Talent hojności pokazuje nam Ewangelię w praktyce... i prawdziwy obraz Boga. To szczególnie ważne, gdy naprawdę wiele osób ochrzczonych myśli o Nim jak o surowym Ojcu, który rozgniewany siecze (a jakże), stawia nam wysokie wymagania i rozlicza nas jak urząd skarbowy. A żeby coś od Niego otrzymać, trzeba zebrać wielką grupę modlitewną i szturmować bramy nieba po to, by przekonać Go, że warto.
Jakie masz talenty?
Co jest Twoim talentem? Jak go używasz w Kościele? Czego inni u ciebie szukają? I jak często boisz się tego talentu używać? W Wielkim Poście przyglądam się razem z Wami kobiecym talentom: tym mniej oczywistym, które nie są może zarezerwowane tylko dla kobiet, ale statystycznie to my mamy je częściej i bardziej potrafimy z nich robić użytek, bo są dla nas bardziej naturalne. Co tydzień w czwartek bierzemy na warsztat jeden z nich, żeby się zastanowić, czy to jest ta przestrzeń, w której Bóg w Wielkim Poście zaprasza Cię do rozwoju.
W pierwszym odcinku cyklu obejrzałyśmy sobie docenianie (przeczytasz o tym więcej tutaj). W drugim tygodniu zajęłyśmy się umiejętnością zauważania emocji (znajdziesz go tutaj). W trzecim odcinku serii przyjrzałyśmy się talentowi uważnej obecności (cały odcinek o tym talencie jest tutaj). a w czwartym tekście bohaterem był talent, który potrafi czasem mocno namieszać, czyli szczerość. A dziś spojrzymy sobie na piąty talent, którym kobiety rozwijają siebie i Kościół: to talent hojności.
Dlaczego hojność uważam za talent kobiet w Kościele?
Zacznijmy od pewnego wyjaśnienia. Po wielu latach obserwacji ludzkich relacji z Bogiem jestem przekonana, że kobiety i mężczyzn różni w podejściu do wszystkich prezentów (zaraz wyjaśnię) dawanych nam przez Boga jedna rzecz. Kobiety o wiele częściej są w stanie przyjąć bez większego problemu i w sposób oczywisty boże prezenty (bardzo różnej natury: to małe cuda, łaski, zadziwiająco „przypadkowe” pojawianie się rzeczy lub rozwiązań, których właśnie potrzebujemy). Mężczyźni są często przekonani, że muszą najpierw coś od siebie dać, jakoś współpracować, że nie mogą tak po prostu przyjąć czegoś, co w niezasłużony sposób do nich przychodzi. Oczywiście są wyjątki, ale ta prawidłowość jest czymś, co daje do myślenia. I wniosek jest z niej jeden: nam, kobietom, łatwiej jest radośnie przyjąć Bożą hojność bez przekonania, że teraz się musimy jakoś odwdzięczyć.
Takie doświadczenie z relacji ze Stwórcą przekładamy potem na relacje z ludźmi. Można powiedzieć, że uczymy się od Ojca: potrafimy spontanicznie, bezinteresownie i bez oczekiwań kogoś czymś obdarować tylko po to, by… został obdarowany. Żeby poczuł radość. Żeby miał się lepiej. Gdy mamy talent hojności, widzimy możliwości i jeśli tylko możemy, jesteśmy hojne.
Hojność to nie tylko pieniądze
Nie dotyczy tylko pieniędzy, jak się często o hojności myśli. To naturalna skłonność do dzielenia się różnymi zasobami, jakie mamy: czasem, uwagą, wsparciem, doświadczeniem, rzeczami materialnymi i niematerialnymi, wiedzą, modlitwą.
I znowu zastrzeżenie: to nie znaczy, że mężczyźni tego nie potrafią. Ale o wiele częściej ten talent można zaobserwować u kobiet. Czasami jest nawet przez mężczyzn oceniany jako niepraktyczny, nierozsądny i mało życiowy. Dlaczego? Dlatego, że niewymaganie nic w zamian za to, co się daje, można rozumieć jako stratę. Talent hojności pozwala spojrzeć inaczej, bez poczucia straty i bez oczekiwania czegoś w zamian, nawet w postaci zwykłego podziękowania.
Tym talentem kobiety mocno budują Kościół
Duża część z nas, kobiet, korzysta ze swojego talentu hojności. Nie da się ukryć, że mocno budujemy nim Kościół; dając i nie oczekując nic w zamian. I czasem zbierając za to niepochlebne komentarze osób niezadowolonych z takiego stanu rzeczy. Od razu może zresztą dopowiem kluczową rzecz: hojność może wydarzyć się tam, gdzie wcześniej jest absolutna dobrowolność, gdy kogoś obdarowujemy tylko dlatego, że tego chcemy, bez zewnętrznego czy wewnętrznego przymusu.
Talent hojności ujawnia się nie tylko wtedy, gdy sięgamy do portfela, by pomóc komuś materialnie, ale także wtedy, gdy podejmujemy za kogoś stałą modlitwę, gdy decydujemy się trochę swojego czasu oddać innym i dobrze wiedząc, ile jest warte to, co dajemy, w wewnętrznej wolności zgadzamy się na to, by z tego zrezygnować i nie czuć żalu ani niczego od nikogo nie oczekiwać. I gdy to dawanie nas po prostu cieszy.
Początkiem rozwoju jest zaakceptowanie hojności Boga
Przewodniczką w hojności jest dla mnie Maria Magdalena. Przez długi czas niesłusznie identyfikowana z kobietą lekkich obyczajów, jest jednak kimś zupełnie innym. To kobieta, która najpierw doświadczyła poruszającej hojności Boga: Ewangeliści wspominają bardzo krótko, że Jezus wyrzucił z niej siedem złych duchów. Można więc z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że nie przyszła sama do Jezusa prosić o pomoc, jak to robili inni chorzy, których historie opisano w Ewangelii, ale że to raczej On ją pierwszy spotkał, jak opętanego Gerazeńczyka. I w swojej cudownej hojności obdarował ją wolnością.
Doświadczenie takiego obdarowania uruchamia w Marii Magdalenie talent hojności: dlatego daje swój czas, daje swoje pieniądze, swoją uwagę. Doświadcza miłości i "oddaje" ją.
Hojność Marii Magdaleny jest wyjątkowa i inspirująca. Spotykamy ją w Ewangelii w trzech momentach: gdy swoim majątkiem wspiera misję Jezusa, gdy swoją obecnością wspiera Jego ofiarę na krzyżu i gdy jest hojna w swojej sprawiedliwości, ryzykując, by dla zmarłego uczynić to, co należy: namaścić Jego ciało zgodnie z przepisami Prawa.
Jak rozpoznać, czy masz talent hojności?
Czy masz nawyk myślenia o tym, ile jest warte to, co komuś dajesz? Czy gdy wspierasz finansowo jakąś potrzebę, poświęcasz komuś czas, wspierasz wiedzą albo obecnością – gdzieś z tyłu głowy pojawia ci się delikatna sugestia, że kiedyś ktoś odda ci za to jakąś przysługę? Czy uważasz, że obdarowywanie ma sens tylko wtedy, gdy korzystają na tym obie strony? Jeśli tak masz, to jest w porządku, ale jest też sygnałem, że hojność nie jest twoim naturalnym talentem.
Natomiast jeśli potrafisz spontanicznie komuś coś dać, zorganizować, przygotować, oddać swoje zasoby, by zaspokoić czyjąś potrzebę albo po prostu ucieszyć, i do głowy ci nawet nie przychodzi, żeby kiedyś czegoś w zamian za to chcieć, a najbardziej lubisz działać trochę jak „niewidzialna ręka” – bardzo możliwe, że to jest twój talent. Jeśli do tego nie kierujesz się w swoich hojnych działaniach ani wewnętrznym przymusem i wyrzutami sumienia (trzeba pomóc, bo oni stracili wszystko, a ja mam tak dużo) ani zewnętrznymi oczekiwaniami (wszyscy przynoszą kwiaty, więc ja też przyniosę) – to bardzo prawdopodobne, że ten talent masz. A jeśli do tego cieszy cię sam fakt, że coś dla kogoś wymyśliłaś i przygotowałaś i zamiast podziękowania wystarcza ci radość obdarowanego człowieka – to w zasadzie pewne, że masz talent hojności!
I jeszcze jedna uwaga, która może cię lekko zaskoczyć. Można być hojnym, nie mając talentu hojności. Można nauczyć się bycia nieprzymuszonym dawcą różnych dóbr - i to jest bardzo dobre. Różnica polega na tym, że utalentowani do bycia hojnymi ludzie mają w sobie naturalną i spontaniczną skłonność do myślenia o obdarowywaniu innych, tak po prostu. Bez przypominania sobie, że tak można.
Trudna strona talentu
Talent hojności ma też swoją trudną stronę, a opanowanie jej wymaga uważności i empatii. Nasza radość dawania może czasem być dla tych, których obdarowujemy, kłopotem. Jeśli ktoś nie umie po prostu przyjmować prezentów materialnych i niematerialnych od innych, może czuć się skrępowany, widzieć obowiązek zrewanżowania się albo nawet odczuwać niezadowolenie, wiedząc, że nie będzie się mógł odwdzięczyć.
Dlatego z tego talentu należy – jak ze wszystkich – korzystać uważnie i mądrze, nie stawiając nikogo w trudnej sytuacji i nie zarzucając swoją hojnością osoby, dla której jej nadmiar jest ciężarem. Gdy wrócimy do naszego wzoru, czyli Boga hojnego w sposób niespodziewany, nietrudno będzie nam zauważyć, że On ma pełną wiedzę o każdym człowieku i nigdy się nie myli, więc Jego hojne prezenty nigdy nie są nie trafione. My jesteśmy omylne, jak każdy człowiek – więc musimy panować nad swoim talentem hojności, by nie zaczął budzić w innych zniechęcenia.
Trzy działania na tydzień odkrywania
Czy to jest twój talent? Żeby się o tym przekonać, zapraszam cię do robienia trzech rzeczy przez kolejne siedem dni.
Pierwsza – to znalezienie czasu na to, żeby się przyjrzeć swoim przekonaniom na temat dawania i hojności. Może, gdy dajesz, czujesz się trochę niefrasobliwa i nierozsądna? A może trudno ci być hojną, bo masz w sobie przekonanie o tym, że nie można dawać za darmo, że w trudnych czasach trzeba być rozsądnym? A może uważasz, że obdarowywanie innych jest rozpieszczaniem? Albo że dawanie bez oczekiwań jest szkodliwe, bo rozleniwia ludzi? Spisz je. Zastanów się nad nimi. Nie oceniaj się – to po prostu ścieżka poszukiwania odpowiedzi na pytanie, czy masz talent hojności, czy nie.
Druga - obserwowanie siebie. Czy masz naturalną skłonność do myślenia, jak można dla kogoś zrobić coś dobrego? Czy nie wahasz się używać swoich zasobów – finansowych i innych – by dawać bez oczekiwania na rewanż? W jakich sytuacjach zauważasz to u siebie? Kiedy najczęściej kogoś obdarowujesz? Czy to się w ogóle zdarza? Jak reagujesz, gdy ludzie chcą ci się rewanżować?
Trzecia – to przyjmowanie darów od Ojca w niebie. Czy w ogóle zauważasz to, czym cię na co dzień obdarowuje? Czy czujesz się dobrze z myślą, że jesteś obsypana prezentami, na które niczym sobie nie zasłużyłaś, które nie są nagrodą za dobre uczynki? Czy potrafisz cieszyć się z nich tak po prostu? Spróbuj zrobić listę rzeczy, które w ciągu tygodnia były takimi prezentami od Boga specjalnie dla ciebie.
Jak co tydzień zachęcam: notuj! Zapisuj to, co odkryłaś. Nie pomijaj tego kroku!
Jak talent hojności może służyć w Kościele?
Trzeba też sobie jasno powiedzieć jedną rzecz. Nasza hojność bywa dla innych niewygodna. Budzi czasem zakłopotanie. A jednocześnie jest malutkim odbiciem bożej hojności: nasza wolność w obdarowywaniu innych jest też łaską bycia niedużą przypominajką o czymś znacznie większym: o tym, że taki jest nasz Bóg.
To szczególnie ważne, gdy obraz Boga w naszym Kościele przypomina często nieudany portret pędzla amatora (w złym tego słowa znaczeniu). I naprawdę wiele osób ochrzczonych myśli o Nim jak o surowym Ojcu, który rozgniewany siecze (a jakże), stawia nam wysokie wymagania i rozlicza nas jak urząd skarbowy. By Go o coś poprosić i to otrzymać, trzeba zebrać wielką grupę modlitewną i szturmować bramy nieba po to, by przekonać Go, że warto nam dać to, o co prosimy.
Doświadczenie przyjęcia naszej małej (w porównaniu do Niego) kobiecej hojności jest czasem maleńką szczelinką w sercu drugiego człowieka, przez którą Bóg może wpuścić ciepły promyk swojej łaski, przypominający o tym, jaki On jest naprawdę. A jest hojny i dobry. Troskliwy i czuły. Zna nasze pragnienia i wyprzedza nasze potrzeby. Można być w Kościele i tego nie doświadczać. A bez tego doświadczenia nie da się mieć mocnej i prawdziwej relacji z Bogiem; można za to tkwić w religijnych przekonaniach i męczyć się z poczuciem, że u Niego i w Kościele musimy sobie na wszystko zasłużyć. A to zupełnie nie jest Ewangelia. Talent hojności pokazuje nam Ewangelię w praktyce.
Modlitwa o rozpoznanie i przyjęcie talentu hojności
Panie Boże,
Ty wiesz, jakimi talentami mnie obdarowałeś. Żaden z nich nie jest tylko dla mnie. Masz wobec nich swój plan: są po to, by rozwijać mnie samą i przynosić mi radość z działania razem z Tobą, ale też po to, by z ich pomocą dawać dać innym wsparcie, które buduje i pomaga uwierzyć w swoją wartość i Twoją miłość.
Proszę, pomóż mi w tym tygodniu rozeznać, czy obdarowałeś mnie talentem hojności. Chcę otwartym sercem przyjąć Twoje wskazówki. Daj mi łaskę zauważenia i zrozumienia Twoich podpowiedzi, żebym bez wątpliwości mogła ocenić, czy to jest talent, który mi dałeś.
Jeśli go mam i do tej pory nie potrafiłam zaakceptować go jako dobrego i przynoszącego potrzebne mnie i innym owoce – proszę, daj mi łaskę przyjęcia go i rozwijania tak, by służył wszystkim według Twojego pomysłu na mnie. Jeśli go nie mam, pomóż mi określić, jakim innym talentem mnie obdarowałeś i jak mam go pielęgnować, by służył Twoim celom.
Bądź uwielbiony we wszystkich darach, którymi mnie hojnie obsypałeś – nawet, jeśli wcale się tak dzisiaj nie czuję, chcę dziękować Ci za to, co sprawia, że jestem sobą i nikt inny nie może mną być. Amen!
Fragmenty Pisma Świętego do medytacji
Następnie wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia. (Łk 8, 1-3)
Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów. Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i płaczącym. Ci jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć. (Mk 16, 9-11).
Przeczytaj poprzednie odcinki serii o talentach:
1. Królewski talent doceniania. To on może przemieniać ludzi wokół Ciebie
2. Talent zauważania emocji. To on sprawia, że ludzie przestają bać się odrzucenia
3. Talent uważnej obecności naprawia Kościół od środka. I wzmacnia twoją więź z Bogiem
4. Wymagający talent szczerości. Uzdrawia Kościół, ale czasem powoduje kłopoty
Skomentuj artykuł