Niewolnica, która chciała latać. Jan Paweł II nazwał ją "rzeczniczką prawdziwej emancypacji"
Nie znała swojego prawdziwego imienia, ale nazywano ją Bakhitą - "Szczęściarą". 8 lutego obchodzimy jej wspomnienie.
Kiedy umierała, nie znała swego prawdziwego imienia. Daty urodzin również nie była pewna. Jej ciało naznaczone było ponad setką blizn, które pozostawili na nim handlarze niewolników i kolejni właściciele, dla których była tylko przedmiotem.
Umierała, pamiętając jak ciężkie są kajdany i łańcuchy, które kiedyś dźwigała, ale na jej pogrzeb przyszły tłumy i ludzie mówili, że odeszła święta. 8 lutego Kościół wspomina pochodzącą z Sudanu zakonnicę – św. Józefinę Bakhitę.
Przyszła na świat prawdopodobnie w 1869 roku. Kiedy miała kilka lat, została porwana przez łowców niewolników. Wtedy straciła cały swój świat. Zapomniała nawet, jak do niej mówili bliscy. Arabscy handlarze nazwali ją Bakhitą czyli „Szczęściarą”, ale przez lata jej los niewiele miał wspólnego z tym, jak się do niej zwracano. Sprzedawana kilkakrotnie, była poniżana i bita do krwi, tatuowana brzytwą a w powstające na jej ciele rany sypano sól, wielokrotnie ją chłostano. Dziewczyna doświadczała tego, co było wówczas codziennością niewolników.
Dopiero kiedy trafiła w ręce włoskiego konsula Callisto Legnani'ego, to być może wtedy, słysząc wołanie "Bakhita!", mogła pomyśleć o szczęściu, o tym, że jej los się odmieni. I tak rzeczywiście się stało. Wraz ze swoim nowym panem, który traktował ją „po ludzku” trafiła do Włoch, a tam w ręce kolejnej rodziny, u której pracowała jako niania. Pewnego zaś dnia znalazła się pod opieką sióstr kanosjanek w Wenecji i to one – jak wspomina – „te święte matki z heroiczną cierpliwością zaczęły mnie nauczać i dały mi poznać Boga, którego czułam w moim sercu, od kiedy byłam dzieckiem, chociaż go nie znałam”. Już jako młoda dziewczyna patrzyła na gwiazdy, podziwiała otaczający ją świat i pytała: „Kto jest panem tych wszystkich pięknych rzeczy?”
Modlitwa Jana Pawła II o nadzieję w trudnych czasach
Pragnienie poznania Boga, które zrodziło się w sercu prostej, niewykształconej niewolnicy było tak wielkie, że kiedy nadszedł czas powrotu do domu, w którym pracowała, okazało się, że dziewczyna uparcie odmawiała. Chciała pozostać w klasztorze. Co ostatecznie, choć nie bez trudności i niezadowolenia rodziny, u której służyła, udało się zrealizować.
9 stycznia 1896 roku Bakhita przyjęła chrzest, bierzmowanie oraz Pierwszą Komunię Świętą. Na chrzcie otrzymała trzy imiona: Józefina, Małgorzata i Fortunata. W grudniu 1896 roku złożyła śluby zakonne, rozpoczynając kolejny etap życia. Aż do śmierci w 1947 roku, przez wiele lat w domu zakonnym wypełniała najprostsze prace: sprzątała, prała, szyła. Była na portierni i w zakrystii. Podróżowała też po Włoszech, zachęcając do prowadzenia działań misyjnych. Mówiła: „chciałabym latać w powietrzu, aby dotrzeć do wszystkich i oświecić ich wiarą; ponieważ misjonarzy jest mało, a Afryka jest wielka".
Modlitwa do św. Rity w cierpieniu
Św. Józefina Bakhita doświadczyła bolesnego losu niewolnictwa, a mimo to pozostała pokorną, ciepłą i uśmiechniętą osobą. Ta, którą po wielokroć dotykało nieszczęście, miała w sobie tyle siły - wielkości ducha, że potrafiła wyznać: „gdybym spotkała tych handlarzy niewolnikami, którzy mnie porwali, a także tych, którzy mnie torturowali, uklękłabym przed nimi i ucałowałabym im ręce, ponieważ gdyby się to wszystko nie wydarzyło, nie byłabym teraz ani chrześcijanką, ani zakonnicą..."
Józefina Bakhita została beatyfikowana w 1992 roku, a kanonizowana w r. 2000. Jan Paweł II mówił wtedy w homilii: „W dzisiejszym świecie tysiące kobiet nadal pada ofiarą niesprawiedliwości, nawet w rozwiniętych, nowoczesnych społeczeństwach. W św. Józefinie Bakhicie dostrzegamy wspaniałą rzeczniczkę prawdziwej emancypacji.”
Papież Franciszek wielokrotnie wskazywał, że handel ludźmi jest skandalem we współczesnym świecie, jest otwartą raną w Ciele Chrystusa i zbrodnią przeciw ludzkości, a św. Józefina, która jest patronką ofiar niewolnictwa, także dzisiaj „pokazuje nam, jak poświęcać się ubogim z czułością, delikatnością i współczuciem.”
Skomentuj artykuł