Adwent oznacza przyjście. Kogo? Samego Boga. Dlatego Adwent nie jest jedynie czekaniem na rocznicę narodzenia Chrystusa, na Wigilię, karpia, prezenty, roztkliwienie się przy żłóbku. To zdecydowanie za mało. Pan jest blisko, przychodzi do nas teraz, a nie tylko w przeszłości lub przyszłości, których nie ma. Przychodzi w takiej postaci, jaka Mu się podoba, na sposób ludzki jak w Jezusie, abyśmy mogli Go rozpoznać i przyjąć. Po co? Żeby nas wyzwolił i uczynił szczęśliwymi.
W najbliższych trzech dniach chciałbym rozważyć trzy adwentowe przypowieści Chrystusa z Ewangelii według św. Mateusza. (właściwie dwie i jedną wizję) o przygotowaniu na Jego przyjście. Są one rozwinięciem jednego zdania: "Czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godziny". Jezus opowiada o przyszłości, która rozstrzyga się dzisiaj. Dlatego każe nam pilniej przyjrzeć się naszemu obecnemu życiu. Bo kiedy Pan przyjdzie, będzie to dla nas teraz, dzisiaj, a nie jutro.
Przypowieść o pannach roztropnych i nierozsądnych - Mt 25, 1-13
W tych trzech historiach mowa będzei o sądzie. Są wygrani i przegrani. Innej możliwości nie ma. Jednak to nie Bóg sądzi, lecz sami przegrani osądzają się już za życia, kiedy popełniają błędy i tak decydują o swoim wiecznym losie. I na nich głównie skupia uwagę Jezus. Chce nas przestrzec, byśmy nie poszli ich drogą.
Przypowieść o dziesięciu pannach opowiada o mądrości lub głupocie, z jaką można przeżywać własne życie. Przyjrzyjmy się najpierw krótko treści tej przypowieści.
W Izraelu za czasów Jezusa był zwyczaj, że w dniu ślubu narzeczony razem z przyjaciółmi wybierał się do domu rodzinnego swojej narzeczonej. Ceremonia zaczynała się po zachodzie słońca. W międzyczasie panna młoda razem ze swoimi druhnami oczekiwała na pana młodego i jego orszak. Po jego przybyciu wszystkie dołączały do gości pana młodego i szły na ucztę.
Po stopniach głupoty
Widzimy dwie grupy panien. Wszystkie symbolizują Kościół, czyli nas. Na zewnątrz wszystkie panny wyglądają łudząco podobnie. Wszystkie czekają na nadejście pana młodego. Wszystkie mają te same stroje. Są na właściwym miejscu. Wszystkie mają pochodnie, czyli kij owinięty jakimś materiałem i nasączony oliwą, a nie lampy. Tak przynajmniej mówi tekst grecki. Potwierdzają to też badania historyków. Zresztą, mała gliniana lampa, podobna do kaganka, daje za mało światła, by iść bezpiecznie w ciemności. Wszystkie też posnęły. Dopiero w ostatniej chwili ujawniają się różnice między nimi.
Pierwsza zaskakująca rzecz. Okazuje się, że tylko mądre panny zabrały ze sobą oliwę. Każdy rozsądny człowiek by tak zrobił. Po co mi pochodnia bez oliwy lub latarka bez baterii? Natomiast głupie wzięły tylko pochodnie, bez oliwy. Po prostu, z jakichś racji nie przyszło im do głowy, że pochodnia bez oliwy jest bezużyteczna. To się może przytrafić każdemu, także w naszych czasach. Jadę na działkę i na miejscu zdaję sobie sprawę, że nie zabrałem klucza do altanki. Idę do sklepu, a przy ladzie zauważam, że zapomniałem portfela. Kiedy pan młody był już blisko, wszystkie druhny zapaliły pochodnie. Głupim szybko się jednak wypala to, co było na pochodni. I wtedy oczy im się otwierają.
Druga zaskakująca rzecz. Mądre panny przygotowane były na najgorsze, że pan młody nie przyjdzie punktualnie. Przewidziały to wcześniej, zastanowiły się. Głupie na odwrót. Były przygotowane na najlepsze, że pan się nie spóźni. Czyli sądzą, że będzie tak, jak one chcą, albo po prostu nie wzięły pod uwagę możliwości opóźnienia oblubieńca.
Ich głupota ujawnia się jeszcze bardziej, gdy w końcu słyszą: "Pan młody nadchodzi, wyjdźcie mu na spotkanie". A co robią głupie panny? Wpadają w panikę, wykonują całą serię bezsensownych ruchów. Najpierw dostrzegają koło ratunkowe. Chcą pożyczyć paliwa od mądrych panien. "Przecież nie będą takie chamskie i się podzielą" - myślą sobie. Przecież będzie tak, jak my chcemy. A mądre na to: "Niestety, kochane, nie możemy się podzielić. Za późno".
W przypływie bezradności głupie panny brną dalej w ślepą uliczkę. Słuchają ironicznej rady mądrych panien, by pójść w środku nocy do sklepu i kupić sobie oliwę. I dają się nabrać. U kogo kupią oliwę, kiedy ludzie śpią? Kompletny brak realizmu. Znowu myślą, że będzie tak, jak one chcą. Wszyscy będą tańczyć na ich życzenie. Czy nie tak zachowuje się człowiek w panice? Robi różne bzdurne rzeczy. Tonący brzytwy się chwyta.
"Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody". Gdy Oblubieniec dochodzi do miejsca, gdzie głupie panny miały na niego czekać, ich tam już nie ma. Są nieobecne. Udały się w drogę. Dramat głupich panien się pogłębia. Najpierw oliwy nie zabrały, bo nie wydała im się potrzebna, a teraz uznały, że to oliwa, a nie pan młody i ich obecność, jest sprawą nadrzędną. Pomyślmy, czy pan młody nie pozwoliłby im dołączyć do orszaku, nawet ze zgaszonymi pochodniami, gdyby na niego mimo wszystko poczekały, gdyby były na miejscu? Niebawem wróciły, sądząc pewnie, że jeszcze je wpuszczą do środka. Niestety, za późno. Drzwi zamknięte. I wcale nie jest napisane w przypowieści, że kupiły oliwę. Może poszły po gozum do głowy i dotarło do nich, że o tej porze nikt im oliwy nie sprzeda? W każdym razie zabrakło im nie tylko oliwy dla pochodni, ale także oleju w głowie.
Wiele komentarzy skupia się na znaczeniu oliwy i jej braku. Ojcowie Kościoła twierdzą, że pochodnia to wiara. Oliwa to dobre uczynki. Wiara bez uczynków gaśnie, staje się martwa. I jest w tym wiele słuszności. Z drugiej strony można popatrzeć na tę przypowieść tak, jakby oliwa, paradoksalnie, w ogóle nie była istotna. Po prostu chodzi o przykład. W końcu panny mogły bez trudu kupić tyle oliwy, ile chciały, tyle że w dzień, wcześniej, a nie o północy.
Wielki błąd głupich panien polegał na tym, że rozminęły się z panem młodym, nie były na miejscu, gdy on nadszedł. Nie wykorzystały swojej okazji, bo źle nie oceniły, co rzeczywiście jest w danej chwili ważne. Były zajęte nie tym, co trzeba. W sumie ich postawę można by nazwać nierozgarnięciem, roztrzepaniem, wewnętrznym chaosem.
Co jest ważne
Chrystus ostrzega nas, żebyśmy nie ulegali panice, byli we właściwym miejscu i czekali na Niego mimo wszystko, abyśmy nie próbowali nadrobić pewnych rzeczy, których nie zdążyliśmy zrobić. Nie chodzi tylko o czas śmierci. Wystarczy popatrzeć, jak wygląda nasza modlitwa, kiedy On do nas przychodzi. Gdzie biegną nasze myśli? Gdzie my wtedy jesteśmy duchem? Albo kiedy ktoś chce nam powiedzieć coś ważnego, zwłaszcza osoba bliska, którą znamy na wylot. Gdzie jest nasza uwaga, czy jej słuchamy albo myślimy o niebieskich migdałach albo o tym, co jeszcze trzeba załatwić?
Chrystus mówi również, abyśmy liczyli się z czasem. To znaczy, że nie mamy kontroli nad czasem. Już teraz trzeba działać w sposób zdecydowany i mądry, a nie jutro. Głupota polega na odkładaniu tego, co ważne i ciągłym powtarzaniu: "Przecież ja jeszcze mam czas".
Ta przypowieść to wezwanie, abyśmy się poważnie zastanowili, co rzeczywiście jest ważne w życiu, a nie co nam się wydaje, że jest ważne. Głupie nie dostały się na ucztę dlatego, że były złe. Niby czekały na pana młodego, ale jak się zjawił, to oliwa stała się kluczem do wszystkiego. Co więcej, pechowe panny sądziły, że jej brak da się uzupełnić w ostatniej minucie, w przelocie. Pomyślały pewnie, że pan nie będzie aż taki zasadniczy. Niestety, nie da się załatwić tego, co ważne tak, jakby chodziło o zwykłe pójście do sklepu.
Wielu ludzi dzisiaj tak żyje. Mówią chociażby tak: "Proszę księdza, ja wiem, że wiara jest ważna, ale teraz nie mam czasu, żeby się nią zajmować. Biznes, praca, obowiązki domowe. Może później, jak trochę się ustatkuję?" Sądzą, że wiara to dodatek do życia, coś na doczepkę, a nie rzeczywistość, która przenika całe życie.
Bez rozeznania nie da rady
W codzienności chodzi też o to, aby w danym momencie robić to, co rzeczywiście ważne, czyli spełniać wolę Bożą. A gdzie jest ta wola Boża? Jak się objawia? Dla większości z nas to obowiązki wynikające z powołania, ze stanu życia. Pan przychodzi do nas wówczas gdy z miłością, uwagą i poświęceniem robimy to, co do nas należy. Św. Franciszek Salezy pisze tak: "Jeśli jakaś osoba uczyni cud, pozostając w stanie małżeńskim, a nie wypełni obowiązku małżeńskiego wobec współmałżonka i nie będzie się troszczyć o swoje dzieci, gorsza jest niż niewierzący, powiedział św. Paweł". To znaczy, jeśli ktoś odprawia długie modlitwy i zaniedbuje przy tym rodzinę, nie robi tego, co ważne. Albo jeśli ktoś uzdrowi chorego na raka, a w tym czasie nie użyczy tego, co trzeba, członkom rodziny, nie spełnia woli Bożej. Często połykamy haczyk specyficznej pokusy diabelskiej, że kiedy się modlimy lub wypełniamy inne stricte religijne czynności, to zawsze oddajemy cześć Bogu. I dajemy sie nabrać. Sądzimy, że chrześcijaństwo to jedynie kult i pobożność.
W chwili nadejścia Pana każdy będzie odpowiadał wyłącznie za siebie. Nikt nas nie zastąpi. Nie będzie układów i zamian. Rodzina też nam nie pomoże w tej ważnej chwili. Nieraz słyszę coś takiego: "Proszę księdza, ile rożańców odmawia moja mama…" Albo: "Mam księdza w rodzinie i siostrę zakonną, taką pobożną. Dużo się modlą". A on sam się nie modli i sądzi, że modlitwa mamy przeleje się jakoś na niego. Takiego człowieka diabeł już okręcił wokół swojego palca. Nie ma z nim za wiele roboty.
Czym więc jest głupota? Człowiek głupi robi często obiektywnie dobre rzeczy, ale nie te, które akurat trzeba i nie w tym, czasie, kiedy trzeba. Czyli nie są one dobre dla niego, ale również nie podobają się Bogu. Panuje w nim chaos i niepokój. Brakuje mu realizmu i przewidywania. Często zajmuje się rzeczami zbytecznymi, uważając, że bez nich nie da się żyć. Głupi uważa czas za swoją własność. Myśli, że może nim rozporządzać wedle swojej woli. I bardzo się myli.
Jeszcze nie jest za późno
Póki co drzwi na ucztę weselną są dla nas otwarte. Jeszcze mamy czas, by kochać, przebaczać, nawracać się, zmieniać się. Możemy się zastanowić, czy rzeczywiście zajmujemy się tym, co trzeba. Mamy czas, by zdemaskować nasze wykręty. Mamy czas, by odrzucić pokusę, że "jakoś" to będzie, że "jakoś" się to załatwi, bo przecież Pan Jezus jest miłosierny. Jednak żadnego "jakoś" nie będzie. Albo będziemy gotowi, albo nie. Innego wyjścia nie ma.
Przyjdzie bowiem czas, kiedy drzwi zostaną zamknięte. Jak amen w pacierzu. I nie będzie mocnych, żeby je otworzyć. Nie pomogą błagania i negocjacje. Na nic zdadzą się znajomości i pieniądze. Nie pomoże nawet mamusia, która może być wtedy już po drugiej stronie drzwi. Wtedy będzie za późno. Opadną wszystkie maski, skończą się gierki, uśmieszki i głupie gadanie. Jeśli nie będzie nas tam, gdzie trzeba, bo będziemy zajęci czymś innym, usłyszymy tylko głos z wewnątrz: "Nie znam was". I nie łudźmy się. Nie poklepiemy Pana Jezusa po ramieniu, mówiąc: "Stary, no co ty, nie wygłupiaj się".
Więc póki mamy czas i czekamy na Pana, przychodzącego teraz i w przyszłości, zastanówmy się, czy czekamy na Niego mądrze i rozsądnie.
Cdn.
Rekolekcje te zostały wygłoszone w zeszłym tygodniu w parafii św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu.
Skomentuj artykuł