Paweł Kowalski SJ: co Bóg mówi nam przez Strajk Kobiet
Przede wszystkim myślę, że trzeba zacząć myśleć "out of the box", kreatywnie i nieszablonowo. Jestem głęboko przekonany, że przez to zjawisko bardzo mocno przemawia do nas Bóg. Więc najpierw trzeba by się zapytać, co On nam wszystkim mówi i do czego nas wzywa - powiedział jezuita.
Dawid Gospodarek: W ulicznych protestach przeciw wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego i władzy bierze udział przede wszystkim wielu młodych ludzi. Dużo przykrych emocji i niechęci okazują oni przy okazji Kościołowi – dochodziło do incydentów podczas nabożeństw, napisów na murach, niesiono plakaty antykatolickie. W proteście pod warszawską kurią brali udział ludzie, których kojarzę również z kościelnego zaangażowania, z różnych wspólnot. W mediach społecznościowych charakterystyczne pioruny również znaleźć można u studentów uczelni katolickich, uczestników duszpasterstw. Jako duszpasterz akademicki z pewnością przygląda się Ksiądz temu wszystkiemu. Co o tych zjawiskach Ksiądz myśli? Dlaczego ludzie wylewają swe frustracje na Kościół?
Paweł Kowalski SJ: W zasadzie to nie za bardzo mnie dziwi niechęć do Kościoła, a konkretnie, do księży. Dwa lata temu bank rozbił film "Kler". Poszedłem i ja go zobaczyć. W multipleksie grały go wszystkie sale, seans za seansem zawsze z kompletem widzów. Pomyślałem sobie wtedy, że to wydarzenie pokazuje, że antyklerykalizm zaczyna się przebijać i nie jest ograniczony już tylko do poziomu dyskusji przy stole na imieninach, ale wkracza w życie społeczne. Przyznam jednak, że nie spodziewałem się, że kolejnym etapem będzie agresja wobec miejsc kultu i nawoływanie do niej nie tylko w mediach społecznościowych, ale też przez media "starego typu" czy przez osobistości kultury.
Trzeba sobie też jasno powiedzieć, że Kościół, przez swoich liderów, o ten antyklerykalizm pieczołowicie dbał. Przecież listę przestępstw, zaniedbań i niekompetencji można ciągnąć w nieskończoność! Myślę jednak, że problem leży jeszcze gdzie indziej. Kościół zawsze będzie rozciągnięty gdzieś między Niebieskim Jeruzalem a Babilonem. Innymi słowy, zawsze będzie mu można coś zarzucić. I ludzie Kościoła są tego bardzo świadomi. Najgorsze jest jednak to, że ta świadomość przez długi czas, mam wrażenie, usypiała nas, a nie wzywała do realnego nawrócenia. Czy zgoda na własny grzech wynika z osłabienia i braku pomysłu, jak go zmienić? Myślę, że nie. Jej źródło leży raczej w podkopaniu przekonania, że grzech trzeba zmienić. Potrzeba nam powrotu do Chrystusa, i to nie tylko na poziomie struktur, ale przede wszystkim w osobistym życiu i pracy.
Niektórzy katecheci postanowili nie dopuszczać uczniów okazujących wsparcie protestowi do bierzmowania, dają się też usłyszeć głosy księży straszących ekskomuniką. Czy rzeczywiście udział w proteście wyklucza z Kościoła?
Jednego wieczoru, razem z dwoma studentami, wybraliśmy się zobaczyć jak wygląda miejsce, gdzie w Gdańsku-Wrzeszczu odbywa się protest. Jakie to było dla mnie zaskoczenie! Bębny, kolorowe konfetti, sterty butelek po różnych napojach. Weseli młodzi ludzie tańczący w rytm muzyki, uśmiechnięci, śmiejący się z kolejnych żartobliwych antyrządowych napisów na kartonach. Zrozumiałem wtedy, że cały protest to kolaż różnych społecznych żali, smutków i buntów oraz interesów politycznych i ekonomicznych. Czy można wyciągać aż tak daleko idące konsekwencje jak ekskomunika, bo ktoś poszedł na protest z kolegami z nudów poimprezować? Byłbym ostrożny w pochopnym wyciąganiu takich konsekwencji.
Jednakże ilość ludzi, którzy krzyczą i domagają się wolnego dostępu do aborcji, powinna dać ludziom Kościoła wiele do myślenia. Czy nie jest tak, że nasz przekaz Ewangelii jest zupełnie nieczytelny dla młodego pokolenia? Nie dotyczy to tylko świętości życia, wolności w Duchu Świętym, dbania o życie nie tylko dziecka, ale też matki. Myślę, że jest jeszcze jeden temat, który dla nas jest teraz sporym wyzwaniem. To radość służby.
Marzy mi się prawdziwy ruch prolife, gdzie z jednej strony będziemy świadomi niezależności bytowej nienarodzonego jeszcze człowieka i dlatego będziemy robić wszystko, żeby jego matce pomóc w przyjęciu go na świat i w wychowaniu. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w ogólnospołecznym przekazie walka z aborcją została zrozumiana jako walka z matkami. Co za straszne kłamstwo! Myślę, że jedyną drogą, aby tego dokonać, jest nie tylko zmiana narracji, ale konkret działań ludzi Kościoła w pomocy matkom w potrzebie. Potrzeba nam zafascynowania służbą drugiemu.
Jak rozmawiać z takimi osobami? Jak odpowiadać na ich postulaty? Czy da się w ogóle rozmawiać, spotykając się z hasłami jawnie antyklerykalnymi i wulgarnymi?
Przede wszystkim myślę, że trzeba zacząć myśleć "out of the box", kreatywnie i nieszablonowo. Jestem głęboko przekonany, że przez to zjawisko bardzo mocno przemawia do nas Bóg. Więc najpierw trzeba by się zapytać, co On nam wszystkim mówi i do czego nas wzywa.
W niedzielę na swoim facebooku opublikowałem krótkie nagranie do kobiet. Mówiłem, że jeżeli ktoś kiedykolwiek je skrzywdził, nie wysłuchał, nie okazał wystarczającego wsparcia, nie płakał z nimi, gdy ich dziecko zmarło, to jestem gotowy do kontaktu. Odebrałem wiele podziękowań za te słowa. Udało się też zorganizować parę spotkań.
Mój współbrat pisał do swoich znajomych w prywatnych wiadomościach m.in.: "Będę słuchał Cię tak długo, jak długo będziesz potrzebować. Jeżeli będziesz potrzebować, mogę powiedzieć zdanie, które w życiu wypowiedziałem więcej razy niż jakiekolwiek inne zdanie: «Bóg, Ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą (...), niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła…» Jeżeli nie potrzebujesz, to nie. Jak coś, to jestem do dyspozycji, można się umówić. Dzwoń jak chcesz".
Kiedy cały świat krzyczy, trzeba zacząć słuchać.
A jak jako duszpasterz rozmawiałby Ksiądz dziś z młodymi o aborcji? Jak odpowiadałby Ksiądz na stwierdzenia typu „moje ciało – mój wybór”?
Pisałem z jedną dziewczyną o tych sprawach. Chodzi w protestach, wcale nie demonstrując przeciw rządzącym albo z nudów, ale właśnie za aborcją. I pyta, czy jest dla niej miejsce w Kościele. Myślę, że wiele osób może być w takiej rozterce. Czy z ich przekonaniami jest jeszcze dla nich miejsce we wspólnocie.
Myślę tu bardziej o rozmowach niż o rozwiązaniach prawnych. Dla mnie pewną inspiracją w podejściu do tej sytuacji jest to, co opisał papież Franciszek: "Czas przewyższa przestrzeń". Innymi słowy, chodzi o uruchamianie procesów. Z pytań o to, czy jest dla mnie miejsce w Kościele, przebija troska o zachowanie jakiegoś terytorium, przestrzeni wspólnoty, w której można by się zmieścić ze swoimi przekonaniami.
Niestety wielu duszpasterzy daje się wplątać w tę bezpłodną dyskusję. Myślę, że jest ona bezpłodna, bo odbiera wierze jej wymiar inspirowania zmian i procesów przeobrażających całe kultury.
W tamtej rozmowie zadałem dziewczynie jedno pytanie: w jaki sposób godzisz podejście do aborcji ze swoją przyjaźnią z Bogiem. "No właśnie mam z tym problem" - odpowiedziała.
Czy istnieje inny, bardziej sensowny sposób transformujący nasze podejście niż ukierunkowywanie na osobistą relację z Bogiem?
Pamiętam, jak inny jezuita opowiadał mi o swoim nawróceniu. Wcześniej był zwolennikiem niczym nieograniczonej wolności, w tym aborcji. Kiedy jednak nastąpiło jego spotkanie z Bogiem, doświadczenie nawrócenia, było dla niego jakoś takie intuicyjne, że pewne postępowanie jest zwyczajnie sprzeczne z tym, do czego Bóg nas zaprasza.
Gdy zdarzają mi się takie rozmowy, zapraszam wtedy na modlitwę, na medytację, którą organizujemy online, albo na modlitwę uwielbienia na zoomie. I proponuję, że mogę towarzyszyć w indywidualnym spotkaniu z Bogiem.
Gdańskie Duszpasterstwo Akademickie Winnica okoliczności protestu zmobilizowały do konkretnych, pozytywnych działań. Postanowiliście wesprzeć hospicjum. Jak do tego doszliście?
To, co mnie najbardziej urzeka w ludziach w naszym duszpasterstwie, to skoncentrowanie się na tym, aby tworzyć wspólnotę otwartą naprawdę na każdego. Obojętnie, co ktoś myśli o aborcji, jak bardzo jest poturbowany przez życie albo jak wielkie sukcesy już osiągnął. Jest dla nas ważne, aby czuł się przyjęty i aby nie było w nas nic, co może mu przeszkodzić w osobistym spotkaniu z Bogiem.
Dlatego nie chcemy zabierać głosu w sprawie aborcji, bo w dzisiejszym kontekście jest to niestety sprawa polityczna, a to by sprawiło, że części ludzi nie damy rady zainspirować do kontaktu z Bogiem. Ciężko jest mi powiedzieć, że nasze zaangażowanie w pracę w hospicjum dla dzieci to odpowiedź na strajki. Gdyby tak było, to byłaby to akcja jednostkowa, krótkotrwała czy też czysto PR-owa. A tak nie jest.
Przywołam znowu papieża Franciszka. Opowiadał kiedyś o rozeznaniu na temat synodu o rodzinie. Trwało spotkanie, na którym biskupi przygotowujący obrady omawiali swoje pomysły. Wstępnie synod miał dotyczyć Jezusa Chrystusa. Jednak w kolejnych wystąpieniach to, co było ciągle akcentowane, to kontekst Jego rodziny, wpływ nauczania Jezusa na rodzinę itp. Gdy papież zwrócił na to uwagę, było jasne, że Bóg zaprasza Kościół, aby podjął temat rodziny we współczesnym świecie.
Bardzo podobnie wyglądało to u nas. Dyskutowaliśmy o aborcji, o naszych trudnościach, o obawach. Ale co jakiś czas pojawiało się zaproszenie do jakiego działania na rzecz potrzebujących. Gdy zobaczyłem hasło gdańskiego hospicjum dla dzieci, było dla mnie jasne, do czego nas zaprasza Bóg: "Nie możemy dołożyć dni do ich życia, dlatego chcemy dołożyć życia do ich dni". Opiekują się bardzo schorowanymi dziećmi, dają wsparcie rodzinom, towarzyszą rodzicom "po stracie". Dopiero zaczynamy tę drogę, ale jako duszpasterz już mam nadzieję, że to zaangażowanie pomoże nam wypracować jeszcze większą aktywną wrażliwość na cierpienie tak, żeby nasza wiara była bardziej ludzka.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
***
Paweł Kowalski SJ - duszpasterz akademicki, kierownik duchowy i spowiednik. Fascynat duchowości ignacjańskiej i pieszych pielgrzymek.
Skomentuj artykuł