważ widzi w Samarytance człowieka.

Boże spojrzenie, w przeciwieństwie do naszego, zwłaszcza nieoczyszczonego przez Ewangelię i moc Ducha, nie jest skażone grzechem. Potrafi oddzielić grzech od grzesznika. Nie czuje się zagrożone człowiekiem, który się pogubił. Nie musi się od niego separować, tak jak próbują to robić faryzeusze wszystkich czasów. Spojrzenie Jezusa sięga bowiem tam, gdzie człowiek, zwłaszcza skłócony z bliźnim, nie potrafi już dotrzeć.

Z jakiej perspektywy Chrystus patrzy na Samarytankę i na każdego człowieka? Pisze o niej św. Teresa z Ávili w "Twierdzy wewnętrznej": "Wielki to wstyd, że z własnej winy nie znamy samych siebie. Jakie skarby mieszczą się w naszej duszy i jak wysoka jest jej cena, i kim jest Ten, co w niej mieszka, nad tym rzadko kiedy się zastanawiamy". Co więcej, w sercu ludzkim, zdaniem świętej, lśni "źródło i słońce jaśniejące, obecne zawsze w pośrodku duszy, chociażby grzechem śmiertelnym zmazanej i nigdy nie traci ono boskiej jasności swojej i żadna złość grzechu nie zdoła zaćmić przedwiecznej jego piękności" (TW, 54). Ten niesamowity wgląd hiszpańskiej karmelitanki w tajemnicę ludzkiego serca nie jest owocem oddalenia, lecz zbliżenia do Boga. W każdym człowieku kryje się coś nienaruszalnego, nietykalnego przez grzech, chociażby z tego powodu, że to Bóg stwarza każdą duszę ludzką.

A więc Jezus nie wdaje się w powierzchowne przepychanki, lecz schodzi na ten poziom człowieczeństwa, gdzie pomiędzy ludźmi nie istnieją żadne podziały. Wskazuje na to,  że w każdym człowieku, w Samarytance również, drzemie "pragnienie wody żywej". Tam, gdzie pragniemy Boga, panuje jedność. Bóg nie dzieli. Ta tęsknota, ten głód jest znacznie ważniejszy i ponadczasowy niż to, w jakim kraju się mieszka, pod czyimi rządami i do jakiego obozu się należy.

Samarytanka z początku nie ma pojęcia, o czym Jezus mówi. Siła podziału dobrze się w niej zadomowiła. Tak paraliżuje jej myślenie i słuch, że nie słyszy dokładnie, co ten Żyd mówi. Ciągle operuje swoimi kategoriami, przekręca to, co powiedział, uparcie trwa przy swoim. Jezus zaczyna mówić już o wodzie dla ducha, a Samarytanka ciągle myśli o wodzie dla ciała.

Chrystus nie daje jednak za wygraną. Cierpliwie drąży temat jak kropla skałę. Zadzierzgnęła się już nić porozumienia, na razie cienka i krucha, ale prawdziwa. Wyjaśnia, o co Mu chodzi, nie obraża się na upartość kobiety. I ogłasza jej, że istnieje woda, po której nie chce się pić, po której znika pragnienie.

Ale Samarytanka nadal swoje. Pływa po powierzchni. Chciałaby takiej wody, żeby nie musiała nosić codziennie dzbanów.

Jezus, widząc, że opór materii jest spory, zmienia taktykę. Z wielkiej teologii przechodzi na poziom życia codziennego i prosi: "Idź, zawołaj męża". Kiedy kobieta odpowiada, że nie ma męża, Jezus ją chwali: "Dobrze powiedziałaś". Dostrzega i nazywa jej szczerość. I w tym momencie coś w niej pęka. Chrystus nie wyciąga z niej winy i grzechu jak na przesłuchaniu, lecz najpierw stara się zauważyć w niej dobro. I dlatego ją wyzwala, nie zabija jak Raskolnikow Aloszę Iwanowną. Nie wbija jej w ziemię jak wielu ochrzczonych poniża innych ochrzczonych, bo myślą inaczej - nie mają przecież do tego prawa.

Jezus jest niedościgłym wzorem. Nikt z nas nie zna w pełni serca drugiego człowieka. Tym bardziej więc powinniśmy wystrzegać się osądów. Ta Ewangelia uczy jednak, że do pokoju wiedzie tylko jedna droga: trzeba rozmawiać, słuchać się wzajemnie, cierpliwie wyjaśniać, próbować wydobyć jakieś dobro z człowieka, nawet jeśli to największy wróg. Bo jeśli człowieczeństwo i wiara nie będzie dla nas najważniejsza, nic nam nie przyjdzie z kolejnych rocznic chrztu Polski.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie będę z tobą rozmawiać. I co na to Jezus?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.