O tym, że warto ryzykować

O tym, że warto ryzykować
(fot. sxc.hu)

W przypowieści o dziesięciu pannach Jezus ostrzega nas, byśmy poważnie podchodzili do swego życia i powołania, czekając na Jego przyjście. A dzisiaj mówi, abyśmy czekali na niego aktywnie, czyli brali się odważnie do solidnej roboty, bo mamy wyznaczone zadanie.

Przypowieść o talentach - Mt 25, 14-30

DEON.PL POLECA

Wyjaśnijmy najpierw parę ważnych szczegółów. Najczęściej przypowieść o talentach traktuje się jako wzniosłą zachętę do odkrycia, docenienia i rozwijania zdolności i darów danych nam przez Boga. Taka interpretacja jest zasadniczo w porządku, jednak myślę, że chodzi tutaj o znacznie więcej. Nie trzeba być w Kościele, by rozwijać swoje zdolności. Każdy człowiek może to robić, także wyznawca innych religii lub niewierzący.

Talenty, o których mowa w przypowieści, nie są żadnymi zdolnościami malarskimi, muzycznymi, czy jakimikolwiek innymi. Myli nas polskie słowo "talent". Talent to starożytna miara wagi. Wynosił około 34 kg złota, 6000 tys denarów. Aby zarobić jeden talent przeciętny robotnik w Palestynie musiał pracować od 15 do 20 lat. Zauważmy, że ów bogaty pan dał każdemu słudze talenty "według jego zdolności". Patrząc na możliwości sług, oszacował, ile każdy z nich będzie w stanie zarobić.

Musimy też uważać, aby zbyt szybko nie przypisywać wszystkich cech pana z przypowieści Bogu. Jezus często opowiada pewną historię z życia ludzi, nie zawsze żyjących uczciwie, by wydobyć z niej pewien aspekt i pouczyć nas o głębszych prawdach. Nawet od ludzi grzesznych można się czegoś nauczyć...

Dreszczyk ryzyka

Kim więc jest ów pan? Czy to, co sługa, który zakopał talent, mówi o panu, jest prawdą, czy tylko jego wymysłem? Niektórzy twierdzą, że to jego fałszywy obraz (zwłaszcza, jeśli w panu widzą Boga). Wydaje się jednak, że tak nie jest. Według sługi, pan "chce żąć tam, gdzie nie posiał i zbierać tam, gdzie nie rozsypał". Ciekawe, że pan nie zaprzecza słowom sługi. Nawet gani go za to, iż nie działał na podstawie tej wiedzy. Możemy więc przypuszczać, że obraz pana jest prawdziwy. Jezus mówi o człowieku, który działa według dewizy: szybko i dużo zarobić, byle tylko się przy tym nie napracować. A w jaki sposób można to osiągnąć? Widzę trzy możliwości. Albo człowiek ten dorobił się fortuny w nieuczciwy sposób, może pożyczaniem na wysoki procent, oszustwem, wyzyskiem. Albo nie bał podjąć się dużego ryzyka finansowego i często stawiał wszystko na jedną kartę jak w pokerze. Także dzisiaj wiele ludzi dorabia się kroci, ponieważ potrafią zaryzykować. Żyją z giełdy, z funduszy inwestycyjnych, kupowania i sprzedawania akcji. I czasem wiele ryzykują, wiedząc, że mogą wszystko stracić. A trzecia możliwość to kombinacja oszustwa z ryzykiem.

Trzeba jednak przyznać, że ten bogacz ma duże zaufanie do możliwości swoich sług. Na czas swojej nieobecności przekazuje im cały swój majątek do ich dyspozycji. Przecież oni mogli wszystko stracić. Nie daje im tych pieniędzy na przechowanie, albo żeby wybudowali sobie pałac czy kupili najnowszy model mercedesa  Spodziewa się, że słudzy jeszce bardziej pomnożą jego majątek, chociaż wprost im nie mówi, co mają zrobić z tymi pieniędzmi. W każdym razie, dwaj pierwsi doskonale wyczuwają, i to natychmiast, co mają zrobić. Ale jednak bogacz trochę się przeliczył, bo jeden z nich nie przyniósł mu żadnego zysku. Pewnie dlatego dał mu jeden talent, nie spodziewając się po nim zbyt wiele, chociaż jakąś nadzieję miał.

Dwaj pierwsi słudzy dobrze nauczyli się od szefa, jak robić interesy i zarabiać grubą forsę. Obaj natychmiast puścili pieniądze w obrót, również zawierali ryzykowne transakcje, może dopuścili się jakichś szwindli i finansowych przekrętów. No i udało im się. Otrzymali jednak tę samą nagrodę. Zapłata nie jest odzwierciedleniem tego, ile zdołali zarobić, ale to nagroda za podjęcie trudu i ryzyka. Okazuje się, że dla pana rozmiar sukcesu jest jednak drugorzędny.

Ale ja się boję

Jezus dużo mówi o stanie uczuciowym tego bidoka, który otrzymał jeden talent. Ten człowiek się przeraził. Dla niego pieniądze stały się kulą u nogi, której chciał się szybko pozbyć. Bał się, że jeśli mu nie wyjdzie, to porządnie oberwie. I w ostateczności nie wykorzystał daru - stał się sługą "nieużytecznym". Nie odczytał właściwie intencji swego pana.

Trzeci sługa bał się oddać pieniądze nawet do banku. Być może sądził, że bank zbankrutuje i co wtedy. Wybrał więc opcję: przeczekajmy. I tak nic nie stracił z pieniędzy, które otrzymał i niczego nie zarobił. Ale w ostateczności stracił wszystko.

Jestem pewien, że gdyby sługa z jednym talentem przynajmniej spróbował coś przedsięwziąć z pieniędzmi, oprócz ich zakopania, i stracił te pieniądze, to pan by go nie potępił. Przynajmniej zrobił coś sensownego. Cóż, w tej branży trzeba liczyć się z fiaskiem. Takie są reguły gry. Pan to dobrze wiedział. Ale sługa nie kiwnął nawet palcem. I myślał, że ujdzie mu to na sucho.

Bierzcie się do roboty

Czy Jezus zachęca nas do oszukiwania i kombinowania? Nie. Ale na tym przykładzie pokazuje, że tak jak ów pan i jego dwaj słudzy nie bali się zaryzykować, podobnie i my mamy postępować jako Jego uczniowie. Podobne zasady obowiązują również w królestwie Bożym. Bóg premiuje odwagę i ryzyko. W niebie nie ma miejsca dla tchórzy, którzy ciągle mają pietra. Tchórzowi każdy ruch wydaje się daremny. W niebie jest miejsce dla ryzykantów, ludzi, którzy nie boją się stracić życia, którzy nie szukają ciągłych zabezpieczeń oraz potrafią zaufać Bogu i  ludziom.

W czasie naszego oczekiwania na przyjście Chrystusa, Bóg wzywa nas do współpracy, do dalszego stwarzania i odnowy tego świata po Jego myśli. Jako chrześcijanie nie zaczynamy od zera. Każdy z nas otrzymał wiele, choć nie wszyscy po równo. Najpierw życie fizyczne, naszą zdolność  do dawania, potem życie wieczne przekazywane w sakramentach. To, co otrzymaliśmy z urodzenia i w Kościele, nie jest nagrodą za grzeczne sprawowanie, żebyśmy się nią cieszyli jak dziecko z czekoladki.

Eucharystia nie jest świadczeniem, które nam się należy, bo rozdają, to i ja się ustawię w kolejce. To jest Boży pokarm na drogę, aby móc iść i działać, czynić dobro. Mamy pomnożyć kapitał Boga, nie podczas mszy świętej i nabożeństw, ale na zewnątrz, w domu, pracy, szkole. Mamy przyciągać innych do Boga. Każdy bez wyjątku. "Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie".   Św. Franciszek z Asyżu powiedział: "Głoś Ewangelię cały czas, używaj słów, jeśli to konieczne". Jeśli tego nie zrobimy, będziemy rozliczeni z każdej przyjętej komunii świętej.

Już w IV wieku św. Jan Chryzostom krytykuje wiarę niepełną, która ogranicza się tylko do murów kościoła, co swoją drogą jest aktualne do dziisiaj: "Widzę bowiem, że wielu ochrzczonych żyje bardziej lekkomyślnie niż ci, którzy nie zostali wtajemniczeni, i nie posiadają żadnych oznak uzewnętrzniających ich chrześcijańskie życie. Dlatego nie da się szybko rozpoznać ani na rynku, ani w kościele, kto jest wierzący, a kto niewierzący". I dodaje: "Dla ludzi nie prowadzących odpowiedniego życia, wielkość zaszczytu (obdarowanie łaską) staje się powiększeniem kary".

Nie wystarczy więc wierzyć, że istnieje Bóg. Złe duchy też wierzą i drżą, ale nie chcą od Boga niczego przyjąć, nie chcą Go naśladować. Po prostu, nie mają innego wyjścia. Nie wystarczy też chodzić do kościoła i przyjmować sakramenty. Nie wystarczy unikać zła i być zadowolonymi, że tacy jesteśmy porządni i dobrzy, lepsi od innych, którzy grzeszą. To pewne minimum. My mamy przede wszystkim czynić dobro. "Zło dobrem zwyciężaj". Zło ustępuje, kiedy rozkwita dobro. Ale zło również się wścieka, kiedy widzi, że człowiek rozwija się. Ktoś powiedział, że dwaj pierwsi słudzy wykonali dobrze swoje zadanie, ponieważ słusznie uznali, że otrzymany dar należy teraz do nich. Trzeci sługa uznał, że to są tylko pieniądze jego pana. W rzeczywistości nie przyjął daru całym sobą, chociaż wziął go w swoje ręce.

Zysk dzięki stracie

Matematyka uczy nas, że liczby można zwiększać tylko przez mnożenie, dodawanie, potęgowanie. Ale biologia pokazuje, że życie mnoży się przez podział. I tak jest również w królestwie Bożym, już tutaj na ziemi.

Boże dary pomnaża się przez ich dzielenie z innymi, a dokładnie przez powolne tracenie siebie i swojego życia. Zysk przez tracenie. Zupełnie przeciwnie niż w ekonomii. Czy to nie dziwne, że Boże dary rosną, gdy są przekazywane dalej? "Kto ma, temu będzie dodane i nadmiar mieć będzie". Kto dary Boże (a wszystko jest darem Boga) potrafi wypuścić z rąk, ten "ma". Jeśli dzielisz się z innymi tym, kim jesteś i co posiadasz, kiedy nie szczędzisz innym czasu, wiedz, że będziesz miał jeszcze więcej. Będzie ci się przelewać. Ale wiedzą o tym tylko ryzykanci, a nie tchórze. Ci drudzy tylko ciągle biadolą i zazdroszczą, a tym, którym się powiodło, przypisują nieczyste intencje.

"Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swoje życie z mego powodu, ten je zyska". Zachować swoje życie to uznać, że wszystko jest moje i tylko moje. Wielu ludzi zazdrośnie strzeże tego, co ma. Trzyma się tego pazurami. Co będę się narażał? A jak mi nie wyjdzie, to z czym zostanę? Kto mi potem coś da? To jest właśnie postawa sługi, który zakopał talent.

Czy tak się da?

W jaki sposób tracimy i zarazem zyskujemy życie? Oddając je Bogu, czyli naszym bliskim, wiernym, parafianom, ubogim, potrzebującym, w codziennej służbie, w gestach dobroci. Przez to oddawanie, czyli puszczanie dóbr w obieg, wypracowujemy zysk czyli uczymy się miłości. I tylko miłość jest przepustką do nieba. I nie jest ważne to, czy trzeba umyć stos naczyń, czy zarządzać całym Wrocławiem.

Jakie jest Twoje świadectwo wiary? Czy się w nią angażujesz? Czy przyjmując Boże dary, dzielisz się nimi z innymi? A może wybierasz program minimum? Może ulegasz fałszywej pokorze i małoduszności: A co ja takiego mogę dać? Taki jestem biedny …

A może już nieraz próbowałeś i się sparzyłeś? Może ci nie podziękowano, nie doceniono cię, a może inni objechali cię za twoją dobroć, uczynność, tak że masz już nieraz dosyć? Wiedz jednak, że ten sam los spotkał Jezusa. Nazwali go pijakiem, żarłokiem, opętanym, bluźniercą. Za to, że był dobry. Ale w ten sposób On wygrał.  Na dobroć i miłość nigdy nie jest za późno. Nie bój się więc ryzyka i straty, bo w przeciwnym wypadku na końcu stracisz nawet tę resztkę, którą masz i zostaniesz z pustymi rękami. Chyba tego nie chcesz?

Cdn.

Rekolekcje te zostały wygłoszone w zeszłym tygodniu w parafii św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O tym, że warto ryzykować
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.