To mi się nie mieści w głowie

To mi się nie mieści w głowie
(fot. PAP/Wojciech Pacewicz)

"Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją" (Łk 20, 38).

Saduceusze to grupa pobożnych Żydów z wyższych sfer, którzy uznawali tylko pięć pierwszych ksiąg Pisma św, czyli Torę. Nie wierzyli w nieśmiertelność duszy, (bo jeszcze nie było tam o tym nic wprost napisane) i, konsekwentnie, odrzucali zmartwychwstanie człowieka po śmierci.

Zbliżają się więc do Jezusa z wymyśloną uprzednio opowieścią, bo idea zmartwychwstania po śmierci wydaje im się niedorzeczna. Koronny argument z grubsza jest taki: jeśli po śmierci ludzie zmartwychwstają, to w niebie musi panować istny chaos i zamieszanie. Bo jeśli jakaś kobieta miała na ziemi siedmiu mężów, to jak ona się tam odnajdzie? Przecież nie można być na wyłączność równocześnie dla kilku mężczyzn. W sumie ten tok rozumowania wydaje się dość sensowny. Jednak przy wnikliwszej refleksji przypomina myślenie małego dziecka.

Na czym w gruncie rzeczy polega tutaj problem? A dotyczy on nie tylko saduceuszów. Wbrew pozorom małżeństwo w całej tej myślowej pułapce pozostaje tylko tłem. Ważne jest co innego.

Po prostu, jako ludzie często nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie czegoś, co wykracza poza nasz mały świat, nie potrafimy wyjść poza ramy zdobytego doświadczenia, jakby ono było już miarą wszystkiego. Nie chcem uznać, że nasze zmysły i ludzki rozum nie jest alfą i omegą. Więc nierzadko projektujemy to, co znane i przewidywalne na życie wieczne. Jest to całkowicie zrozumiałe w przypadku dzieci, które wyobrażają sobie, że w niebie będzie także ich piesek, kotek i lalka. To jest częścią ich świata. Ale z dzieciństwa się wyrasta. Przynajmniej powinno się wyrosnąć. Także w kwestiach wiary.

Ba, co tutaj mówić o tak wzniosłych sprawach jak życie wieczne, skoro dokładnie te same mechanizmy stosujemy w naszych codziennych relacjach z ludźmi, których widzimy, słyszymy i dotykamy. Jakże często nie potrafimy wczuć się w sposób myślenia rozmówcy, w jego sytuację, bo na wszystko patrzymy przez swój punkt widzenia. Nazywa się to egocentryzmem - skupieniem na sobie. Trudno jest nam przyjąć czyjąś odmienną opinię lub światopogląd, bo nie zgadza się z naszym, bo jest inny, bo czujemy się zagrożeni itd. Mamy swoje obsesje, punkty oparcia, bez których nie wyobrażamy sobie życia i podnosimy je nieraz do rangi absolutu. Odrzucamy coś tylko dlatego, że nie mieści się w naszej głowie. A cóż tu dopiero rozprawiać o tym, co jest po śmierci, do czego nie mamy bezpośredniego dostępu.

W sumie Jezus niewiele nam powiedział w Ewangelii o tym, jak to będzie u Jego Ojca. Nie odsłania szczegółów, bo pewnie i tak byśmy nie zrozumieli, przesiewając wszystko przez sito obecnych doświadczeń. Aby w pełni otworzyć się na rzeczywistość życia wiecznego, musi w nas nastąpić przemiana - przejście przez śmierć, najpierw za tego życia, a następnie ostateczna. Nie jesteśmy w stanie pojąć życia po śmierci, przykrawając je do naszych obecnych kategorii i schematów, które niewątpliwie często są słuszne (małżeństwo jest ważne na ziemi, ale w niebie sakramentów już nie będzie). Jezus zapewnia nas tylko o tym, że po śmierci będzie to życie z Bogiem. A o resztę nie musimy się kłopotać i trawić czas na dociekanie, jak to będzie wszystko wyglądać. Bo się naharujemy jak Syzyf i marny z tego zysk.

Jesteśmy jednak ciekawi nieba. I możemy się pytać: Jaki jest związek między tym życiem a zmartwychwstaniem? Co z ciągłością naszych międzyludzkich relacji? Co z tymi, którzy na ziemi związani zostali przez więź małżeńską, skoro w niebie żenić się nie będą i za mąż wychodzić? Czy w niebie małżonkowie będą wobec siebie obojętni? Czy te relacje się zakończą? Czy już nie będą ważne? Czy seksu nie będzie? Czy będziemy zainteresowani tylko Bogiem samym, a inni ludzie, nawet najbliżsi, staną się dla nas drugorzędni (skoro rodzina i małżeństwo to instytucje właściwe życiu na ziemi)?

Odpowiedź Jezusa jest następująca: Małżeństwo i rodzina są instytucjami tymczasowymi, ziemskimi. Natomiast życie wieczne będzie inaczej zorganizowane. Ludzie zmartwychwstali będą równi aniołom i dzieciom Bożym. Koniec kropka. Aniołowie nie mają płci, ani ciał. Nie współżyją ze sobą tak jak mąż i żona. Nie są ograniczeni przestrzenią i czasem. A zmartwychwstali ludzie będą duchem i ciałem zarazem. Aniołowie inaczej komunikują się ze sobą, w sposób dla nas niewyobrażalny. Jest to komunikacja zapośredniczona wizją Boga, wszak oni nieustannie "wpatrują się w oblicze Ojca". Więc tutaj raczej nie chodzi o to, że więzi małżeńskie, czy w ogóle ludzkie, znikną, ale będą się wyrażały zupełnie inaczej.

I jeszcze jeden błąd saduceuszów, i często nasz, który demaskuje Jezus Kiedy myślimy o życiu wiecznym, to niemalże automatycznie kierujemy uwagę ku zmarłym. Jezus koryguje to myślenie: "Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją". Chodzi o żywych nadal po śmierci, ale też o żyjących jeszcze na ziemi. Życie wieczne i zmartwychwstanie zaczyna się już dzisiaj i tutaj. To chyba jest jeszcze trudniejsze do przyjęcia niż życie wieczne po śmierci.

Tęgie głowy twierdzą, że jeśli Bóg istnieje, to mieszka w odległym niebieskim pałacu i głowy sobie człekiem nie zaprząta.

Ale Pismo św. mówi co innego. Najpierw, że Bóg w Chrystusie rozbił namiot w ludzkim świecie. Następnie, że wcale go nie zwinął i ciągle tu przebywa. W sercach i domach, w pracy i szkole, w rozrywce i cierpieniu. Gdybym zuchwale orzekł, że spotkanie Go na tej ziemi jest zawsze bułką z masłem, to chyba bym przesadził. Trochę trzeba się jednak potrudzić.

Dariusz Piórkowski SJ, "O duchowości z krwi i kości. Rozważania nie tylko na adwent". Komentarze do czytań adwentowych i świątecznych dzień po dniu >> chcę przeczytać tę książkę

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To mi się nie mieści w głowie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.