Robisz post od scrollowania? Oto trzy sposoby, żeby serio w nim wytrwać
W katointernetach w Wielkim Poście nieco spokojniej. Pewnie dlatego, że z roku na rok coraz więcej osób zauważa, że żeby zrobić miejsce dla Pana Boga, trzeba wyłączyć Internet. Post od postów, od Facebooka, Instagrama czy od scrollowania - wariantów jest bez liku. Pozostaje tylko jeden, malutki problemik: jak w tym postanowieniu wytrwać?
Sama intencja bywa niewystarczająca
Każdy, kto na serio zaczyna pościć, w pewnym momencie musi zderzyć się z pokusą. A wszechobecność ekranów i ich wrośnięcie w krajobraz naszej codzienności nie ułatwiają tu sprawy. Zdarza się, że człowiek nawet nie zauważa, że odruchowo bezmyślnie przegląda jakieś strony internetowe, czekając na przystanku autobusowym albo - wręcz przeciwnie - bez trudu znajduje arcyważne powody, dla których tu i teraz, natychmiast, po raz kolejny musi włączyć smartfona, by skorzystać z jakiejś apki.
Na ogół im bardziej konkretna intencja, z jaką się pości, tym większa uważność i determinacja, by poradzić sobie z podszeptami złego, który niestrudzenie i na różne sposoby próbuje człowieka zniechęcić do walki o jakiekolwiek dobro. Sama intencja bywa jednak niewystarczająca. Bez solidnego namysłu, dlaczego chce się np. pościć od internetu, bez autorefleksji, kiedy i w jakich sytuacjach użytkowanie telefonu staje się zapychaczem oraz bez podjęcia trudu dostrzeżenia siebie w prawdzie takie postanowienie szybko okazuje się zwykłym "owczym pędem". Wszak bycie offline jest coraz bardziej trendy, co niekoniecznie przekłada się na skłonność do podjęcia długodystansowego wysiłku.
Co pomaga radzić sobie z pokusą chwycenia za telefon?
Nawet jednak, gdy decyzja o podjęciu postu od internetu jest gruntownie przemyślana, nie obejdzie się bez momentów prób i (prawdopodobnie) upadków. Co zatem pomaga radzić sobie z pokusą chwycenia za telefon? Po pierwsze - paradoksalnie - mniej lub bardziej zaawansowane technologiczne rozwiązania. W smartfonach standardem są już przecież aplikacje kontrolujące rzeczywisty czas użytkowania danego ekranu, aplikacje umożliwiające nałożenie limitów ekranowych czy nakładki z hasłami motywującymi (w rodzaju: "Wcale nie potrzebujesz się dowiedzieć!").
Tego typu technologiczne rozwiązania bywają pierwszym narzędziem, które realnie pomaga nam stanąć w prawdzie i skonfrontować nasze wyobrażenia o przywiązaniu do bycia online z rzeczywistością. A jeśli komuś zgrzyta używanie technologii w trakcie poszczenia od technologii, to zawsze można skorzystać ze sposobów najprostszych i siłą rzeczy - najskuteczniejszych: zamknąć telefon/laptop w szufladzie, kluczyk umieścić w słoiku z patyczakami, a przez kolejnych 5 tygodni używać tylko i wyłącznie dumbphona do niezbędnych rozmów. Świat się nie zawali, a poczucie wolności może być oszałamiające.
Ludzie i relacje zamiast scrollowania
Jeśli jednak człowiek nie chce od razu całkowicie odcinać się od niewątpliwych korzyści bycia online, warto, by zaprosił do swej postnej drogi człowieka. Najlepiej zacząć od Jezusa, bo to Mistrz, od którego można się nieustannie uczyć, jak żyć tu i teraz pełnią, a Jego Obecność gwarantuje, że nudy się nie zazna. Ale też tak po prostu - im więcej realnych spotkań i ludzi, którzy będą na tyle blisko, by z nimi rozmawiać twarzą w twarz, a nie za pośrednictwem jakiegokolwiek urządzenia, tym mniej szans, że głód popchnie nas do sięgania po coś, co właśnie chcemy ograniczyć.
Zwykły spacer z pracy do domu może pomóc zająć umysł i doświadczyć potęgi niezobowiązujących pogawędek z ludźmi, których zna się tylko z widzenia. Wymaga to oczywiście wychodzenia ze swojej strefy komfortu, ale ciągle jeszcze większość ludzi nie prezentuje nieznajomym swojego messengera (no, chyba, że siedzą w tramwaju i beztrosko pokazują zawartość swoich telefonów mimowolnie zaangażowanym współpasażerom). Realna obecność drugiego człowieka naturalnie popycha w objęcia rzeczywistości i nawet jeśli nie będzie się prowadzić rozmów o walorach duchowości monastycznej, a o cenach cebuli w osiedlowym warzywniaku, to i tak owoce takich relacji szybko dojrzewają.
Analogowy dziennik i lekcja wybierania
Po trzecie, w poście od internetu pomogą wytrwać też inne analogowe praktyki. Warto np. przeprosić się ze zwykłym zeszytem i długopisem i zacząć prowadzić zapiski z tego czasu. Każdorazowo odnotowana pokusa szybko pozwoli ocenić rzeczywisty stan ducha, a w dłuższej perspektywie pokaże ewolucję myśli.
Genialną w swej prostocie, a jednak często bagatelizowaną praktyką, jest też określanie swojej hierarchii wartości. Człowiek ma dziś skłonność do ekonomizacji myślenia, co przejawia się w praktyce tym, że nad życiem zastanawia się najczęściej w perspektywie rachunku zysków i strat. Refleksja nad tym, jakie wartości są dla mnie ważne (Bóg? Rodzina? Miłość? Wolność? Praca?), szybko daje matrycę, którą można przykładać do codziennych wyborów. Skoro nad "pracę" przekładam "rodzinę", to nie powinienem mieć problemów z wyłączeniem służbowego telefonu. Jeśli "Pan Bóg" jest u mnie na pierwszym miejscu, to kwadrans modlitwy wieczornej zamiast przeglądania rolek na insta też będzie oczywistością. Prawda? A jeśli nie, to taka zdefiniowana hierarchia wartości daje bardzo konkretne narzędzie, by wiedzieć, co wybrać, w wątpliwych sytuacjach.
Nie udało się bez ekranu? Podnieś się i próbuj dalej
Postanowienia mają to do siebie, że im mniej konkretne, tym łatwiej się rozmywają. W świecie, w którym człowiek jest tak bardzo zamotany w sieć Internetu, bardzo łatwo potknąć się i odruchowo stracić "dzień" przed ekranem. Wielkopostna liturgia Słowa co chwila przypomina jednak, że Pan Bóg pragnie Miłości, a nie krwawej ofiary (Oz 6,6). Koniec końców liczy się zatem nie to, czy uda się każdego dnia wytrzymać w nałożonych limitach dostępu, tylko to, na co człowiek przeznaczy zyskany przez post czas. Upadki są do bólu ludzkie. Wpatrując się w Jezusa, nie ma jednak wątpliwości, jaką drogą należy iść.
Skomentuj artykuł