Dopóki pragniemy, dopóty żyjemy. Pragnienia, jakie nosimy w sercu, świadczą o tym, że życie wciąż się w nas tli, ale są też tego życia paliwem, są życiodajne. Trzeba je stopniowo ukonkretniać i rozeznawać; zgodzić się na bycie prowadzonym i „nie być głuchym na Jego wołanie”; trzeba być otwartym i wolnym wobec swoich planów.
Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek SJ w 28. odcinku „Dialogów w połowie drogi” rozmawiają o różnych sposobach dążenia do realizacji pragnień, czyli de facto o różnych sposobach na życie.
ES: Tak sobie pomyślałam, że ostatnio było o śmierci. Mówiliśmy o lęku przed nią, itd. No to chyba czas na życie. Co ty na to?
WZ: Temat – bym powiedział – życiowy bardzo, więc słucham…
ES: Jak życie to pragnienia, pragnienia są życiodajne…
WZ: Póki pragniemy, żyjemy.
Jak podejście do pragnień organizuje nasze życie?
ES: I tak sobie pomyślałam, że z grubsza można powiedzieć o takich dwóch modelach. W tym pierwszym byłoby coś z takiej konkretyzacji pragnień? Ktoś marzy o tym, że… będzie aktorem, że będzie lekarzem. No i robi wiele, żeby to osiągnąć, żeby to pragnienie zrealizować. Zapisuje się na dodatkowe kółka. Uczy się tej biologii, chemii, fizyki… Chodzi do Domu Kultury, bierze udział w teatrach, teatrzykach, itd. Później zdaje na tę upragnioną medycynę czy do szkoły aktorskiej. Nie dostaje się raz, drugi, piąty, ale tak wytrwale, pragnąc tego…
WZ: Dokłada wszelkich starań. Oprócz tego jest jeszcze drugi model. Zaprezentował go św. Ignacy, a ja jako jezuita powiem tak: wszystko to, za co go podziwiamy i z czego jest znany w świecie święty Ignacy Loyola, to on nic z tych rzeczy nie planował.
ES: Jak pomyślę o kuli, która roztrzaskała mu nogę, to trudno to zaplanować jakoś…
WZ: No właśnie, poczynając od tej kuli, ale wszystkiego… Ani nie planował założenia zakonu, ani nie planował tego, czym się ten zakon będzie zajmował. Ani nie planował, że będzie miał szkoły i uniwersytety. To wszystko do niego przychodziło, bo…
ES: Ruszył w drogę.
WZ: Bo ruszył w drogę, a wcześniej – jak mówi reklama Plusa – “Sławek, słuchaj swego serca, bo zagubisz się w tym świecie”. Tak, słuchał swego serca.
ES: I nie tyle może nawet ruszył w drogę, co dał się poprowadzić.
WZ: To jest kluczowe. I on ciągle podkreślał, że dojrzałość polega na wolności. I nawet myślę, że w tym pierwszym modelu, o którym wspomniałaś na początku, to tak, jest tam wytrwałość w dążeniu do celu podziwu godna, ale ona będzie taka tylko pod tym warunkiem, że będzie otwarcie na drugą możliwość. Jeżeli to nie jest takie tępe, że jak koniecznie chcę za wszelką cenę, że tylko to…
ES: I tylko to mnie uszczęśliwi i tylko tak mogę, bo wtedy realizujemy swój scenariusz i nie ma w tym miejsca na Pana Boga. W obydwu tych wariantach możliwy jest jeden punkt odniesienia, czyli właśnie Pan Bóg i bardzo ignacjańskie słowo – rozeznanie.
WZ: I jeszcze drugie bardzo ignacjańskie słowo – wolność. Trzeba, żebyśmy byli ludźmi ‘obojętnymi’. To nawet nie chodzi o Pana Boga rozumianego tak wprost – konfesyjnie. Jak nie będziesz miał tej wolności, to nie będziesz szczęśliwy. Obojętnie, czy to dotyczy celu przez ciebie zamierzonego czy takiego, który ci życie podpowiedziało. Właśnie, musi być wolność.
ES: No tak, z tyłu głowy ‘odpalają’ mi się takie bardzo różne historie, w których osiągnięcie tego wymarzonego, jedynego, ale właśnie ‘mojego celu’ nie dawało szczęścia. Znamy takie historie, gdzie się okazuje, że to wcale nie o to chodziło. Jakieś pragnienia leżą zupełnie gdzie indziej. Głody, które trzeba nakarmić, są zupełnie gdzie indziej.
Meandry życiowych decyzji
WZ: A tymczasem, jak coś przychodzi jako pragnienie serca, to wtedy właśnie karmi, daje poczucie sensu. I tu nie obejdzie się bez takiej ‘osobistej wycieczki’ w stronę pani redaktor. Pytam, bo wiem: w twoim życiu nie raz się tak zdarzyło, że coś, czego w ogóle nie planowałaś teraz jest oczywiste, ale stało się tak nie dlatego, że jakoś do tego dążyłaś i że bardzo chciałaś tylko, że tak przyszło.
ES: To prawda, ja trwam w takim zachwycie nad tym, co zostało mi dane, co jest mi dawane, jak jestem prowadzona. Bardzo imponują mi ludzie, którzy mają pragnienia, takie marzenia i dążą do ich realizacji, ale to nie jest mój scenariusz czy scenariusz mojego życia. Mnie rzeczywiście dawane były rzeczy, proponowane, niejako przedstawiane, a ja za nimi szłam, dałam się poprowadzić. Zaczynając od banalnej kwestii, jaką był wybór studiów. Proszę mi wierzyć, że ja naprawdę słowa ‘politologia’ przed maturą pisemną nie słyszałam chyba nigdy, a jak słyszałam, to nie zakodowałam. Ten kierunek znalazłam w grubym informatorze, wtedy jeszcze nie było stron internetowych, tylko informatory o studiach i tam natknęłam się na to słowo. Wybrałam ten kierunek między pisemną a ustną maturą. I ten wybór zaprowadził mnie do Opola. Ustawił mnie zawodowo, no bo do tej pory pracuję jako politolog na uczelni, ale na tej uczelni też nie znalazłam się dlatego, że tak sobie myślałam, że ja to bym chciała być nauczycielem akademickim, ja to chyba tą ścieżką podążę… To śp. profesor Lesiuk, któremu zawsze wyrażam wdzięczność po prostu napisał za mnie podanie. I powiedział, że mam je przepisać na komputerze. I jeszcze przeczytał mi drugi dokument, który mi wręczył, czyli opinię o mnie. Tak to się jakoś toczy. Jestem zapraszana – jeśli tak mogę powiedzieć.
WZ: No tak, ale też na przykład w innych rzeczach, w innych wydarzeniach dotyczących twojego życia było to, co z tym Sławkiem z reklamy, że “posłuchałaś swojego serca”. I to jest też bardzo zachwycające, że posłuchałaś serca, a potem to otworzyło nowe perspektywy. Jakby samo do ciebie przyszło.
ES: No właśnie, jakby samo przeszło, prawda? Bo myślę, że na tej drodze jest też takie ryzyko nie usłyszenia, braku otwartości albo wybierania tylko tego, co tak naprawdę mi odpowiada, co mi się ‘skleja’ z moją wizją znowu. A rzeczywiście kluczowe na tej drodze jest otwartość i zaufanie. W takich sytuacjach, kiedy coś jest mi dawane, ja za tym idę, ale też właśnie przyglądając się, słuchając – to, co mówisz, słuchaj Sławek – to ja nie przyjmuję od razu jako ‘oczywistą oczywistość’ wszystkiego: tak, to ja tu idę Panie Boże… Ja nasłuchuję, cały czas się pytam: Panie Boże, jeśli to jest ta droga…
WZ: Właśnie na tym nasłuchiwaniu polega to, żeby się dać prowadzić. Bo to nie jest tak, że usłyszę: ‘prosto i tam na końcu korytarza w lewo’. Tylko, że trzeba ciągle słuchać, co dalej?
Pytając i potwierdzając
ES: Nie tyle wątpiąc, co raczej potwierdzając, utwierdzając się w tym, że dobrze usłyszałam za pierwszym razem.
WZ: Tak, domagając się w pewien sposób, prosząc o potwierdzenia. Św. Ignacy jest tego doskonałym przykładem. On ciągle prosił o potwierdzenia, bo to był taki krok za krokiem. Coś się okazało, coś robił, a potem się otwierała kolejna perspektywa. I tak jak powiedziałem: ani o założeniu zakonu nie myślał, ani o tym, żeby być księdzem, ani o tym, co we wszystkich książkach historycznych piszą, żeby walczyć z Reformacją. On z nikim nie walczył, on się dał prowadzić, a to się okazało przeciwwagą dla Reformacji. I to, co mówiłaś o sobie, o swoim życiu, ja też bardzo często powtarzam, że wszystko, co najważniejsze w moim życiu stało się nieplanowane. Ja nigdy w życiu nie myślałem, że będę jezuitą. Ja nigdy w życiu nie myślałem, że będę duszpasterzem akademickim, twoim na przykład…
ES: To było nie do wymyślenia, bo ja nie wiedziałam, że pójdę na politologię do Opola.
WZ: Nigdy w życiu nie myślałem, że będę w Rzymie, że będę w Rzymie studiował, że będę na Syberii. Nigdy w życiu nie myślałem, że będę pracował w Rosji. Ale widząc potrzeby, widząc jakieś konkretne zadania, wydawało mi się, że tak trzeba. Dlaczego? Bardzo ładnie mówiłaś o tym nasłuchiwaniu. Od razu mi się skojarzyło z ćwiczeń duchownych: “żebym nie był głuchy na Jego wołanie”. No i o tym prowadzeniu. Istotą życia chrześcijańskiego jest to, żeby dać się prowadzić.
ES: To tak jeszcze tylko dopowiem, że te przykłady, studia, praca to oczywiście niewielki wycinek z tej historii prowadzenia, ale też nie chciałam jakoś epatować swoją historią, bo tu i o mojej współpracy z Radiem można by było powiedzieć i z takim nazwijmy to ogólnie wezwaniem do towarzyszenia innym. Ale to jest też droga pełna takich drobnych historii, jak chociażby moja niespodziewana obecność na gali jubileuszowej miesięcznika ‘W drodze’ – pięćdziesiąte urodziny. Miesięcznik świętował i ja tam znikąd się znalazłam, a byłam w epicentrum.
WZ: I nie byłoby to epatowanie, gdybyś o tym opowiedziała nieco więcej…
ES: No dobrze, może jeszcze będzie okazja?
WZ: Tak jest, bo dopóki się dajemy prowadzić, dopóki idziemy drogą, to zawsze jest okazja do tego, żeby praktykować ‘Dialogi w połowie drogi’.
Skomentuj artykuł