Od młodości służył Bogu. Miał żonę, z którą przeżył całe swoje życie. Żyli przyzwoicie i uczciwie, ale Bóg nie wysłuchał ich modlitw. Nie mieli dzieci, choć bardzo pragnęli. Życie nauczyło Zachariasza, że musi się z tym pogodzić. Nie wyobrażał sobie, że może to ulec zmianie. Serce by może chciało, ale trzeźwy umysł sprowadzał go na ziemię.
Anioł powiedział: ‘Nie bój się Zachariaszu!’ Tyle razy się modlił i prosił Boga o spełnienie próśb, tych małych, codziennych i tych największych. A kiedy pojawia się perspektywa ich spełnienia opanowuje go strach i przerażenie. To prawdziwy człowiek, prawy i uczciwy, ale onieśmielony i przestraszony Bożą obecnością i działaniem. Zachariaszu, niech zadźwięczy w moich uszach, jak tobie: nie bój się!
Pozwolić działać Bogu
‘Ja jestem już stary’ – mówi Zachariasz. To niemożliwe, żeby się cokolwiek zmieniło. Jestem za stary, zbyt zmęczony, życie się inaczej potoczyło. Mamy wiele słusznych racji, żeby wytłumaczyć swoją niewiarę, niechęć do działania. Ale czasami jest nam potrzebne takie doświadczenie niemocy, zwątpienia we własne siły, żeby pozwolić działać Bogu, przyjąć zbawienie od Niego.
Trudność otwiera nową perspektywę
Zachariasz stał się niemy, przestał mówić. Mogło się wydawać, że to była ‘kara’ za niewiarę w słowa Gabriela. A jednocześnie była to szansa na coś innego, nowego. Zachariasz zaczął ‘dawać znaki’, gestem, ruchem, mimiką. Musiał dawać znaki także swojej żonie Elżbiecie, że syn ma mieć na imię Jan. Zwykle to, co wydaje się być trudnością, nawet ‘karą’ za grzech, może się okazać nowym otwarciem, nową perspektywą. I mnie Bóg traktuje podobnie jak Zachariasza.
Skomentuj artykuł