Praktykując uczynki miłosierdzia względem bliźnich trzeba pamiętać, że i oni podejmują ten sam duchowy wysiłek. Mamy więc nie tylko ofiarować innym uczynki miłosierdzia, ale także przyjmować je od nich w postawie pokory. Pewne akty miłosierdzia łatwiej jest proponować niż przyjmować.
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że uczynki miłosierdzia „są dziełami miłości”, poprzez które udzielamy pomocy naszym bliźnim w ich potrzebach „ciała i duszy” (por. KKK 2447). Wszystkie uczynki miłosierdzia, zarówno te co do ciała, jak i te co do duszy, podobnie jak pierwsze przykazanie Słuchaj Izraelu, odnoszą się do człowieka rozumianego w sposób integralny: do całego serca, całej duszy, całego umysłu i całego ciała (Mk 12,30). Wszystko to, czym jesteśmy i co nas stanowi, zostaje włączone w naszą miłość Boga, bliźniego i samych siebie.
Starając się praktykować uczynki miłosierdzia względem bliźnich trzeba pamiętać, że i oni podejmują ten sam duchowy wysiłek. Mamy więc nie tylko ofiarować innym uczynki miłosierdzia, ale także przyjmować je od bliźnich w postawie pokory. Pewne akty miłosierdzia łatwiej jest proponować innym niż przyjmować je od nich. Trzeba znacznie więcej pokornej prostoty, by prosić o jałmużnę niż ofiarować ją innym. A gdy chcemy „upominać grzesznych”, winniśmy sami najpierw być gotowi do przyjmowania napomnień.
Największym zagrożeniem dla uczynków miłosierdzia, jest postawa osądzania innych, wyniosłości i pychy, która dobrze widzi źdźbło w oku brata, ale belki we własnym oku nie dostrzega (Mt 7, 3). Oglądanie i osądzanie, nieraz ze skrywanym zadowoleniem, cudzych braków, niedoskonałości, nieszczęść, smutków - nie dysponuje nas do aktów miłosierdzia: do pouczania, napominania, przebaczania, rozdzielania, obdarzania itd. Nie można przebaczyć bliźniemu, gdy nie jest się świadomym własnych grzechów. Nie możemy autentycznie pocieszyć bliźniego, gdy nie pamiętamy o tym, jak sami bywamy nieraz smutni i przygnębieni. Dietrich Bonhoeffer, wielki teolog skazany na śmierć za działalność antyhitlerowską, zauważa, że to chora duma wzbrania się przed przyjęciem daru, gdyż „woli raczej zasłużoną karę niż niezasłużoną dobroć; woli raczej zginąć o własnych siłach niż żyć z łaski”. Uczynki miłosierdzia co do ciała i duszy są darem i łaską, i to zarówno wtedy, gdy je ofiarujemy innym, jak tym bardziej, gdy inni ofiarują je nam.
Jezus w przypowieści o faryzeuszu i celniku demaskuje „dobre uczynki” faryzeusza odsłaniając całą jego wyniosłość i bezmierną pychę: Dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik (Łk 18, 11-12). Bonhoeffer mówi, że dziękczynienie faryzeusza jest „religijnym ceremoniałem niewdzięczności”. Faryzeusz daje dziesięcinę nie z tego, co sam otrzymuje od Boga i od ludzi, ale co sam „nabywa”, to znaczy, co zawdzięcza wyłącznie sobie - własnej pracy i zaradności. Faryzeusz o nic nie prosi Boga i nic nie otrzymuje, ponieważ w jego mniemaniu wszystko ma i może hojnie dzielić się z innymi tym, co sam „nabył” własną zapobiegliwością. Modlitwa faryzeusza to teatr jednego aktora, w którym on sam gra główną rolę, a na widowni posadził Pana Boga. To Bóg ma oddać chwałę faryzeuszowi, a nie on Jemu. Stąd też Bonhoeffer mówi, że „podzięka faryzeusza jest przeklęta”, a on sam wychodzi ze świątyni nieusprawiedliwiony – potępiony. W każdym dobrym uczynku sam dar jest jedynie zewnętrznym znakiem, istotą zaś jest miłość bliźniego i miłość Boga. „Na tym polega prawdziwe szukanie, że ktoś przez uczynki szuka naszego Pana” (Ewagriusz z Pontu).
Skomentuj artykuł