Marcin Jakimowicz: Nowenna pompejańska to nie katolicka wersja "Książki skarg i zażaleń"

Marcin Jakimowicz: Nowenna pompejańska to nie katolicka wersja "Książki skarg i zażaleń"
Fot. ks. Paweł Gołofit / YouTube

"Gdy pisałem kiedyś tekst o nowennie pompejańskiej - czyli znakomitym narzędziu podarowanym nam przez Kościół, cennym tym bardziej, że jest nauką dziękowania w ciemno, gdy jedynym owocem, jaki widzimy, jest »figa z makiem« - rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy traktowali tę formę modlitwy jako rodzaj wytrychu, by - cytuję - »otworzyć oczy Panu Bogu na to, że syn pije albo mąż zdradza«" - pisze Marcin Jakimowicz w książce "Jesteś wybrany. Jak Bóg powołuje tych, którzy się nie nadają".

Od kilku lat jestem zasypywany ogromną ilością Matek Boskich, Jezusów i Józefów. Dostaję tysiące facebookowych egzorcyzmów i modlitw zaczynających się od słów: "W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Enter". Część ludzi naprawdę wierzy w to, że samo kliknięcie "send" ma moc… Być może za tym wysyłaniem cukierkowych obrazków kryje się głęboka wiara (nie mnie to oceniać), myślę jednak, że zwykle to przejaw magicznego podejścia do tematu. Biblijny Elizeusz miał w sobie sporą dawkę bezczelności, bo gdy jego mistrz zapytał: "O co chcesz prosić?", odpowiedział, że o podwójną miarę namaszczenia. "Chcę mieć dwa razy tyle, co ty" (por. 2 Krl 2,9). Czy nie na tym właśnie polega święta bezczelność?

Gdy stojący na brzegu prorok Eliasz uderzył płaszczem wody, te "rozdzieliły się w obydwie  strony" (por. 2 Krl 2,8). Prorok został porwany w obłoki, a po ognistym rydwanie pozostał jedynie zapach spalin (bo to był diesel). Jego wierny uczeń Elizeusz miał w ręku "święty gadżet" - płaszcz mistrza! I wedle komputerowej zasady "kopiuj, wklej" powtórzył jego manewr. Podniósł płaszcz Eliasza, uderzył wody, lecz… one się nie rozdzieliły. Jak to? Co zawiodło? Przecież dotąd wszystko działało idealnie - musiał zachodzić w głowę prorok. Po chwili zrozumiał swój błąd: skupił się na "gadżecie" (skądinąd bardzo pobożnym), na formie, a nie na Tym, który tę rzeczywistość pobłogosławił. Gdy stojący nad brzegiem zdesperowany Elizeusz krzyknął: "Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza?" i ponownie uderzył płaszczem wody, te "rozdzieliły się w obydwie strony" (por. 2 Krl 2,14).

Rozumiem akty desperacji, ale w rzeczywistości wiary liczy się jedynie relacja.

"Magia i chrześcijaństwo leżą na przeciwnych biegunach życia duchowego. W pierwszym wypadku człowiek szuka sposobu, by «przymusić» siły nadprzyrodzone do działania zgodnego z jego oczekiwaniami, w drugim poddaje się pod wpływ miłującego Boga - wyjaśnia siostra Bogna Młynarz. - Słowem, które pomaga rozróżnić te dwie rzeczywistości, jest zaufanie. Brak zaufania napędza magiczne myślenie, bo wytwarza sytuację zmagania się, walczenia z Bogiem. Przecież te wszystkie «magiczne sztuczki» są próbą poskromienia, podporządkowania sobie mocy Bożej. Dokładnie przeciwną sytuację mamy w chrześcijańskiej prośbie. Ufam, że Bóg chce mojego dobra i dlatego Go proszę i otwieram się na Jego działanie. Różnica jest w samym fundamencie, bo zewnętrznie rzeczy mogą wyglądać bardzo podobnie".

Znam osobę, która kolekcjonuje Matki Boskie. Na półce równym rzędem stoi cała rodzinka - Madonny świecące, zakręcane, odkręcane. Gdy zapytałem, skąd taka kolekcjonerska pasja, usłyszałem: "To na szczęście". Podczas jednego z chrześcijańskich spotkań zaczepiła mnie kobieta: "Ooo, widzę, że ma pan różaniec z medalikiem św. Benedykta". "Tak". "To dobrze, bo ma on większą moc niż inne". Dla żartów rzuciłem: "Niech więc pani zrobi sobie różaniec, w którym wszystkie paciorki będą takimi medalikami", a ona śmiertelnie poważnie: "Ooo! Nie wpadłam na to".

Medalik św. Benedykta nie jest przecież katolickim amuletem, talizmanem, nie przypomina w niczym słonika "na szczęście", kabałowej tasiemki czy łuski karpia wsuniętej między banknoty. Jest skondensowaną formą benedyktyńskiej duchowości. Sakramentalia nie mają magicznej mocy. W ich przypadku używamy pojęcia ex opere operantis: łaska jest zawsze, ale możemy z niej nie skorzystać. Gdy kapłan pobłogosławi medalik, Bóg jest temu wierny, ale wszystko zależy od wiary osoby, która go nosi. Przed laty dotknęła mnie opowieść historyka i kulturoznawcy, dr. Jacka Kurka: "Mój śp. proboszcz opowiadał mi o tym, jak oficerowie jeździli co roku z Warszawy do Chorzowa na uroczystość św. Floriana. Taka już była tradycja. Raz jechali, wesoło sobie rozprawiając, i nagle ocknęli się w Bytomiu. Co się stało? Dlaczego przespali Chorzów? Okazało się, że przed rokiem skręcali za czterema wielkimi kominami. Mieli to zakodowane: za tą harfą kominów na światłach w lewo. Nikt im nie powiedział, że kominy zburzono… Gdy wyeliminujemy znaki, stracimy orientację. Gdy usuniemy punkty odniesienia, nasz wewnętrzny GPS zacznie wariować i pogubimy się".

Inny przykład: gdy pisałem kiedyś tekst o nowennie pompejańskiej - czyli znakomitym narzędziu podarowanym nam przez Kościół, cennym tym bardziej, że jest nauką dziękowania w ciemno, gdy jedynym owocem, jaki widzimy, jest "figa z makiem" - rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy traktowali tę formę modlitwy jako rodzaj wytrychu, by - cytuję - "otworzyć oczy Panu Bogu na to, że syn pije albo mąż zdradza".

Czy naprawdę musimy naszą modlitwą otwierać oczy Bogu? "Czy sama forma (np. nowenny pompejańskiej, a często obietnice z nią związane) gwarantuje jej skuteczność? Podstawowa rzecz: to ja muszę otworzyć oczy, nie Pan Bóg! - wyjaśnia o. Roman Groszewski. - Nowenna otwiera oczy ludziom, nie Jemu! Pozwala im zobaczyć, co się dzieje w nich, w ich rodzinach, i ustawić tę rzeczywistość w relacji do Najwyższego. Nasze magiczne podejście do modlitwy wynika z tego, jak rozumiemy Boga. Trochę na zasadzie: «Pokaż mi, jak się modlisz, a powiem ci, w jakiego Boga wierzysz». Jeśli wydaje mi się, że jest On odległy i niezainteresowany moim życiem, to przez modlitwę czy formy pobożnościowe będę starał się sprowadzić Go na ziemię, do mojej rodziny, sytuacji, problemu. A przecież On jest bliski. Najbliższy! Zamieszkuje w nas - swej świątyni. Jesteśmy z Nim w nieustannym kontakcie. Non stop online. Już bardziej nie możemy się z Nim skomunikować, zjednoczyć. Nie trzeba żadnych magicznych trików, by nas wysłuchał. «Pompejanka» czy «godzina łaski» przemieniają nas, nie Jego. Modlitwa nie jest walutą za łaskę, ale narzędziem, którym ją czerpiemy".

Nowenna pompejańska nie jest więc przedstawianiem Najwyższemu listy spraw do załatwienia, szantażowaniem Go naszym pobożnym zachowaniem czy katolicką wersją "Książki skarg i zażaleń". Jest formą wejścia w zażyłą relację (ileż przegadanych godzin!) ze Stwórcą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Marcin Jakimowicz

Wiesz, że chrześcijanie też nucą pod nosem mantry? Najczęstsza, jaką słyszę, brzmi: „Nie nadaję się”. Spisałem więc sobie wszystkie argumenty, którymi chcą mnie przekonać moi rozmówcy, i skonfrontowałem je z tym, co na ten temat...

Skomentuj artykuł

Marcin Jakimowicz: Nowenna pompejańska to nie katolicka wersja "Książki skarg i zażaleń"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.