Dusza nie istnieje - twierdzą nauki kognitywne. To zła czy dobra wiadomość? To zależy...
Z duszą na ramieniu zabieram się za temat, który zdecydowanie przerasta skromne łamy tej publikacji. I gwoli naukowej samodyscypliny od razu prostuję: to nie dusza siedzi mi na ramieniu, tylko nieprzyjemny stan niepokoju i rozdrażnienia ogarnia mój centralny układ nerwowy (w skrócie: CUN), gdyż zagrożone są fundamenty mojej dotychczasowej działalności. A mam się czego bać i jako psycholog, i jako ksiądz.
Czy nauka zabije duszę?
Specjaliści uspokajają: to tylko teza robocza. "W psychologii - bez względu na to, czy ktoś wierzy w istnienie duszy, czy też nie - przyjmuje się obecnie jako hipotezę roboczą, że dusza nie istnieje". Dobrze komuś mówić. Sęk w tym, że ta hipoteza się świetnie sprawdza. Współczesna nauka dowiodła, że dusza nie zdaje egzaminu w żadnej ze swoich dotychczasowych funkcji: nie porusza ciałem (jak twierdzą religie animistyczne) ani nie jest jego formą (jak twierdzi Arystoteles), nie jest intelektem biernym ani możnościowym, ani wolą (jak chce św. Tomasz z Akwinu) i tak dalej. Wszystkie funkcje psychiczne - łącznie z emocjami, wolą, racjonalnym myśleniem, poczuciem własnej tożsamości - można dziś wytłumaczyć procesami zachodzącymi w mózgu. Dusza nie ma tu nic do powiedzenia, dlatego skazana została na banicję.
Co prawda nauki empiryczne nie poruszają się w sferze prawd ostatecznych, tylko naukowych hipotez, w których nigdy nic do końca raz na zawsze nie jest przesądzone. Kto twierdzi inaczej: anathema sit! Marna to jednak pociecha, skoro co bardziej gorliwi zwolennicy tych hipotez nie stronią od barwnych porównań w rodzaju: 4000 lat temu ludzie wierzyli, że Ziemia jest płaska, czy też: na początku XX wieku byli fizycy, którzy nie wierzyli w istnienie atomów (por. F. Crick, Zdumiewająca hipoteza czyli nauka w poszukiwaniu duszy). Wnioski oczywiście mają nasunąć się same, a tym mniej zaradnym pomogą apostołowie nowej wiary, choćby głośny oksfordzki biolog R. Dawkins (Bóg urojony). Jednym słowem robi się interesująco, bo pytanie czy nauka zabije duszę? wydaje się już czysto retoryczne. Dla wielu naukowców odpowiedź jest jednoznaczna. Ale czy dla wszystkich?
Nauka nauką, a żyć trzeba
Psychologia (czyli, o ironio losu, nauka o duszy) już dawno sobie z problemem poradziła, bo obiekt swoich zainteresowań wystawiła do wiatru i zajęła się bardziej wymiernymi i przyziemnymi sprawami: ludzkim zachowaniem, rozwojem, emocjami, mózgiem itp. Nawet nie wypada jej nazwy używać w liczbie pojedynczej, tyle namnożyło się różnych nurtów i szkół psychologicznych. Po teologach nie ma co spodziewać się natychmiastowej odpowiedzi. Ich zmaganiom z nauką będziemy się przyglądać pewnie długie lata, ale końcowy efekt już dziś możemy przewidzieć. Presja kognitywistyki (łac. cognito - poznanie) z pewnością przyczyni się znacznie do oczyszczenia pojęć teologicznych, ale ich nie unicestwi, tak jak nie zrobiły tego przewrót kopernikański czy teoria ewolucji. W teologii zresztą problemy z duszą nie są wcale niczym nowym i prawdą jest, że pojęcie to zaczęło znikać z naszej duszpasterskiej terminologii znacznie wcześniej pod naciskiem np. słusznych skądinąd krytyk protestanckich biblistów. Dlatego m.in. Kongregacja Nauki Wiary w 1979 r. opublikowała list, w którym czytamy: "Chociaż pojęcie duszy ma w Biblii różne znaczenia, Kościół stwierdza jednak, że nie ma poważnej racji, by je odrzucić, a co więcej uważa, że jest bezwzględnie konieczny jakiś aparat pojęciowy dla podtrzymania wiary chrześcijan". Mówiąc krótko, Kościół chce, by nadal nazywać to, co w nas duchowe i nieśmiertelne po staremu: duszą.
Niepokorna dusza
Przyznam, że trochę lżej mi się zrobiło na duszy (tak jest, na duszy, a nie tylko w CUN-ie) i przyszła ochota na nieco przekory. Nic przecież tak nie wzmacnia wiary, jak prześladowania. Czas wystąpić w obronie duszy, bo choć wyrzucona z hukiem z nowoczesnych laboratoriów i pracowni naukowych, wraca ukradkiem i po cichu, gdy modlimy się w pustym kościele lub słuchamy późnym wieczorem muzyki Chopina. Przekonajcie się sami. Może nawet stworzymy wspólnie, bo dziś takie czasy, społeczny ruch na rzecz obrony duszy. Manifest, spisany piórem poety, już mamy: "Wiemy, że nie wolno ci teraz mieszkać / ani w muzyce, ani w drzewach, gdy gaśnie słońce. / Wiemy - a raczej tak nam powiedziano - / że nie ma cię wcale, nigdzie. / A jednak wciąż słyszymy twój zmęczony głos /- w echu i w skardze i w listach, które pisze / do nas z greckiej pustyni Antygona". Nic dodać, nic ująć. Zanim jednak w słusznej sprawie wyjdziemy na ulice, warto zrobić coś przeciwnego: zatrzymać się, pomedytować i zająć się własną duszą. Jej życie to przecież nasze życie, między nią a nami nie ma rozróżnień czy podziałów. To tylko język jest nieporadny w określeniu tych wewnętrznych relacji, ale nieporadność zniknie, gdy na nowo odkryjemy to, co jest przestrzenią duszy: życie duchowe.
Życie duchowe
Proszę się nie obawiać: nie będzie wcale pobożnie czy homiletycznie. W odkrywaniu życia duchowego pomoże nam bowiem filozof, a nie ksiądz, i żeby było jeszcze mniej stereotypowo będzie to sąsiad zza miedzy, czeski fenomenolog Jan Patoćka. Życie duchowe, w jego ujęciu, związane jest z doświadczeniem "problematyczności świata", które dane jest (przynajmniej potencjalnie) każdemu człowiekowi. Otaczający świat nas zawodzi: narzędzia się psują, przyjaciele zdradzają, plany na przyszłość rozpadają się niczym domek z kart, a i my sami przykładamy do tego rękę przez swoją niekonsekwencję i nieodpowiedzialność. Pośród tego negatywnego doświadczenia, od którego zwykle ludzie odwracają spojrzenie, tłumacząc sobie magicznie, że jakoś to będzie, odsłania się drastycznie odmienny obraz świata. I to jest początek i szansa na życie duchowe. Właśnie w takim momencie trzeba się zatrzymać i zadziwić. "Dziwić się - tłumaczy Patoćka - oznacza niczego nie przyjmować jako oczywistości, stanąć, zatrzymać się, nie iść dalej, nie funkcjonować. Blokada. Nieprzebyta blokada". Oczywiście, takie zatrzymanie nie jest ani wygodne, ani przyjemne. Nieuchronnie skazuje człowieka na ciągły konflikt z otaczającą rzeczywistością, ale jest to postawa znacznie uczciwsza niż poszukiwanie pewności za wszelką cenę. Takiej pewności, z możliwością opanowania naszego życia i otaczającego świata, poszukuje nauka. Patoćka jednak ostrzega: "To, co daje nauka (...) to rzeczywistość pozbawiona naprawdę wszelkiego sensu. I dlatego właśnie możemy z nią robić, co chcemy".
Trudno spór o istnienie duszy uznać za jednoznacznie rozstrzygnięty. Przeciwnie, pewnie pozostanie otwarty do końca dziejów. Będzie jednak dalej przedmiotem walki duchowej, a nie laboratoryjnych eksperymentów. Bo czy duszę da się zmierzyć lub zważyć?
Skomentuj artykuł