W Biblii jest wiele opowieści, które ukazują drogę wiary jako nieustanne wzajemne przenikanie się zaufania i sceptycyzmu, tęsknoty za zaufaniem i lęku przed zawodem, jako proces, w którym odwaga wypowiadania "tak" bez żadnych zastrzeżeń przeplata się z pełnym wahań "ale". Mnie chyba najbardziej podoba się historia apostoła Piotra.
Ewangelie bynajmniej nie upiększają postaci pierwszego z apostołów i nie cenzurują jego biografii. Nie tylko w znanych opowieściach o cierpieniu i zmartwychwstaniu Jezusa, lecz także w biografii Szymona Piotra odwaga wyznawcy regularnie przeplata się z negacją i tchórzostwem, zaskakująca intuicja z równie zaskakującą nieufnością wobec słów i pojęć.
Jezus podchodzi do grupy rybaków w chwili, kiedy naprawdę nie mają oni ochoty wysłuchiwać rad i upomnień jakiegoś wędrownego kaznodziei. Są zmęczeni i przybici po całonocnym nieudanym połowie. Mimo to Szymon zdobywa się na odwagę, by uwierzyć człowiekowi, który najwyraźniej nie ma żadnego doświadczenia w łowieniu ryb: "Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo [jeszcze raz] zarzucę sieci" (Łk 5, 5). Te słowa zawierają jeden z najważniejszych aspektów wiary — owo "jeszcze raz". Człowiek stoi z pustymi rękami, a jego serce wypełnia rozczarowanie i zwątpienie — któż nie zna takich chwil? I w tej sytuacji rozbrzmiewa słowo wiary: weź się w garść, spróbuj jeszcze raz!
Sieci pękające od ogromnej ilości ryb napełniają Szymona nie tylko radością z powodu połowu, lecz także zdumieniem postacią tego dawcy nadziei i pokorną świadomością dystansu pomiędzy nim a Jezusem: "Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny". Pisząc jedno ze swych najważniejszych dzieł, święty Augustyn nadał mu nader dwuznaczny tytuł: "Wyznania". Chodziło mu z jednej strony o wyznanie wiary, ale też i o wyznanie winy. Kto nie wyznaje swojej winy, kto nie przyznaje, że jest grzesznikiem — to znaczy, że nie jest Bogiem — ten nie ma prawa wyznawać wiary w Boga; jego wyznanie wiary nie jest wiarygodne. Nie mogę widzieć Boga, jeśli uparcie chcę Mu być równy.
Dostrzec Boga mogę jedynie z głębi mojej pokory, mojej odwagi do przyjęcia całej prawdy o sobie, do rozpoznania i uznania własnego cienia. Szymon doświadcza w wędrownym kaznodziei Boga; wyraża to nie słowami, nie definicjami, lecz gestem przypadnięcia Jezusowi do kolan. I właśnie w tej chwili pokornego uznania prawdy o sobie samym staje się możliwe powierzenie misji: robiąc nadal to, czym się dotąd zajmował, Szymon będzie odtąd szedł za Mistrzem. Jego doświadczenia z morzem i z wiatrem stają się symbolem tego, co będzie odtąd robił: będzie łowił ludzi.
Koło Cezarei Filipowej Jezus pyta uczniów, co ludzie o Nim mówią, za kogo Go uważają, jak Go oceniają. Potem stawia im zasadnicze pytanie: "A wy za kogo Mnie uważacie?". Szymon w imieniu apostołów zabiera głos i wypowiada zdanie, które przepełnia energia oczekiwań i nadziei narodu izraelskiego: "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego!". I w odpowiedzi na to wyznanie Jezus zmienia mu imię: z rybaka Szymona staje się on Piotrem, skałą, a na tej skale mesjańskiego wyznania Piotra Jezus zbuduje swój dom, swój Kościół, nowy Izrael. Jak się wkrótce okaże, słowo "Mesjasz" jest jednak wieloznaczne, i Piotr zawarł w tym pojęciu wiele ówczesnych obrazów zwycięskiego króla, który odnowi królestwo Dawida. Gdy Jezus stara się oczyścić ten obraz, uzupełniając go wizją cierpiącego Mesjasza, o której mówił prorok Izajasz, Piotrowi nieszczególnie się to podoba. Jest przekonany, że te słowa wynikają z depresji, że Jezus przechodzi "kryzys twórczy". Bierze Go na stronę i klepie dobrodusznie po ramieniu: "Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie!". Wszystko będzie dobrze! Po tym kłopotliwym pocieszeniu Piotr, którego jeszcze przed chwilą Jezus nazwał skałą i posiadaczem kluczy do Królestwa niebieskiego, musi usłyszeć pod swoim adresem najtwardsze słowa, jakie padają w całym Nowym Testamencie: "Zejdź Mi z oczu, szatanie!".
Jezus dostrzega w uspokajających słowach Piotr pokusę, którą zwodził Go szatan na pustyni: zachętę do tego, by został Mesjaszem sukcesu i tanich efektów, który magicznym gestem zamienia kamienie w chleb i wśród burzliwych oklasków tłumów spada z tarasu świątyni wprost w ramiona aniołów. Jezus jednak zna drogę, na którą posłał Go Ojciec: rozbije się o kamień, o zatwardziałość ludzkiego serca, i żaden anioł nie powstrzyma jego upadku; nie będzie dobywał chleba z kamienia, tylko wyda swoje ciało i swoją krew, sam stając się chlebem, który będzie łamany i spożywany — i w ten sposób nasyci innych.
Zawsze, gdy jestem w Bazylice Świętego Piotra w Rzymie i czytam wypisane tam złotymi literami zdanie: "Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję mój Kościół", na próżno szukam kolejnego zdania z tego samego fragmentu Ewangelii świętego Mateusza: "Zejdź Mi z oczu, szatanie! (…) bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki". Dla iluż następców apostoła Piotra w historii Kościoła słowa te mogły stać się ostrzeżeniem!
Potem Jezus zabiera uczniów — tylko trzech spośród dwunastu — na wysoką górę. Oślepia ich światło i widzą obok Jezusa Mojżesza (a wraz z nim Torę) oraz Eliasza (a z nim proroków). Jezus jest kluczem do zrozumienia Tory i proroków. Mojżesz i Eliasz rozmawiają z Nim o jego śmierci — o czymże by innym? Dopiero za kilka stuleci chrześcijanie wyrażą w języku definicji dogmatycznych swoje doświadczenie związku pomiędzy Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Tu nie ma jeszcze żadnych definicji, tylko oślepiające światło. Ale w tym przeżyciu światła zawarta jest już cała prawda o tym, że Jezus nie jest tylko dobrym mistrzem i wędrownym kaznodzieją, lecz że poprzez Niego, z Nim i w Nim jaśnieje Bóg.
Po tym wielkim przeżyciu Piotr raz jeszcze zwraca się do Jezusa z kłopotliwą propozycją: postawmy tu trzy namioty i zostańmy tu, razem z Mojżeszem i Eliaszem! Nie chcemy wracać do codziennego, nudnego, zakurzonego świata cieni i mroku, chcemy zawsze mieszkać w świetle! Ale Jezus wskazuje drogę w dół, w świat wieloznaczności. Tych samych trzech uczniów, których na górze Przemienienia wprowadził w obłok światła, zabiera ze Sobą, by w Ogrodzie Oliwnym mieli udział w Jego mrocznym poniżeniu, w chwilach bólu i opuszczenia. Podobnie jest w naszym życiu: powinniśmy być wdzięczni za chwile pełne światła i za przeżycia bliskości Boga, ale nie powinniśmy się w nich zadomawiać. One przychodzą i odchodzą. Pamięć o nich powinna nas jednak umacniać podczas naszych nocy w Ogrodzie Oliwnym.
Gdy zeszli nad jezioro, zobaczyli Jezusa chodzącego po wodzie. I Piotr nie byłby sobą, gdyby znów się nie odezwał: "Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!". W odpowiedzi na to zuchwałe pytanie słyszy: "Przyjdź!". I bez zastanowienia idzie. Ale jak zawsze u Piotra, po determinacji przychodzi lęk: zaczyna się bać, a bojąc się, zaczyna tonąć. W egzystencji chrześcijańskiej — o czym mówiło wielu autorów, od Tertuliana po Kierkegaarda — istnieje coś "absurdalnego": jest to "chodzenie po wodzie", które jest możliwe jedynie wówczas, gdy człowiek pozbędzie się lęku, spojrzy na Chrystusa i przestanie troszczyć się i bać o samego siebie. Ale Piotr zaczyna tonąć i woła: "Panie, ratuj mnie!". A Jezus jak zwykle wyciąga do niego rękę. Spróbuj jeszcze raz! Czemu zwątpiłeś, człowieku małej wiary!
Ten sam schemat powtarza się w opowieści o Męce Pańskiej. Piotr zarzeka się podczas Ostatniej Wieczerzy: "Choćby wszyscy Cię zdradzili, ja Cię nie zdradzę!". I zaraz po tym zapiera się Go trzy razy przed prostą służącą. Ale potem znów czuje na sobie wzrok Jezusa, gdy prowadzą obok niego spętanego, skazanego Mistrza — i Piotr podrywa się "jeszcze raz", przechodzi "chrzest łez".
Historia ta kończy się w tym samym miejscu, w którym się zaczęła: o poranku nad brzegiem Jeziora Galilejskiego. Jezus stawia Piotrowi trzy pytania — i Piotr pojmuje, że jego trzykrotne wyznanie miłości to trzykrotne uzdrawiające dotknięcie ran po trzykrotnym zaparciu się Mistrza. Na końcu ich ostatniego spotkania padają te same słowa, które były kluczowe podczas ich pierwszego spotkania: "Pójdź za Mną!". Jezus nie przepytuje Piotra ze znajomości swojej nauki i nie pyta go o jego cnoty moralne. Zarówno on, jak i Piotr już coś o nich wiedzą. Interesuje go związek Piotra z Nim, miłość Piotra. To ona jest kamieniem, na którym można budować, podstawą, do której wciąż można i trzeba wracać, powtarzając wciąż od nowa, mimo kolejnych upadków: spróbuj jeszcze raz!
***
Fragment pochodzi z książki Anselma Grüna i Tomáša Halíka "Bóg zagubiony. Wiara w objęciach niewiary".
Tomáš Halík - czeski ksiądz katolicki, wykładowca i autor wielu znanych książek teologicznych. Laureat nagrody Tempeltona w 2014 r.
Skomentuj artykuł