Przeżywasz wszystko samotnie, bo inni mają swoje sprawy i nikt cię nie dostrzega?

Przeżywasz wszystko samotnie, bo inni mają swoje sprawy i nikt cię nie dostrzega?

Czasem czuję się tak przeraźliwie samiuteńka, że chce mi się wyć. Czasami wydaje mi się, że jestem totalnie sama w tym, co mnie przygniata, bo ludzie wokół mnie – nawet ci bliscy – mają swoje sprawy albo zwyczajnie w świecie nie rozumieją tego, przez co przechodzę. A Bóg wydaje się milczeć. Może też to znasz. Może wydaje ci się niekiedy, że nikt cię nie dostrzega, że ze wszystkim musisz się borykać o własnych siłach - pisze Maja Moller w książce "Marta i Maria. Jak poczuć się spełnioną mimo wewnętrznych sprzeczności". Publikujemy fragment książki.  

Jesteś sama z tym, co przeżywasz, bo inni mają swoje sprawy? 

Ksiądz Krzysztof Wons SDS w swoich rozważaniach o Marcie i Marii zwraca uwagę na sposób, w jaki Marta zwraca się do Jezusa. W polskim tłumaczeniu są to słowa: „Moja siostra zostawiła mnie samą”. W greckim oryginale czytamy jednak, że jest ona „samiuteńka”* . Poruszające słowo. Znasz ten stan? Marta dodaje: „Czy Cię to nie obchodzi”? Tak jakby dopytywała – czy jestem aż tak samiuteńka, że nawet Ty nie zwracasz na mnie uwagi?

I ja odczuwam w tym miejscu pewne pokrewieństwo z Martą. Bo czasem czuję się tak przeraźliwie samiuteńka, że chce mi się wyć. Czasami wydaje mi się, że jestem totalnie sama w tym, co mnie przygniata, bo ludzie wokół mnie – nawet ci bliscy – mają swoje sprawy albo zwyczajnie w świecie nie rozumieją tego, przez co przechodzę. A Bóg wydaje się milczeć. Może też to znasz. Może wydaje ci się niekiedy, że nikt cię nie dostrzega, że ze wszystkim musisz się borykać o własnych siłach. Albo inaczej – w odpowiedzi na zranienie sama odsuwasz się daleko, mimo że jakaś część ciebie bardzo pragnie być w kontakcie, być zauważoną, być w relacji. Dobrze mieć wtedy odwagę i szczerość Marty, która potrafi wypowiedzieć to, co czuje. Wykłada kawę na ławę. Choć pewnie przez jakiś czas była sama ze swoimi myślami i wzbierającym w niej żalem, nie pielęgnowała go tak długo, by ten zasłonił jej rzeczywistość i narzucił sposób widzenia świata.

DEON.PL POLECA



Ubieraj w słowa to, co w sobie nosisz

Marta ubiera w słowa to, co w sobie nosi, i idzie z tym do Jezusa. I chwilę później nie jest już samiuteńka. Jezus spotyka się z nią w tym, co ona przeżywa. Nie punktuje tego, co złe – mówi raczej: „Marto, Marto, potrzeba ci tylko jednego… chodź do Mnie”. Marta we mnie nie zawsze potrafi Go usłyszeć. Gdy czuję się sama, samiuteńka, czasem działam jak na autopilocie i na przykład przeglądam bezmyślnie zawartość telefonu, tak jakby tam kryło się lekarstwo na smutek i głód. Przewijam kolorowe obrazki na Facebooku czy Instagramie, wciągam się w opowieści o wycinkach życia innych, szukam pocieszenia, mądrej refleksji, czegoś, co mnie zmieni. Strategią na to, co trudne, stają się dwie skrajności: zagłuszyć ten stan albo się od niego odciąć. Obie są pewnego rodzaju zaprzeczeniem – próbą wmówienia sobie, że problem nie istnieje (bo chcę go przekrzyczeć albo odwracam się od niego, by go nie widzieć).

Biblijna scena spotkania Marii, Marty i Jezusa pokazuje, że można inaczej. Nie jest to łatwe, bo w jakimś sensie szukanie kontaktu z Jezusem wiąże się z wejściem w pustkę: wypuszczeniem z rąk wszystkich zagłuszaczy. Marta musi na chwilę zostawić swoje zabieganie, wyjść z zakrzątania, by wejść w interakcję z Jezusem. W opowieści świętego Łukasza czytamy tylko o tych dwóch chwilach – zabieganiu i rozmowie z Mistrzem. Nie ma tam opisanych kilku kroków między tymi dwiema przestrzeniami; nie ma momentu podejmowania decyzji czy – wcześniej – jej dojrzewania. A tam przecież musiało się tyle dziać, zanim Marta zdecydowała się zostawić to, co tak ją pochłaniało, i pójść w kierunku Marii i Jezusa!

Gdy narastają w tobie pretensje i irytacja

Co dzieje się z tobą, gdy stoisz przy garach? Ja działam wtedy automatycznie, wykonując kolejne zadania, ale w tym czasie w głowie często wiele się odtwarza. Czasem robię plany związane z tym, co trzeba za chwilę ogarnąć, albo prowadzę w myślach fikcyjne rozmowy dotyczące realnie istniejących problemów. Izoluję się wtedy w banieczce podobnej do tych, które tworzy płyn do mycia naczyń – zresztą robię tak nie tylko przy garach. Czasem narastają we mnie pretensje i irytacja, a przez to zamykam się w sobie i swojej samotności. Swojej – bo ona jest wyborem, choć mało wspierającym.

Marta tego nie robi. Zapewne usługiwanie w kuchni, przy przygotowywaniu posiłku, też było dla niej przestrzenią do rozmyślań. Ale Marta umie nazywać to, co czuje. Potrafi wyjść z tego, co niedokończone (a pewnie zostało jej sporo do zrobienia), czyli jest w kontakcie ze sobą i czuje, że coś jej nie gra. Nie rozdrapuje jednak wewnętrznie tych trudnych uczuć, nie mówi w myślach: „A wy tacy jesteście, więc zostańcie sobie sami”. Nie każe innym domyślać się, o co jej chodzi, gdy stuka naczyniami w kuchni – głośno, a czasem coraz głośniej, jakby chciała nadać wiadomość w bardzo specyficznym alfabecie Morse’a (znamy to?).

Daj się wyrwać z udawania, że wszystko jest dobrze

Marta wychodzi na chwilę ze swoich zajęć, z odwagą ubrania w słowa tego, co ją gniecie. Ma śmiałość stanąć przed Jezusem bez udawania i przerwać Jego nauczanie – przychodzi mi tu na myśl kontrast, jakim jest moment, gdy setnik z Kafarnaum zwraca się do Jezusa: „Panie, nie jestem godzien” (Mt 8,8). Marta zna Jezusa na tyle, że wie, iż przed Nim może się odsłonić. „Halo, jestem tu” – zdaje się mówić. „To ja, i jest mi źle”. To pierwsza bardzo cenna umiejętność Marty.

Druga to przejście od optyki „ja, mnie, moje” do perspektywy Jezusa i Marii. Marta ma w sobie przestrzeń na dialog, wyjaśnienia, przyjęcie nauczania Jezusa; jest otwarta na to, co nowe, inne, niespodziewane. Ciekawe, czy w finale tej sceny – niespodziewanie dla siebie samej – nie zostawiła jednak tych garów i nie usiadła razem z Marią. I wtedy pewnie okazało się, że nie tyle ona nakarmiła swojego Nauczyciela, ile sama pozwoliła się nakarmić. Maria zasłuchana i Marta zasłuchana. Każda z nich inaczej spotyka się z Jezusem. W każdej z nich Jego Słowo wydaje inny owoc. Bardzo możliwe, że Maria będzie próbowała raczej posmakować tego owocu, a Marta zważyć go, zmierzyć i opisać. Ale przecież w życiu przydaje nam się jedno i drugie – sztuką zaś jest zachować złoty środek. Marta i Maria we mnie, łącząc swoje działanie, stanowią naprawdę sympatyczny dream team: zespół do działań specjalnych i bardzo zwyczajnych, ale przede wszystkim – zespół do znajdowania harmonii i smakowania sensu życia.

---

Tekst jest fragmentem książki "Marta i Maria. Jak poczuć się spełnioną mimo wewnętrznych sprzeczności" autorstwa Mai Moller, wydanej przez Wydawnictwo WAM. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji. 

Aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i autorka książek "Pogoda ducha. Pełna uczuć jesteś boska!" i "Ile lat ma Twoja dusza?"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Maja Komasińska-Moller

Odkryj to, co „twoje”, i bądź blisko siebie

Pragniesz, aby twoje życie było spójne i szczęśliwe? Chciałabyś być pogodzona ze sobą, a różne aspekty swojej osobowości wykorzystywać do tego, by realizować ważne dla ciebie plany...

Skomentuj artykuł

Przeżywasz wszystko samotnie, bo inni mają swoje sprawy i nikt cię nie dostrzega?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.