Gdy się budzisz, wołaj do Boga: "Tato, Twój ulubieniec wstał!"
"Dzięki osobistemu doświadczeniu miłości Bożej - niezależnie od tego, czy mnie ktoś chwali, czy krytykuje, czy ktoś mnie docenia, czy lekceważy - mogę mieć w sercu pokój i radość. Wiedząc, że jestem ukochanym dzieckiem Boga, nie muszę się nikomu »podlizywać« ani do nikogo upodabniać" - pisze ks. Łukasz Plata w książce "Niemożliwe świadectwa. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego". Te pozornie niemożliwe historie są niezaprzeczalnym dowodem Bożej miłości i mocy, a także prawdy, że w Jezusie Chrystusie ratunek i pomoc mogą znaleźć zarówno ci, którzy już doświadczyli Jego dobroci, jak i ci, którzy jeszcze Go nie poznali.
Kiedyś zadzwonił do mnie znajomy, właściciel pewnej restauracji koło Krakowa, aby chwilę porozmawiać. Zaczęliśmy wspominać rekolekcje wygłoszone przeze mnie w jego parafii, na których się nawrócił. Mówił: "Od tych rekolekcji jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem. Teraz, kiedy budzę się rano, od razu mówię do Boga: «Panie, Twój ulubieniec wstał!»”. Bóg naprawdę zaprasza nas, abyśmy odkryli, że jesteśmy przez Niego kochani. Tylko wtedy, gdy prawdziwie odkryję, że Bóg mnie kocha, że jestem Jego ukochanym synem / ukochaną córką, mogę szczerze i z radością powiedzieć rano na powitanie: "Tato, Twój ulubieniec wstał!" lub "Tato, Twoja ulubienica wstała!". Dzięki osobistemu doświadczeniu miłości Bożej - niezależnie od tego, czy mnie ktoś chwali, czy krytykuje, czy ktoś mnie docenia, czy lekceważy - mogę mieć w sercu pokój i radość. Wiedząc, że jestem ukochanym dzieckiem Boga, nie muszę się nikomu "podlizywać" ani do nikogo upodabniać. Dostrzeżenie w sobie na nowo podobieństwa do Boga (czyli tego, jak zostaliśmy przez Niego stworzeni na początku świata) to niezwykle ważne doświadczenie dla każdego chrześcijanina, niezależnie od realizowanego w życiu powołania. Bowiem owo odkrycie w sobie obrazu Bożego to niejako powrót do stanu sprzed grzechu pierworodnego, sprzed upadku. To powrót do życia w godności dziecka Bożego i przywrócenie poczucia, że nie muszę się już niczego wstydzić.
Lekcja błogosławionej Karoliny: Jaką mnie Pan Bóg stworzył, taką mnie ma
W tym kontekście może warto zadać sobie pytanie o to, czego się wstydzisz, co sprawia, że trudno Ci kochać samego siebie i wręcz nie możesz patrzeć na siebie w lustrze. Błogosławiona Karolina, gdy jej dokuczano z powodu piegów, często powtarzała: "Jaką mnie Pan Bóg stworzył, taką mnie ma". W tych słowach była zaś pełna akceptacja siebie, swojego wyglądu i swoich słabości. Właściwa samoocena i poczucie własnej wartości sprawiają, że przestajemy się przejmować tym, co inni sobie o nas pomyślą - a niech sobie myślą, co chcą, nie mam na to wpływu.
Niestety czasami bywa tak, że owo poczucie własnej wartości zostaje silnie podważone w dzieciństwie, co pociąga za sobą także zachwianie wiary w bycie umiłowanym przez Boga. Owo doświadczenie miłości Boga jest mocno powiązane z doświadczeniem miłości w relacji z ziemskim ojcem. Jeśli więc na przykład nasz ziemski ojciec nie był zbyt wylewny w okazywaniu uczuć, jeśli nigdy nie powiedział: "Synu, kocham cię, jesteś dla mnie ważny! / Córko, kocham cię, jesteś dla mnie ważna", to możemy mieć problem z przyjęciem prawdy o byciu ukochanym dzieckiem Boga.
Głód akceptacji i miłości, którego przyczyną są występujące w dzieciństwie deficyty w sferze uczuć, psychologowie określają mianem zespołu niezaspokojenia emocjonalnego. Naukowcy zauważyli, że osoby cierpiące na ten zespół, mimo że fizycznie i umysłowo są w pełni dorosłe, nie są w stanie prawdziwie się zakochać, dojrzale wejść w relacje, bowiem w rozwoju emocjonalnym pozostali na poziomie dziecka. Są skoncentrowani na sobie, spragnieni troski innych, niezdolni do spontanicznego kontaktu i niepewni swojej wartości. Kontakt emocjonalny z otoczeniem u człowieka odczuwającego niezaspokojony głód miłości jest możliwy jedynie wtedy, gdy cała uwaga skupia się na nim. Takie osoby nie potrafią szczerze obdarzać kogoś uczuciem i cieszyć się jego szczęściem. Zachowują się jak dzieci, co widoczne jest na przykład w tym, że oczekują, iż wszyscy wokół powinni być na nich skupieni i to w ich stronę kierować swoje uczucia. Kiedy zaś inne osoby nie koncentrują się na nich, przeżywają to jako brak miłości - czują się samotne i wyizolowane, stąd nieraz uciekają ze wspólnot czy grup społecznych.
Do czego może doprowadzić wewnętrzny głód miłości?
Co się dzieje, gdy mamy w sercu taki niezaspokojony głód miłości? Wtedy na przykład chłopak zakochuje się w pierwszej lepszej dziewczynie, która mu powie, że jest przystojny i fajnie się z nim rozmawia. Jeśli zaś dziewczyna ma w sobie taki brak, to zakochuje się w pierwszym lepszym chłopaku, który jej powie, że jest piękna i inteligentna, po czym na trzeciej randce idzie z nim do łóżka, bo on powiedział gdzieś w międzyczasie, że ją kocha i na pewno się z nią ożeni. I tak swój początek mają wielkie dramaty - nie tylko w małżeństwie, ale i w kapłaństwie, życiu zakonnym czy we wspólnotach. Wewnętrzny głód miłości może doprowadzić także do tego, że człowiek będzie szukał jego zaspokojenia przy pierwszej lepszej okazji, byle gdzie - w pornografii, masturbacji, narkotykach, papierosach, alkoholu, Internecie, zakupach czy jedzeniu. Tymi sposobami próbuje bowiem za wszelką cenę wypełnić w sobie tę emocjonalną pustkę. Jednak to wszystko - jak się łatwo domyślić - jest skuteczne tylko na chwilę, te próby zaspokojenia głodu jedynie go pogłębiają.
Jedna z celebrytek (wielokrotnie rozwiedziona) powiedziała kiedyś: "Z każdego związku brałam to, co najlepsze, wiedząc, że to tylko kwestia czasu, kiedy pojawi się ktoś nowy. Nie umiem być wierna. Po prostu mam poligamiczne serce". Te słowa pokazują, jak wielki jest głód miłości w ludziach żyjących współcześnie. Co więcej, głód jednego człowieka spotyka głody innych ludzi. Nasycenie się kimś, kto sam jest nienasycony, jest zwyczajnie niemożliwe.
Lekarstwo to odkrycie, że jestem ukochanym dzieckiem Ojca Niebieskiego
Jakie jest zatem lekarstwo? Odkrycie, że jestem ukochanym dzieckiem Ojca Niebieskiego! Gdy tego doświadczymy, możemy być z innymi ludźmi i służyć im w wewnętrznej wolności. Wtedy w każdej sytuacji kryzysowej możemy zwrócić się o pomoc do dobrego Taty i doświadczyć rzeczy, które wydają się niemożliwe! Na potwierdzenie tych słów przytoczę fragment listu od młodej dziewczyny:
"Kiedyś babcia opowiadała mi jedno ze świadectw uzdrowienia, które usłyszała na kazaniu ks. Łukasza. Wtedy zapaliła się w mojej głowie mała lampka nadziei i myśl, że może i ja powinnam spróbować poprosić o pomoc.
Było to na miesiąc przed maturą. Zadzwoniłam do księdza, ale byłam bardzo zestresowałam tą rozmową, nie wiedziałam, co powiedzieć, ani jak zacząć. Gdy jednak usłyszałam, że ksiądz ma dla mnie czas, strach zniknął i otworzyłam się. Zaczęłam opowiadać o moich lękach związanych z maturą i ze studiami, które mnie czekały. Mówiłam również o ciężkich chwilach z przeszłości - o tym, że nieraz bałam się mojego taty, szczególnie wtedy, gdy przychodził do domu pijany, krzyczał i wszczynał awantury. Uświadomiłam sobie także, że w dzieciństwie, gdy bardzo potrzebowałam mojej mamy, ona nie miała dla mnie czasu, nie przytulała mnie. Przypomniałam sobie też, że kiedy miałam osiem lat, mój kuzyn dopuścił się czynów, które zawsze będę pamiętać. Może te sprawy dla niektórych byłyby niczym, ale dla dziecka z tak słabą psychiką jak moja miały ogromne znaczenie - odcisnęły mocny ślad i gdzieś w tle zostały na zawsze.
W kolejnych latach mojego życia pojawił się brak akceptacji siebie, a także niska samoocena. Zaczęłam załamywać się i zamykać w sobie coraz bardziej, z czasem zaś odcięłam się od przyjaciół. Całymi dniami potrafiłam siedzieć nad książkami ze łzami w oczach lub po prostu płakać. Płakać i gdybać "co by było, gdyby". Działo się tak aż do dnia, gdy odważyłam się zadzwonić do księdza i poprosić o pomoc. Po rozmowie i modlitwie miałam wrażenie, jakby wielki głaz spadł z mojego serca i duszy. Lęki odeszły i poczułam się znacznie lepiej. Ostatecznie też zdałam maturę, dostałam się na wymarzone studia i muszę przyznać, że na razie radzę sobie nieźle.
Samotność odeszła, nie boję się rozmawiać, tata nie nadużywa już alkoholu, przebaczyłam mu, mojej mamie i kuzynowi - każdy na to przebaczenie zasługuje. Dziękuję księdzu za modlitwę, dzięki której doświadczyłam nadziei na lepsze życie. Wiem, że zawsze mogę liczyć na Pana Jezusa, który jest moim przyjacielem. Widzę, że dzięki modlitwie wstawienniczej umocniła się także moja wiara. Teraz, kiedy jest mi źle, po prostu się modlę i mówię o swoich problemach Jezusowi, to naprawdę pomaga".
To piękne świadectwo młodej dziewczyny pokazuje, że pomimo niełatwej historii życia można odkryć, że jest się ukochanym dzieckiem Boga. Ona dzięki modlitwie wstawienniczej doświadczyła, że jest córką Boga, a jej pusty zbiornik na miłość w końcu został wypełniony. Najgłębszym pragnieniem ludzkiego serca jest bowiem to, aby kochać i być kochanym. Serce ludzkie jest zrodzone z miłości i przeznaczone do miłości.
Pewnego razu modliliśmy się nad człowiekiem, który zmagał się z ogromnymi wyrzutami sumienia. Nosił w sobie nieustannie poczucie winy, że zdradził Pana Boga i własną tożsamość. Podczas modlitwy przyszło mi do głowy słowo, więc powiedziałem:
"Wiesz, mam dla ciebie takie słowo od Jezusa: «Nie będę cię sądził z przeszłości, ale z miłości»". Mężczyzna się rozpłakał, po czym wyjaśnił: "Od lat codziennie rano budziłem się z poczuciem, że będę potępiony. A teraz, kiedy ksiądz wypowiedział te słowa, to jakby to wszystko zostało wyrwane z mojego serca. Mam ogromny pokój". Te słowa Jezusa dotyczą też każdego z nas, gdy ze skruchą i żalem wracamy do Niego: "Nie będę cię sądził z przeszłości, ale z miłości", bo Bóg jest miłością.
I jeszcze jedna myśl, tym razem ze świadectwa wspaniałych jubilatów, którzy przeżyli razem sześćdziesiąt pięć lat małżeństwa. Gdy zapytano ich o receptę na miłość, ta starsza pani odpowiedziała: "Dla mojego męża Bóg zawsze był ważniejszy niż ja". To jest recepta na miłość, która przetrwa długie lata! Bóg ważniejszy niż mąż, żona czy dzieci, bo jeśli Bóg, który jest miłością, jest w moim życiu na pierwszym miejscu, nikomu nie zrobię krzywdy. Nawet gdy narozrabiam lub coś popsuję, to według tej recepty od razu idę do spowiedzi, a także do osoby, którą skrzywdziłem, i proszę ją o przebaczenie. Dzięki temu szczera i bezwarunkowa miłość znów może się odrodzić.
Fragment książki ks. Łukasza Platy "Niemożliwe świadectwa. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego".
Skomentuj artykuł