Przekonałam się, że Jezus uzdrawia cicho i powoli, ucząc nas cierpliwości [ŚWIADECTWO]
Uzdrowienie mojej córki Anny Marii nie było natychmiastowe. Może dlatego tak długo zwlekałam z napisaniem świadectwa. Po latach widzę, że Jezus uzdrawiał także i mnie: z niecierpliwości, emocjonalności czy pragnienia realizowania własnej woli, a nie Bożej.
W czasie studiów u mojej córki zaczęły się omdlenia, które z biegiem czasu powtarzały się coraz częściej. Pobyt w szpitalu i badania pokazały, że jest to bradykardia (zbyt wolne bicie serca). Lekarz prowadzący zadecydował, że powinna mieć rozrusznik. Córka broniła się przed tym, a ja, jak zwykle, zaczęłam się gorąco modlić wraz z moją siostrą i gronem przyjaciół. Odmawiałam codziennie Koronkę do Miłosierdzia Bożego i nowennę za przyczyną wtedy jeszcze błogosławionej Siostry Faustyny. Po skończonej jednej nowennie zaczynałam następną i tak nieustannie. Codziennie też uczestniczyłam we Mszy świętej i w tej intencji ofiarowałam Komunię świętą.
Problemy zdrowotne córki
Córka ze swoim narzeczonym prosili profesora, by odłożył operację mającą na celu wprowadzenie rozrusznika. Profesor zgodził się, a córka bez operacji powoli wracała do zdrowia. W 1998 roku odbył się jej ślub. Po urodzeniu pierwszego dziecka zaczęły się jednak ostre bóle. Kolejne ataki pokazały, że ich powodem są kamienie w woreczku żółciowym. Córka wprost heroicznie znosiła te napady, bez lekarstw uśmierzających ból, bo chciała nadal karmić syna. Nie chciała też poddać się operacji, bo pierwsze dziecko urodziła przez cesarskie cięcie, więc ewentualny kolejny poród mógłby spowodować nowe zagrożenia. Leczyła się ziołami, które zaleciła jej pewna siostra zakonna, ale ta kuracja nie była skuteczna. Poszłam więc na nocne czuwanie w wigilię święta Miłosierdzia, w czasie którego odprawiona była także Msza święta. Modliłam się gorąco o pomoc dla córki, by te kamienie w woreczku żółciowym jakoś się pokruszyły.
Najpierw zawód, później wysłuchana modlitwa
Przyznam, że byłam trochę zawiedziona, gdyż oczekiwałam natychmiastowej pomocy, a okazało się, że kamienie w woreczku żółciowym jak były, tak pozostały. Córka znalazła jednak lekarza, który przepisał jej inną kurację ziołową. Choć leczenie było długie i żmudne, to jednak córka była wytrwała. Przestałam już pytać o wyniki USG woreczka, ale nie przestawałam się modlić. Aż kiedyś córka powiedziała mi, że kamieni już nie ma. Bardzo się ucieszyłam, ale i zawstydziłam z powodu mojej wcześniejszej reakcji. Przekonałam się, że Jezus uzdrawia cicho i powoli, ucząc nas cierpliwości. Pragnę dodać, że drugie dziecko Anny Marii także urodziło się przez cesarskie cięcie, a trzecie siłami natury. I to był kolejny cud podarowany nam przez Jezusa Miłosiernego i Jego Matkę. Chwała więc Panu za Jego dobroć i nieskończone miłosierdzie, a św. Siostrze Faustynie za przemożne wstawiennictwo.
Świadectwo pochodzi z książki: "Cuda świętej Siostry Faustyny. Świadectwa i modlitwy"
Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych.
Skomentuj artykuł