Przez tydzień byłam grobem dla mojego ukochanego dziecka [ŚWIADECTWO]

Przez tydzień byłam grobem dla mojego ukochanego dziecka [ŚWIADECTWO]
fot. Depositphotos
Agnieszka

Mija rok, odkąd mogę tulić w swych ramionach mały-wielki Cud - wyczekaną i wymodloną córeczkę. Doświadczając na własnej skórze cudu, czuję się zobowiązana, by świadczyć o dobroci i miłosierdziu Boga, a tym samym wlewać otuchę w serca tych, którzy ciągle jeszcze czekają na upragnione maleństwo. [ŚWIADECTWO]

Rok po ślubie zaczęliśmy z mężem starać się o dziecko. Wiedziałam, że ze względu na moje nieregularne cykle i podejrzenie PCOS, ten proces może być długi i żmudny, lecz od początku zawierzałam tę trudność Bogu, prosząc Go, by naszą miłość uczynił płodną. Mijały miesiące, potem lata bezowocnych starań. Zegar biologiczny coraz głośniej tykał, dlatego postanowiłam skorzystać z pomocy poradni leczenia niepłodności. Kolejne badania, liczne zabiegi ginekologiczne, niezrozumienie ze strony lekarzy, ich bezradność (wyniki badań nie wskazywały przyczyn niepłodności) i ciągłe propozycje, by skorzystać z inseminacji lub in-vitro, bo to jedyna szansa na spełnienie marzeń o potomstwie. Cierpliwie opierałam się ich naciskom, wprost mówiąc, że jest to niezgodne z moimi przekonaniami i jednocześnie wierząc, że Bóg jest ponad wszystkim, nawet ponad uniwersytecką medycyną, która bezradnie rozkłada nade mną ręce. W tym czasie zawierzałam moje problemy Najwyższemu przez pośrednictwo Świętych od spraw trudnych i beznadziejnych, powierzałam się też opiece Matki Bożej Rozwiązującej Węzły oraz św. Józefa. Prosiłam również wiele zgromadzeń zakonnych o modlitwę w tej intencji (internetowe skrzynki intencji).

W końcu jesienią 2019 roku pojawiły się na teście dwie kreski. Badania laboratoryjne również potwierdziły ciążę, jednak przyrost bHCG nie był właściwy i dziecko nie rozwijało się prawidłowo, a na USG nie było słychać bicia serduszka. Lekarka, do której zgłosiłam się na wizytę, kazała jeszcze spokojnie czekać i zgłosić się na badania za tydzień. Stres, ból i modlitwa przepełniały te długie 7 dni. Niestety, sprawdziły się straszliwe obawy - ciąża obumarła. Ze względu na mój stan zdrowia i liczne zabiegi ginekologiczne lekarka zrezygnowała z zabiegu łyżeczkowania i kazała czekać na samoistne poronienie. Przez kolejny tydzień byłam grobem dla mojego ukochanego dziecka. Rozpacz nie do opisania… Żyłam, pracowałam i miałam wrażenie, że piękna złota jesień niejako urąga mojej tragedii. Po poronieniu bardzo szybko wróciłam do pracy i rzuciłam się w wir obowiązków, równocześnie nie ustając w modlitwie. Pożegnałam się też duchowo z moim nienarodzonym dzieckiem. Byłam przekonana, że to dziewczynka, więc nadałam Jej imię Marysia. Wciąż byłam smutna, ale i spełniona, bo choć przez 8 tygodni czułam się mamą. W tym czasie, zniechęcona do lekarzy, zaczęłam na własną rękę szukać przyczyn poronienia. Wykonałam szereg badań, które pokazały, że zmagam się z chorobą autoimmunologiczną, która może utrudniać zajście w ciążę i powodować poronienia. Zaraz po Nowym Roku miałam rozpocząć leczenie.

Nadszedł 8 grudnia 2019 roku. Jak co roku modliłam się do Matki Bożej w Godzinie Łaski, prosząc o dar potomstwa. Nie przypuszczałam, że Matka Boska postanowi działać tak ekspresowo. Tej samej nocy bowiem poczęła się nasza druga córka. Tuż po Świętach Bożego Narodzenia (w niedzielę Świętej Rodziny) zorientowałam się, że spóźnia mi się miesiączka. Rutynowo wykonałam test ciążowy, a jego pozytywny wynik dosłownie zwalił mnie z nóg. Znów nadzieja, strach i niedowierzanie mieszały się ze sobą. Wizyta u ginekologa potwierdziła ciążę, choć na bicie serduszka musiałam poczekać jeszcze kilka dni.

Ciąża od samego początku była zagrożona, dlatego musiałam zrezygnować z pracy i praktycznie 8 miesięcy spędziłam w łóżku, zmagając się z bólem podbrzusza i skracającą się szyjką macicy. Każdy dzień spędzony w brzuchu mamy był dla dziecka na wagę złota, więc nie ustawałam w modlitwach za moje ukochane maleństwo. Nowenny do Świętych Szczególnego Wstawiennictwa, koronki, maile do zgromadzeń zakonnych z prośbą o modlitwę - z każdej strony szturmowałam niebo, by tylko nasza kruszynka mogła bezpiecznie przyjść na świat. W batalii o życie córki pojawiały się też trudne momenty. W badaniach podejrzewano zespół Downa. Wówczas w nowennie oddałam córkę pod Płaszcz św. Józefa, prosiłam też o umiejętność pogodzenia się z wolą Bożą, gdyby faktycznie dziecko okazało się chore.

Bóg wysłuchał moich modlitw i udało mi się donosić ciążę do bezpiecznych tygodni. Wiedziałam, że moją córką w sposób szczególny opiekuje się też Matka Boska, która wyprosiła cud poczęcia. I tym razem Matuchna postanowiła przypomnieć o swojej obecności w moim życiu…

Termin porodu wypadał na koniec sierpnia, jednak w dniu Wniebowzięcia NMP nasiliły się moje problemy z nadciśnieniem, którego w żaden sposób nie dało się unormować. W trybie pilnym trafiłam do szpitala, a lekarze uświadomili mi, że życie moje i dziecka jest poważnie zagrożone. Należało natychmiast zakończyć ciążę przez cc. Wieczorem, 15 sierpnia, na świat przyszła zdrowa, śliczna dziewczynka, która na cześć Matki Boskiej otrzymała na drugie imię Maria.

Podobnie jak sto lat wcześniej Matka Boża interweniowała w dzieje naszego narodu, przyczyniając się do cudu nad Wisłą, tak i teraz wyprosiła u Boga cud poczęcia i urodzenia zdrowego dziecka. Wierzę, że daty 8 grudnia i 15 sierpnia nie są przypadkowe. Tak nasza Niebieska Mama chciała zaznaczyć swoją obecność w naszym życiu. Jestem również niezmiernie wdzięczna św. Józefowi i składam to świadectwo, by pokazać, że jego opieka i wstawiennictwo są niezawodne.

Chwała Panu za cuda, które uczynił w moim życiu.

***

Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Raniero Cantalamessa OFMCap

Droga wiary jest zapisana w Credo

Dla chrześcijan Credo to znacznie więcej niż recytowanie dogmatu. To publiczne wyznanie, że prawdy wiary stały się treścią ich życia. Czy jesteśmy świadomi, co tak naprawdę deklarujemy, ilekroć powtarzamy...

Skomentuj artykuł

Przez tydzień byłam grobem dla mojego ukochanego dziecka [ŚWIADECTWO]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.