Jak żyć Królestwem Bożym już teraz?
Staram się żyć Królestwem Bożym już teraz, tutaj, na ziemi. Wiem jednak dobrze, jak bardzo mi to nie wychodzi. Wystarczy krótki rachunek sumienia, żebym zobaczył, jak daleko mi do ideału, żeby w każdej chwili życia mieć przed oczyma cel, jakim jest zbawienie. Każdy mój grzech jest dla mnie samego dowodem na to, że tak bardzo jednak chciałbym jeszcze zostać w tym świecie.
Wydaje się, że Jezus kreśli dzisiaj przed nami dość ponurą wizję przyszłości oraz tego, co czeka jego uczniów: "(...) posłyszycie o wojnach i przewrotach. (...) Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować" (zob. Łk 21,9.10-12). Chrystus mówi o rzeczach napawających nas lękiem, smutkiem i niepewnością - są to rzeczy skądinąd dobrze nam znane, ale zarazem takie, których za wszelką cenę chcielibyśmy uniknąć. Czy zatem chrześcijanin ma przeżyć swoje życie w strachu i niepewności jutra?
Nic z tych rzeczy! Dzisiejsza Ewangelia (Dobra Nowina! Ewangelia zawsze jest Dobrą Nowiną, nawet jeśli jej przesłanie jest dla człowieka niełatwe do zrozumienia i przyjęcia) przedstawia drogę życia chrześcijańskiego, która kończy się bardzo szczęśliwie - żeby nie powiedzieć: happy endem. To prawda, że najpierw Mistrz z Nazaretu wskazuje na przemijalność i niestabilność tego, co widzimy na tym świecie, i tego, co o tym świecie słyszymy. Wzrok i słuch to zmysły, które mogą nas bardzo zwieść, jeśli nie nastroimy ich w zgodzie z Ewangelią, jeśli damy pochłonąć się światu - temu co nam pokazuje i co do nas mówi. Zachowując wierność wobec Jezusa, z pewnością zostaniemy przez świat surowo osądzeni. Odwracając od świata wzrok i słuch, otrzymamy jednak "usta i mądrość", które uzdolnią nas do dawania świadectwa o niezmiennej Bożej Miłości: "Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić" (Łk 21,15). Tracąc świat, zyskamy coś, czego nam już nikt nie odbierze - Królestwo: "Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie" (Łk 21,18-19).
Staram się żyć Królestwem Bożym już teraz, tutaj, na ziemi. Wiem jednak dobrze, jak bardzo mi to nie wychodzi. Wystarczy krótki rachunek sumienia, żebym zobaczył, jak daleko mi do ideału, żeby w każdej chwili życia mieć przed oczyma cel, jakim jest zbawienie. Każdy mój grzech jest dla mnie samego dowodem na to, że tak bardzo jednak chciałbym jeszcze zostać w tym świecie. Mimo porażek wciąż się staram na nowo, próbuję wrócić na ścieżkę Ewangelii. Stąd też podejmuję decyzje, w których kieruję się logiką nie-z-tego-świata. Ma to swoje konsekwencje w postaci niezrozumienia ze strony innych ludzi. Oj, bardzo boli, kiedy jest się niezrozumianym - szczególnie przez ludzi nam bliskich… Czasami dopada mnie wielka bezsilność, bo nie wiem, jak trafić do innych, jak przemówić, żeby wreszcie zostać wysłuchanym. Gdzie ta "wymowa i mądrość", dzięki którym mogę dać mocne świadectwo?
Wtedy jednak zazwyczaj dochodzę do momentu, w którym uderzam się mocno w czoło, na znak tego, jak krótką mam pamięć, jeśli chodzi o słowa Chrystusowej Ewangelii, i pytam sam siebie: "A czego się spodziewałem? Przecież Jezus to wszystko już dawno jasno zapowiedział!". Czytamy czarno na białym: "(…) podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. (…) A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich" (Łk 21,12.16-17). Nikt nie wlecze mnie po sądach. Nie siedziałem w więzieniu. Ale doświadczyłem bycia w nienawiści u innych z powodu wyboru Jezusa. Wiem więc dobrze, że stanąć po stronie Jezusa zawsze wiele kosztuje. I wiem, jak trudno jest wtedy dać się porwać Duchowi i "w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony" (Łk 21,14).
Jeszcze lepiej jednak wiem, jak łatwo jest się wyrzec Jezusa i udawać, że się Go nie zna - to zazwyczaj kosztuje bardzo niewiele i jest bezbolesne (przynajmniej z początku). Łatwo jest zachwycić się tym, co ludzkie, zapominając o tym, że to wszystko przeminie. Przypisujemy wieczność rzeczom przemijalnym, bo zdaje się nam, że dają one nam szczęście. Przeżywamy tymczasowość jak nieśmiertelność, wołając: "Chwilo, trwaj!". Kiedy człowiekowi dobrze tu i teraz, ani myśli marzyć o przyszłości, która jest tylko obietnicą. Liczą się fakty, liczy się ta świątynia, która teraz jest tak piękna, bo "przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami" (Łk 21,5).
Dlatego też życie chrześcijanina to często walka o to, żeby mieć w sobie poczucie już obecnego wśród nas Królestwa Bożego i oczekiwanie nadchodzącej jego pełni w wieczności. Ono nie jest zwykłą obietnicą, lecz Bożą Obietnicą. A Boże słowo niosące obietnice zawsze natychmiast zaczyna się spełniać. Jeśli więc nie będziemy walczyć o to, by w swoim sercu już teraz mieć świadomość realności Królestwa Bożego, to trudno będzie nam pogodzić się z faktem, na który wskazuje Jezus, wypowiadając prorocze słowa (które w odniesieniu do świątyni jerozolimskiej wypełniły się już kilkadziesiąt lat później, a w każdym pokoleniu spełniają się na swój sposób): "Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony" (Łk 21,6). Od razu zapytano Go: "Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?" (Łk 21,7). To pytania, które zdradzają, że człowiek chciałby wcześniej wiedzieć, kiedy przyjdzie zagrożenie i zagłada, żeby… tego po prostu uniknąć. Jezus nie kreśli jednak przed słuchaczami wizji przyszłości po to, żeby oni mogli ją jeszcze zmienić, ale żeby odkryli, że jest przyszłość ważniejsza niż zwykłe ziemskie "jutro". Jest nią Niebo, czyli Królestwo Wieczne, Nieprzemijające Jeruzalem, które wzbudza zachwyt dużo większy niż największe nawet dzieła ludzkich rąk.
Niestety, z naszym stosunkiem do Królestwa Niebieskiego wygląda czasem tak, jak w tym dość złośliwym "sucharze": Co wybrałby mężczyzna - kochającą żonę czy najnowszy samochód? Wiadomo przecież, że benzynę lub diesel. A co wybrałby chrześcijanin? Królestwo Boże czy nowy piękny dom? Tyle, że w tym przypadku odpowiedź "nowy piękny dom" nie byłaby ani trochę śmieszna.
Skomentuj artykuł