Dobre rady zawsze w cenie. A wątpliwości? Czy one też są cenne? Wydaje się, że premiowana jest raczej pewność siebie, zdecydowanie, przebojowość. Wątpliwość jawi się przy nich jak uboga krewna, która zawstydzona spuszcza wzrok, z nadzieją, że nikt jej nie zauważy, że pominie milczeniem. Ale to ona właśnie stwarza okazję, by spotkać człowieka…
Prędzej czy później zdarza się taka chwila, gdy pojawia się konieczność rozstrzygnięcia: tak, czy inaczej? Prędzej czy później zdarza się i taka chwila, w której pyta się już tylko: Jak? I bez względu na to, czy chodzi o drobiazgi czy sprawy wagi ciężkiej, to zawsze wówczas pojawia się tęsknota za kimś, kto wątpliwości wysłucha, kto wątpliwość przyjmie, kto bez wątpienia poradzi.
Kilka lat temu remontowałam mieszkanie. Remont, nawet najmniejszy, to czas wyborów. A że ten mój był generalny, to i wyborów generalnie było sporo: od decyzji dotyczących konkretnych rozwiązań, materiałów, do rozplanowania kontaktów czy lamp – stąd m.in. stół w wersji 2D kreślony na gołym betonie, by określić miejsce lampy i towarzysząca temu świadomość, że kilka centymetrów wte albo wewte i już nie będzie centralnie „nad”. Kumulacja wyborów. I wątpliwości: bliżej, dalej, obok, nad, pod, za czy naprzeciw?
Jak dobrze było mieć kogoś, kogo można zapytać, wobec kogo można wypowiedzieć głośno wersje wszelakie. Jak bardzo pomagała wówczas opcja „telefon do przyjaciela” i świadomość, że nawet jeśli zafiksowałam się zupełnie i już nie potrafię opisać swoich wizji, to i tak będę wysłuchana i dostanę wsparcie. Dziesiątki rozmów, setki konsultacji i wreszcie… decyzje. Moje własne.
No tak, ale życie to nie remont. A może jednak? Taki ciągły. Bez końca. Przecież zmiany to najpewniejsza rzecz, na którą zawsze możemy liczyć, choćbyśmy stan niezmienny nawet bardzo utrzymać chcieli. Wciąż coś burzymy, przestawiamy, poprawiamy. Nieustannie planujemy, obmyślamy, testujemy. I w tym wszystkim – jak powietrza – trzeba nam człowieka i rady.
Wątpić jest rzeczą ludzką. Nie trzeba od razu doświadczać „nocy ciemnej” w życiu czy w wierze. Wątpliwość może być zaledwie niepewnością. Może być rozterką, która naznacza nas wahaniem, każe niedowierzać, może czynić nieufnym. Nic przyjemnego. A jednak to właśnie wątpliwości pozwalają pytać, każą szukać podpowiedzi, przymuszają do znalezienia rozwiązania. Gdy dotyczą spraw ważnych: międzyludzkich czy Bożych, to stają się szansą na dotarcie do prawdy. Wątpliwość nie jest komfortowa, ale jest potrzebna. Strach się bać tych, którzy wątpliwości nie miewają.
Ci, którzy wątpiącym chcą radzić dobrze, muszą słuchać. Co ciekawe, już ich zasłuchanie może odsłonić odpowiedź, która się w wątpiącym wyklaruje. Ich rozumiejące i przyjmujące spojrzenie może wesprzeć to, co rozchwiane, niepewne. Dobra rada bez słów? Tak, to możliwe. Lustro też daje odpowiedź. Zwykle jednak potrzebne będą słowa. Rozważne. Podprowadzające, a nie zagadujące. Muszą bowiem zostawić miejsce na wybór, którego w wolności dokona wątpiący. I jest nadzieja, że dobra rada pozwoli mu się do dobra przybliżyć. A czy radzący może mieć wątpliwości? Jak wiadomo, strach się bać tych…
Remont zakończyłam, a mieszkanie w nowej odsłonie cieszy. Nie tylko dlatego, że stół jest już w 3D, a lampa centralnie nad nim. Daje radość, bo patrząc na układ płytek w kuchni czy kontakt w łazience, widzę twarze tych, którzy pomagali mi znaleźć rozwiązanie, rozwiać wątpliwości. Bo „gęba sama się śmieje”, gdy przypominam sobie dziesiątki rozmów i rad. To one mnie otaczają i – pewnie bardziej niż meble – tworzą atmosferę miejsca.
Wątpiącym dobrze radzić. Otworzyć ucho, ale i serce na rozterki wątpiącego. Dać mu wsparcie, by umocniony radą, wybrał dobrze.
Skomentuj artykuł