Orkiestra z chórem była na scenie, ale jeszcze nie w pełnej gotowości. Dyrygenci snuli się gdzieś wokół sceny, aż nagle usłyszeliśmy komunikat: "Papież wjeżdża na Brzegi!" - dyrygent i twórcą aranżacji koncertu na Campus Misericordiae opowiada o osobistym doświadczeniu ŚDM.
Małgorzata Gadomska: Jakie to uczucie, kiedy Twoje aranżacje wprowadzają w modlitwę, radość, skupienie ponad 3 miliony ludzi, którzy czekali na ten wieczór trzy lata?
Adam Sztaba: Trudno to opisać, gdyż będąc na scenie, mówiąc szczerze, nie myślę o widzach czy słuchaczach, lecz wyłącznie o wykonywanych dźwiękach. Dopiero po zakończeniu mogę złapać jakiś kontakt z rzeczywistością, zderzyć się z odczuciami innych. Ale jeżeli swoją pracą udaje nam się kogoś zainspirować i przenieść w wymiar skupienia, refleksji, modlitwy, to znak, że ten wysiłek był potrzebny. Podobnie podchodzę do twórczości w ogólnym rozumieniu. Jeżeli sięgamy po jakieś dzieło po latach, to znak, że ma ono w sobie prawdziwą wartość. Liczę tym samym, że do naszego koncertu z Brzegów ludzie będą co jakiś czas powracali.
Przeglądam Twój oficjalny Facebook i widzę, że wciąż wisi zdjęcie w tle z koncertu uwielbienia. Rzucasz też wyzwanie innym miastom: "Światowe Dni Młodzieży trwają dalej. Możemy wpaść gdziekolwiek. Drobna strawa i kameralny nocleg dla 300 osób załatwią temat". To znaczy, że nie żałujesz, że zgodziłeś się na to pozytywne szaleństwo?
Zaproszenie do udziału w Światowych Dniach Młodzieży otrzymałem pod koniec 2014 roku i przez te ponad 1,5 roku pojawiały się rozmaite nastroje, również chwile zwątpienia. Materia wydawała się na początku kompletnie nie do ogarnięcia. Jako Zespół ds. Muzyki pod przewodnictwem ks. Roberta Tyrały stawialiśmy sobie pytania o repertuar i relacje pomiędzy muzyką liturgiczną a "piosenkową", o niełatwy i odpowiedzialny proces kompletowania 300-osobowego chóru z orkiestrą symfoniczną, ale i o techniczną stronę, która przy tak skomplikowanym przedsięwzięciu odgrywa kluczową rolę. A z czasem, kiedy zaczęły pojawiać się konkretne pomysły, wymagały one zatwierdzenia na kilku płaszczyznach, co trwało. Ale jak to często w życiu bywa - największym bodźcem okazał się dla wszystkich upływający czas, który zmuszał do sukcesywnego zamykania kolejnych tematów. A co do mojego apelu na Facebooku, że możemy pojawić się wszędzie - tak jest w istocie, choć nie trzeba być zawodowcem, by wiedzieć, że najtrudniejsze jest w tym wypadku zapewnienie niezbędnych wymogów technicznych: odpowiednio dużej sceny i profesjonalnego sprzętu nagłośnieniowego. Chociaż myślę, że cały ten skład jest na tyle spontaniczny, że chętnie zagra i zaśpiewa bez nagłośnienia na mazurskim pomoście. Apeluję tylko o solidny pomost!
Jak doszło do tego, że powierzono Ci dyrygowanie i aranże podczas koncertu na zakończenie Czuwania z Papieżem? Czy przed ŚDM miewałeś "romanse" z muzyką gospel czy kościelną?
Zaproszenie przybyło od ks. Marka Hajdyły - szefa Wydarzeń Centralnych ŚDM, który znał mnie z rozmaitych muzycznych dokonań. Poznaliśmy się niby przypadkowo, choć zarówno On jak i ja w przypadki nie wierzymy, a raczej w Boskie znaki. Przygoda z pieśniami religijnymi to były głównie moje nastoletnie lata w rodzinnym Koszalinie. Pamiętam, że kiedy do naszej katedry zjechali na rekolekcje ojcowie dominikanie, postanowiliśmy z grupą ludzi ze szkoły napisać i wykonać na koniec tych spotkań własną piosenkę. W tym czasie odwiedziłem też kilka konkursów piosenki religijnej. Ale i miałem też epizod bycia organistą we wspomnianej katedrze koszalińskiej.
Nie bałeś się, godząc się na to zadanie, że środowisko muzyczne przylepi Ci jakąś łatkę? Muzyka religijna w Polsce dopiero nabiera rozpędu, wcześniej kojarzyła się z tzw. oazową gitarą.
Zupełnie nie miałem tego typu obaw. Może dlatego, że czuję się muzykiem spełnionym, który ma to szczęście decydować o tym, czego się podejmuje. Rzeczywiście niektóre rozgłośnie radiowe czy telewizyjne mocno opornie podchodzą do artystów z kręgu religijnego, najpewniej w obawie przed utratą słuchaczy czy widzów o odmiennych poglądach. Polskie społeczeństwo musi jeszcze odrobić długą lekcję tolerancji i wyzbycia się niechęci do ludzi o odmiennych poglądach, religiach czy tradycjach. A co do presji - każde duże przedsięwzięcie wywołuje skrajne emocje, ale ponieważ jestem uzależniony od wyzwań, to na mnie działają one stymulująco. Lubię ekstremalny wysiłek, nawet kilkumiesięczny, który w moim wyobrażeniu prowadzi do czegoś istotnego.
Jak w Zespole ds. Muzyki wyglądał proces wyboru utworów, solistów i muzyków? Co było dla Ciebie największym wyzwaniem w czasie wielomiesięcznej pracy nad aranżami? Najbardziej zaskoczyłeś aranżacją utworu wykonanego przez chór LIBERA i obecnością górali.
Pracę nad całą oprawą muzyczną ŚDM podzieliśmy na poszczególne dni, a repertuar, który z czasem się powiększał powierzaliśmy konkretnym aranżerom. Z racji szerokiej rozpiętości stylistycznej pojawiło się łącznie sześciu dyrygentów, a byli to poza mną również: o. Dawid Kusz OP, Wiesław Delimat, Janusz Wierzgacz, Bartek Karwański ze Wspólnoty Lednica 2000 oraz Gabi Gąsior, dyrygująca Chórem ŚDM. Skomponowaniem części stałych do liturgii zajął się Henryk Jan Botor. Aranżacje były wykonywane w wersjach oryginalnych, ale częściej były specjalnie tworzone przez o. Dawida, Janusza Wierzgacza i Marka Pawełka, który pełnił też rolę organisty podczas wszystkich wydarzeń. Na mnie spadło zadanie napisania nowych aranżacji do kilku legendarnych pozycji, m.in. "Abba Ojcze", "Barki" czy "Jesus Christ, You’re my Life", ale przede wszystkim stworzenie pełnej oprawy muzycznej sobotniego koncertu uwielbienia "Credo in Misericordiam Dei". Zamysł koncertu opartego na Wyznaniu wiary przybył od o. Lecha Dorobczyńskiego OFM. Po czym rozpoczął się mozolny proces poszukiwania utworów nawiązujących do konkretnych artykułów Credo. Od początku zależało mi na tym, aby koncert nie był wyłącznie "piosenkowy". Stąd pochwalenie się najbardziej aktywną polską grupą etniczną czyli Góralami z zespołu "Hajlandery" oraz spuścizną przejmujących tradycyjnych pieśni pasyjnych, której wycinek przybliżył Adam Strug. Końcowe "Amen" zrodziło się w zupełnie niezwykłych okolicznościach, gdyż chór chłopięcy "Libera" zgłosił się do nas sam. I wtedy wpadłem na pomysł, aby nieco na przekór ich klasycznej emisji głosu powierzyć im utwór gospelowy "Total Praise", oczywiście w specjalnie stworzonej aranżacji. Myślę, że w pozornie sprzecznych połączeniach estetyk, instrumentarium czy technik kompozytorskich jest jeszcze sporo do przemierzenia.
Pierwsza myśl, kiedy dowiedziałeś się, że w ramach koncertu dostaniesz do pracy Chór i Orkiestrę ŚDM, złożoną z ok. 300 osób: młodzieży i osób duchownych?
Pierwsza myśl była taka oto, że spełnia się moje marzenie życia. W 1991 roku jako nastolatek uczestniczyłem w Mszy św. celebrowanej przez Jana Pawła II w Koszalinie. Słuchając gry organisty, marzyłem, żeby być na jego miejscu. I po 25 latach spełniło się to marzenie z niemałą nawiązką.
Twoje największe rozczarowanie z któregokolwiek momentu pracy?
Nie przypominam sobie rozczarowań, a raczej utrudnienia wynikające ze specyfiki tego wydarzenia. A więc wzmożone kontrole osobiste oraz pokonywanie pieszo przez wszystkich muzyków ogromnych połaci z ciężkimi instrumentami na plecach. Ruch samochodowy w rejonie kilku kilometrów od sceny był bowiem zabroniony. Był też niewątpliwy deficyt snu. Po sobotnim koncercie wróciliśmy do hotelu ok. 2 w nocy, a o 4.30 rano czekał na nas samochód, by udać się z powrotem na scenę, gdyż kilka godzin przed przyjazdem Papieża zamykano wszystkie drogi dojazdowe. To wszystko jednak nie miało żadnego znaczenia wobec faktu bycia artystyczną częścią tego niezwykłego spotkania ludzi świata z Piotrem naszych czasów.
Twoje największe zauroczenie? Może jakaś niestandardowa sytuacja z prób do koncertu czy z backstage’u.
Papieżowi Franciszkowi podczas Światowych Dni Młodzieży zdarzało się od czasu do czasu zmieniać plany. I w sobotę postanowił najwyraźniej wykonać kolejnego figla i przybyć na Brzegi 45 minut przed czasem. Orkiestra z chórem była na scenie, ale jeszcze nie w pełnej gotowości. Dyrygenci snuli się gdzieś wokół sceny, aż nagle usłyszeliśmy komunikat: "Papież wjeżdża na Brzegi!". Sprint do pulpitu dyrygenckiego, słuchawki, batuta, mikrofon do kontaktu z orkiestrą, przełożenie kartek z nutami przez muzyków i start. W niemałych nerwach, ale udało się. Pięknym momentem było też pierwsze kazanie Papieża na Błoniach. Dyrygenci do komunikacji z orkiestrą używali małych mikrofonów nagłownych, a wszyscy muzycy mieli w uszach słuchawki. Po rozpoczęciu kazania o. Dawid Kusz zaczął spontanicznie tłumaczyć całej orkiestrze treść papieskich słów. Pamiętam skupienie, jakie wówczas panowało na scenie.
Czy schodząc ze sceny w Brzegach, spodziewałeś się aż tak euforycznego odbioru waszej pracy? Drugi koncert na TAURON Arena w Krakowie zebrał aż 15 tys. widzów. Dużym zainteresowaniem cieszy się też koncert uwielbienia "Credo in Misericordiam Dei" na DVD i CD.
Słysząc brzmienie Chóru ŚDM na pierwszej ich próbie w marcu 2016 roku, wiedziałem już, że będą bardzo mocnym atutem. Trzy miesiące później usłyszałem pierwsze nuty zagrane przez Orkiestrę ŚDM i też byłem zdumiony tym, że młodzi ludzie bez długiego doświadczenia, nie grający ze sobą na co dzień, potrafią dojrzale muzykować. Jeszcze później dotarła sekcja rytmiczna złożona z zawodowych muzyków sesyjnych, a na końcu wspaniali soliści i rozpoczęło się mozolne łączenie wszystkich grup. Czuło się prawdziwe przejęcie wszystkich artystów, ale i wielką nobilitację, jaka na nas wszystkich spadła. No i to, że papieskie przejazdy, modlitwy, kazania, zdarzyły się obok nas, na naszych oczach. I o czym tu teraz marzyć?
Skomentuj artykuł