Spotkałem świętego Szarbela

Spotkałem świętego Szarbela
(fot. Ammar Rizwan / unsplash.com)
Rajmund Nader

Przestałem czuć swoje ciało. Nie wiedziałem, czy stoję, czy siedzę, leżę czy klęczę. Nic nie czułem. Wszystkie moje zmysły przestały działać. Znalazłem się w środku ogromnego światła.

W naszych głowach zawsze mamy bardzo dużo pytań. Zastanawiamy się na przykład, co znaczy prawdziwe życie, dlaczego Pan Bóg nas stworzył i co będzie po śmierci. Jednak czasami patrzymy na ten świat, nie zadając pytań. Czasami zabiegamy o rzeczy materialne, troszczymy się o pracę, dom, przyjaciół... Na końcu życia umieramy.

Ja od zawsze pytałem: Co to znaczy życie? Urodziłem się w Libanie, bardzo daleko od Polski. Pochodzę z chrześcijańskiej rodziny. Mój dziadek był księdzem. Zawsze patrzyłem na dziadka posługującego w kościele. Nie rozumiałem jednak właściwie, co on tam robi. Każdy ma swoją pracę i ona nie jest trudna do zrozumienia, z wyjątkiem księdza, którego posługa jest bardzo skomplikowana. Przychodzimy do kościoła, modlimy się, stoimy, klękamy, a na koniec otrzymujemy malutki kawałek chleba.

Kiedy byłem mały, pomagałem dziadkowi w przygotowaniu hostii. Widząc ludzi stojących w kolejce i przyjmujących tak małą hostię, dziwiłem się. Zadawałem sobie pytanie, dlaczego ci ludzie nie pójdą do domu, nie przygotują sobie chleba i nie zjedzą go tyle, ile chcą. Mogliby sobie dać wtedy spokój z tym małym kawałkiem chleba. Kiedy pytałem dziadka, co robi przy ołtarzu, odpowiadał, że wielbi Pana Boga i prosi Go, by przemienił się do postaci tego małego chleba, by Pan Jezus zszedł do serca przez jego usta i by w ten sposób mógł poczuć Jego miłość. W końcu dziadek powiedział mi kiedyś: "Jak dorośniesz, to zrozumiesz".

Niestety, nie potrafiłem zrozumieć tego, jak Bóg, który wszystko stworzył: gwiazdy, planety, galaktyki, stał się człowiekiem. A jeszcze trudniejsze do zrozumienia było dla mnie to, jak stał się kawałkiem chleba. To bardzo trudne. Próbowałem zrozumieć to dzięki nauce. Bardzo dużo się uczyłem, czytałem mnóstwo książek. Skończyłem studia inżynierskie w Bejrucie, dostałem stypendium, wyjechałem do Londynu, gdzie zostałem inżynierem energii nuklearnej. Przez naukę starałem się zrozumieć misterium Pana Boga, Jego tajemnicę. W tym samym czasie modliłem się i czytałem Biblię. Przez cały czas byłem też pod wielkim wrażeniem św. Szarbela z Libanu.

Święty Szarbel zmarł ponad sto lat temu, ale wszyscy w Libanie nadal czują jego obecność. Wiele razy byłem w klasztorze w Annai, prosząc świętego, by pomógł mi zrozumieć tajemnicę Pana Boga. Zawsze zadawałem mu to samo pytanie: "Jeżeli dzisiaj umrę, co będzie jutro?". Któregoś dnia przecież umrę i stanę przed Chrystusem. Co wtedy? Wiele razy jechałem w nocy do pustelni św. Szarbela i prosiłem go o odpowiedź. Jego ciało, można powiedzieć, było żywe, bo przez ponad sześćdziesiąt lat wydobywały się z niego woda i krew. To tajemnica naukowa: z ciała św. Szarbela wydobyło się trzydzieści tysięcy litrów wody i krwi.

Zimą 1994 roku, dokładnie w moje urodziny, przebywałem przy pustelni i modliłem się. Annaja jest na wysokości ponad tysiąca trzystu metrów i w zimie jest tam bardzo zimno. Jak zawsze modliłem się w nocy, czytając Biblię przy zapalonych świecach. Nagle poczułem, że wokół mnie zaczyna krążyć ciepłe powietrze. Po jakimś czasie zauważyłem, że ogromnie się pocę. Kiedy się rozejrzałem, zobaczyłem, że wszystko wokół mnie się rusza, drzewa, liście. A gdy spojrzałem na świeczki, dostrzegłem, że ich płomienie w ogóle się nie poruszają. Wiatr poruszał wszystko wkoło, ale płomienie świeczek stały nieruchomo. Patrzyłem zdziwiony, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Na początku myślałem, że mam halucynacje. Pomyślałem, że wyciągnę rękę i dotknę płomienia, żeby się upewnić, czy to się dzieje naprawdę, czy to jakieś złudzenie.

Zanim jednak wyciągnąłem rękę, poczułem, że znajduję się w innym świecie. Przestałem czuć swoje ciało. Od tego momentu już nie wiedziałem, czy stoję, czy siedzę, leżę czy klęczę. Nic nie czułem. Wszystkie moje zmysły przestały działać. Znalazłem się w środku ogromnego światła. Poczułem, że jestem w świetle, które jest milion razy mocniejsze niż światło słońca. To światło jednak nie parzyło i nie oślepiało. Było mocne, ale jednocześnie bardzo delikatne. Było też niezwykle czyste, niczym kryształ. Poczułem obecność kogoś i zacząłem z tym kimś rozmawiać. Powiedziałem sobie najpierw: "Ach, to na pewno sen". Postać, z którą się spotkałem, zapewniła mnie jednak: "Nie, to nie jest sen". Rozmawialiśmy bez słów, nie w jakimś konkretnym języku. To było jednak wypowiedziane jasno i klarownie: "Ty nie śpisz". W tym momencie do głowy przyszła mi niezliczona liczba pytań: "Kim jestem? Co ja tu robię? Z kim rozmawiam? Co to za światło?". Nagle poczułem coś niezwykłego: wielką miłość, spokój, radość, szczęście.

Zrozumiałem, że spotkałem się ze św. Szarbelem. Nie chciałem, by ode mnie odszedł, i prosiłem go, by pozostał. Święty powiedział mi, że jest wszędzie i zawsze. Po chwili światło znikło, a ja odkryłem, że klęczę w środku nocy przed świecami. Te świece były już całkowicie wypalone. Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że jest pięć po wpół do czwartej. Uzmysłowiłem sobie, że cztery godziny minęły, jakby to była zaledwie jedna sekunda. Wziąłem swoje świece oraz Biblię i poszedłem do samochodu. W drodze do domu poczułem ciepło i jakieś dotknięcie na swoim lewym ramieniu. Zaświeciłem górną lampkę w aucie i zobaczyłem, że na ramieniu mam odbitych pięć pal¬ców, a z rany wypływała krew i woda. Wyglądało to tak, jakby jakaś dłoń odcisnęła się na moim ramieniu. Ślad otoczony był czerwoną obwódką, jakby znakowany ogniem. Nie czułem bólu, tylko ciepło... Znów wydawało mi się, że mam halucynacje. Pojechałem szybko do domu. Kiedy żona zobaczyła na moim ramieniu te odbite palce, doszedłem do wniosku, że to nie był sen. Przez cztery dni z mojego ramienia wypływała woda z krwią.

Od tego momentu zmieniło się całe moje życie. Zostawiłem wszystko, z wyjątkiem mojej rodziny. Zacząłem pracować w libańskiej telewizji katolickiej Tele-Lumiere. Pomagałem tej stacji w rozwoju i do dziś pracuję tam jako dyrektor. Później założyłem grupę modlitewną Rodziny św. Szarbela. Spotykamy się w każdy piątek w Annai, by rozważać Biblię i uczestniczyć we Mszy świętej. Obecnie ta wspólnota przekształciła się w zakon (podobnie jak w Polsce Trzeci Zakon św. Franciszka z Asyżu). Dziś wspólnoty te obecne są już niemal na całym świecie.

Od 1994 roku do dziś św. Szarbel objawił mi się już czterdzieści razy. Za każdym razem otrzymuję przesłanie, które staram się przekazać innym. Chcę wam przekazać to wszystko, o co św. Szarbel nas prosi i czego nas uczy. Pierwsze i najważniejsze przesłanie dotyczy tego, że Pan Bóg naprawdę istnieje. On jest prawdziwy, rzeczywisty. Pan Jezus jest prawdziwym Synem Boga. Został stworzony jako człowiek i żył między nami. W czasie Eucharystii otrzymujemy prawdziwe Ciało Chrystusa. Chrystus jest w Kościele oraz w Eucharystii, a także między nami. Najważniejsze jest to, by być z Chrystusem, bo On zawsze jest z nami. Bóg chce, byśmy byli podobni do Jezusa jako Jego synowie.

Pan Bóg nie stworzył nas do śmierci, ale do życia wiecznego. By osiągnąć życie wieczne, potrzebujemy dwóch rzeczy. Po pierwsze, musimy czytać słowo Boże - Biblię. Mamy czytać, uczyć się i żyć Bożym słowem. Po drugie, naszym źródłem, podstawą jest Eucharystia. Ze Słowem Bożym i Eucharystią będziemy razem świętymi.

Święty Szarbel był człowiekiem tak jak my. On przez Słowo Boże i Eucharystię stał się święty. Ojciec Szarbel zaprasza nas, byśmy robili tak jak on. Oczywiście wszyscy nie możemy zostać pustelnikami tak jak on. Mamy być świętymi w tym miejscu, w którym postawił nas Pan Bóg: jako ojciec, matka, dziecko, student, pracownik czy osoba bezrobotna. We wszystkich miejscach, w których żyjemy, możemy osiągnąć świętość. Najważniejsze jest to, że Pan Bóg każdego z nas dokładnie zna i każdy jest dla Niego ważny, ponieważ każdy jest Jego stworzeniem. Bóg bardzo nas kocha, dlatego chce, byśmy trwali w jedności z Nim. Dlatego zaprasza nas, byśmy za Nim podążali. Jest tylko jedna droga, ta wiodąca przez Chrystusa. Innej drogi nie ma. My mamy iść za Bogiem i nie bać się być świadkami Chrystusa. Działać tak, by cały świat mógł Go poznać.

W Libanie żyje tylko półtora miliona chrześcijan, którzy otrzymali powołanie, by być świadkami Jezusa i głosić Jego naukę. To samo przesłanie, które my otrzymaliśmy od św. Szarbela, wy, Polacy, otrzymaliście od św. Jana Pawła II. Mamy tę samą misję: głosić słowo Boże. Święty Szarbel powiedział nam, że ludzie idą w dół, a droga do Boga wiedzie w górę. A to znaczy, że musimy zmienić kierunek i zacząć kroczyć w kierunku Pana Boga. Oto przesłanie dla nas: powinniśmy powrócić do Kościoła, wierzyć w Chrystusa i żyć Jego słowami. Nigdy się nie bać i ufać Chrystusowi. On nas kocha i zawsze jest z nami.

Kocham Polskę i Liban. Spotkałem się ze św. Janem Pawłem II, kiedy w maju 1997 roku Ojciec Święty przybył z wizytą do Libanu. Byłem zafascynowany jego osobą. Święty Jan Paweł II wyzwolił Liban, to samo zrobił w Polsce. Dlatego my w Libanie mamy św. Szarbela i św. Jana Pawła II.

Życzę wam szczęśliwej drogi waszego życia. Chciałbym wierzyć i wierzę w to, że po długim życiu wszyscy spotkamy się przed obliczem Pana Boga. Obiecuję modlitwę za was w Annai w Sanktuarium św. Szarbela. A was proszę o modlitwę za mnie.

Świadectwo zostało wygłoszone 30 lipca 2017 roku w kościele pw. Świętego Krzyża w Krakowie i znajduje się w książce "Cuda świętego Szarbela".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
oprac. Katarzyna Stokłosa

Szarbel – człowiek, który wyprosił u Boga tysiące cudów

Libański mnich, pustelnik i asceta, który w Polsce pomógł już rzeszom potrzebujących. Współcześni mówili o nim „święty Bogiem upojony”. Jego życie było niezwykle proste, a zarazem...

Skomentuj artykuł

Spotkałem świętego Szarbela
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.