To nie jest temat na wakacje

To nie jest temat na wakacje
(fot. Horizon2035 / flickr.com)
Dagmara Kamińska

Lato w tym roku dopisało. Żar leje się z nieba, woda w morzu i jeziorach ciepła, po prostu rozkosz. Dla mnie lato zaczęło się lotem helikopterem pogotowia ratunkowego do Akademii Medycznej w Gdańsku.

Nasz najmłodszy, dwuletni synek nagle stracił nad ranem przytomność i dostał drgawek - mówiąc wprost - niespodziewanie zaczął umierać (zbadany przez lekarza poziom cukru wynosił 32mg%). Diagnoza zaskakująca i po trosze przerażająca brzmiała - hipoglikemia ketotyczna, czyli przedziwne zaburzenie w pracy organizmu, które - daj Boże - minie z wiekiem. Ale patrzenie z bezradnością na umierające dziecko jest czymś, co na długo zapada w pamięć.

Dzięki temu doświadczeniu, po wyjściu ze szpitala, nasze lato nabrało niezwykłego smaku. Smaku szczęścia. Nagle, w niewytłumaczalny sposób, wszystko zaczęło nas cieszyć - gra z dziećmi w karty, wyjście nad morze, wypad na lody. Nie chcę przez to powiedzieć, że przedtem nie lubiliśmy wspólnego spędzania czasu, tyle tylko, że teraz wszystko nabrało większej wartości - każda chwila jest cenna.

Ale to nie jedyny, niezwykły moment tych wakacji. Od powrotu ze szpitala, mieliśmy możliwość towarzyszenia w odchodzeniu do Boga jednego z naszych znajomych. Nie było to łatwe odejście - z dnia na dzień słabszy i bardziej nieobecny, wymagający coraz więcej zabiegów pielęgnacyjnych - starszy pan, postawił nas wobec otwierających się drzwi do życia wiecznego. Tyle pytań pojawiło się w naszych głowach: "Co jest w życiu najważniejsze?", "Dlaczego śmierć bywa  taka trudna", "A jak ja będę umierał?".  I w końcu najtrudniejsze pytanie o to, czy prawdą jest, że cierpienie ma sens. Myślę, że każdy z nas, którzy odwiedzaliśmy w to upalne lato mieszkanie umierającego Wiktora, znajdował wiele odpowiedzi na te pytania. Bo kiedy doświadcza się, że śmierć to nie tylko elegancko udekorowana kwiatami trumna w kaplicy przedpogrzebowej, że śmierć czasami brzydko pachnie, że ciało chorego jest wychudzone i zmaltretowane, to doświadcza się spotkania z Jezusem Chrystusem. Ukrzyżowanym.

Możliwość każdej, choćby niewielkiej pomocy Wiktorowi i jego żonie była dla mnie osobiście łaską i darem. Kiedy patrzyłam na miłość i troskę, jaką po 59 latach małżeństwa żona okazuje swojemu mężowi, moje serce było poruszone i z mocą brzmiały w głowie słowa :"oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci".

Kiedy razem odmawiając różaniec, czekałyśmy na przyjazd lekarza, który potwierdzi zgon, zdarzyła się rzecz niewyobrażalna - do pokoju, przez otwarte drzwi balkonowe wleciał biały gołąb, usiadł na oparciu sofy naprzeciwko łóżka zmarłego Wiktora i przez jakiś czas przyglądał się mu. Byłyśmy kompletnie zszokowane. Chciałam delikatnie wypłoszyć ptaka, a kiedy nie reagował wzięłam go w dłonie i wyniosłam na balkon. Biały gołąb posiedział jeszcze chwilę na barierce i w końcu odleciał. Pewnie niektórzy pomyślą, że to przypadek, inni, że zmyślam, ale ja wiem co widziałam. I czuję, że w tak prosty i delikatny sposób otrzymaliśmy znak, że Wiktor, któremu towarzyszyliśmy w przejściu do domu Pana znalazł już tam swoje mieszkanie.

Może ktoś powie :"Śmierć? Co to za temat na wakacje?" Rzeczywiście, śmierć to nie jest temat na wakacje. Śmierć to jest temat na każdą chwilę życia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To nie jest temat na wakacje
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.