O. Michał Legan: Radość wynika z faktu, że mam kogoś, kto rozradowuje moje serce
Można być radosnym nawet w doświadczeniu ubóstwa, nawet w przeświadczeniu, że tak wiele mi jeszcze w życiu potrzeba, że z tak wieloma rzeczami sobie nie radzę. Radość wynika z faktu, że mam kogoś, kto rozradowuje moje serce, że mam kogoś, kto moje serce wypełnia, nawet gdy życie jest trudne, bolesne. Do takiej pełnej radości jesteśmy powołani, ona jest możliwa tylko z Chrystusem - pisze paulin o. Michał Legan w książce "Duchowe espresso, czyli kilka słów o Słowie. Rozważania na każdy dzień", której fragment publikujemy.
Dystans
Czy serce nie rozpalało się w nas, gdy rozmawiał z nami w drodze i wyjaśniał nam Pisma? (Łk 24,32)
Czasami potrzeba dystansu, żeby odkryć, że Bóg był nieustannie obecny w naszym życiu i że w wielu wydarzeniach, w których tego nie widzieliśmy, nie czuliśmy, On był przy nas. Z perspektywy czasu widać to lepiej. Można się zadumać nad sobą i zapytać, czy nasze serca w różnych chwilach życia nie były ślepe na Jego obecność. A że rozpoznaliśmy Go z lekkim opóźnieniem… Cóż, Jemu to w ogóle nie przeszkadza. Zatem próbujmy, odkrywajmy „tu i teraz” Jego miłość. On zarówno w trudnych, jak i pięknych sytuacjach życia towarzyszy ci, nie odstąpi od ciebie i będzie trzymał cię za rękę.
Rozważ słowa: „Ja, Pan, twój Bóg, ująłem cię za prawicę, mówiąc ci: Nie lękaj się, przychodzę ci z pomocą” (Iz 41,13).
Święty czas wiary
Jezus zaś rzekł do niego: „Wierzysz, ponieważ Mnie ujrzałeś? Szczęśliwi ci, którzy nie zobaczyli, a uwierzyli”. (J 20,29)
Czasami z zazdrością patrzymy na bohaterów ewangelicznych, na to, że mogli na Jezusa patrzeć, że znali Jego twarz, że widzieli Jego dobre dłonie, że mogli Mu zadawać pytania, że po prostu mieli szansę w zachwycie obserwować, jak żyje i jak działa. Tymczasem Jezus mówi, że błogosławieni są ci, którzy tego nie widzieli. Mamy szansę zobaczyć Jezusa oczami wiary. Mamy szansę odkryć prawdę o Nim nie na poziomie wiedzy, ale zawierzenia. Mamy szansę przeżyć święty czas wiary. To jest przywilej, tak niewielu go ma… Może trzeba się dzisiaj ucieszyć i Bogu podziękować za to, że dał nam przejść drogę wiary, zaufania, porzucenia własnych oczekiwań i wyobrażeń. Po to, żeby usłyszeć i zobaczyć Boga w dniu zmartwychwstania, w chwili spotkania twarzą w twarz, i odkryć, jak wielkie miało znaczenie to, że wierzyliśmy.
Jezus cieszy się pięknem i siłą twojej miłości. Dziś zaprasza cię na nowo do wiary, która patrzy oczami serca. Takiej wiary doświadczali też po wniebowstąpieniu zarówno Maryja, jak i apostołowie, pierwsi uczniowie. W pewnym momencie przecież także i oni zostali pozbawieni namacalnej obecności Jezusa i weszli w nowy etap relacji z Nim. Etap wiary.
Okładka książki "Duchowe espresso czyli kilka słów o Słowie. Rozważania na każdy dzień" (wyd. WAM)
Strata jako okazja
Oni zaś rozeszli się i głosili Ewangelię. (Mk 16,20)
Z pewnością uczniowie bardzo przeżyli rozstanie z Jezusem, gdy wstąpił do nieba. Z pewnością mogli z powodu tej rozłąki wpaść w rozpacz, ból i smutek. Mogli pozamykać się w swoich pokojach i powiedzieć, że już nic nie ma sensu, że będą za Jezusem tęsknić i wpatrywać się z niebo, czekając na Niego. Tymczasem to rozstanie było dla nich inspiracją i impulsem do głoszenia, wypełniło ich nadzieją, odwagą, by głosić Ewangelię. Wiedzieli, że Pan będzie zawsze przy nich.
Być może często skupiasz się na swoich emocjach i na swoich stratach, nie zauważając, że każda strata może być też impulsem do tego, by zaofiarować światu coś z siebie, i może być okazją do tego, by odkryć zupełnie nowe życiowe drogi. Zupełnie nowe powołanie. Otwórz serce na perspektywę takiej drogi.
Nie wstydź się niedoskonałości
On jednak, znając ich myśli, powiedział do człowieka z bezwładną ręką: „Wstań i wyjdź na środek”. A on podniósł się i stanął. (Łk 6,8)
W uzdrowieniu człowieka z bezwładną ręką zwracają uwagę dwa bardzo ważne i przełomowe gesty Jezusa. Wpierw rezygnuje On z centralnego miejsca i na środku stawia osobę cierpiącą, kaleką, potrzebującą pomocy, a potem pokazuje cierpienie tego człowieka, jak gdyby zachęcał go, by się nie wstydził tego, że jest cierpiący, by się nie wstydził tego, że jest nieidealny. Takiego potrzebujemy świata, takiego potrzebujemy Kościoła i tak potrzebujemy się nawrócić, żeby przestać wstydzić się niedoskonałości i nie udawać perfekcyjności. Wtedy przyjdzie uleczenie, bo ono rodzi się z prawdy o sobie, której przy kochającym nas Jezusie nie trzeba się lękać.
Stań dziś wobec Jezusa. Pokaż mu to, co w tobie bezwładne. Nie udawaj zdrowego, jeśli zdrów nie jesteś. Pozwól Mu zobaczyć się w swojej niedoskonałości. On nie nadłamie tego, co w tobie słabe, nie zgasi tego, co się tli. Uzdrowi cię.
Pełnia radości
Dotychczas nie prosiliście o nic w imię moje. Proście więc, a otrzymacie, aby wasza radość była pełna. (J 16,24)
Co to znaczy „pełna radość”? Gdyby chcieć poszukać w słowniku nowych definicji szczęścia, można by dojść do przekonania, że jest ono poczuciem tego, że niczego mi nie brakuje, że przeżywam jakąś przyjemność. Tymczasem Jezus nie mówi o takim szczęściu. Można być radosnym nawet w doświadczeniu ubóstwa, nawet w przeświadczeniu, że tak wiele mi jeszcze w życiu potrzeba, że z tak wieloma rzeczami sobie nie radzę. Radość wynika z faktu, że mam kogoś, kto rozradowuje moje serce, że mam kogoś, kto moje serce wypełnia, nawet gdy życie jest trudne, bolesne. Do takiej pełnej radości jesteśmy powołani, ona jest możliwa tylko z Chrystusem.
„Panie, daj mi tylko łaskę, abym Cię coraz goręcej miłowała, to mi jest najdroższe, niczego nie pragnę poza Tobą – Miłości Wieczna. Mniejsza o to, jakimi drogami mnie poprowadzisz czy bolesnymi, czy radosnymi. Ja pragnę Cię kochać każdym momentem życia mojego” (św. s. Faustyna, Dz. 751).
Skomentuj artykuł