Uczucie, że Boga nie ma, powoli zniknęło; zamiast tego odkrywałem obok Przyjaciela [ŚWIADECTWA]
"Jeśli będę produktywna i pracowita, On nie będzie mnie kochał bardziej. On zawsze kocha tak samo. Kocha mnie, bo jestem wartościowa i wystarczająca"; "Stopniowo dostawałem odpowiedzi, których szukałem przez ostatnie 2 lata" - przeczytaj świadectwa uczestników Szkoły Kontaktu z Bogiem.
Ela, 17 lat
Nigdy nie doceniałam tak bardzo ciszy jak teraz, po powrocie z rekolekcji. Żyję w świecie pełnym ludzi, pełnym głosów, pełnym maszyn. W świecie, którego nie jestem w stanie w pełni zrozumieć, chociaż tak bardzo się staram. Teraz widzę, że potrzebowałam tego czasu milczenia, żeby zrozumieć siebie i świat lepiej.
Przyjechałam na rekolekcje, żeby znaleźć czas. Zamiast tego znalazłam Tatę. Nawet nie wiedziałam, że się zgubiłam. On mnie odnalazł. Problem jednak nadal tkwił w tym, że nie mogłam Go zobaczyć. Zawsze wyobrażałam Go sobie jako wielkiego starszego króla, który siedzi gdzieś nade mną i generalnie mówiąc po prostu jest. Och, nie macie pojęcia jak bardzo się myliłam.
Bóg, nadal starszy i nadal wielki, mój Tatuś, biegał fanatycznie w każdą stronę, próbując w jakiś sposób zwrócić moją uwagę. Machał mi ręką przed oczami i krzyczał: "Jestem! Tu jestem! To mnie szukasz!".
I jestem strasznie szczęśliwa, że w końcu Go zobaczyłam, że On mnie uleczył i otworzył mi oczy tak, że mogę Go zobaczyć. Teraz wiem, że jestem razem z Nim. Wiem, że mnie kocha i wiem, że cokolwiek się stanie, On zawsze będzie ze mną.
I za to wszystko, chwała Panu!
Antoni, 19 lat
Przyjeżdżając na SKB mówił o sobie: AGNOSTYK o martwym życiu modlitewnym i sakramentalnym:
- Miałem w sobie dużo pytań bez odpowiedzi, dużo złości, czułem się porzucony, samotny. Przez 2 lata żyłem bez Boga i to był najcięższy okres w moim życiu.
Gdy byłem młodszy, moja relacja z Nim była bardzo mocna, byłem długo ministrantem, później lektorem. Po tym czasie odciąłem się jednak od Boga. Miałem myśli samobójcze, stany depresyjne, przestawałem być sobą, nie czułem wewnętrznego pokoju. Kompletnie zepsułem mój związek.
Po tych 2 latach chciałem w końcu coś zmienić i pojechałem na SKB.
Przyjechałem raczej egoistycznie, ze względu na ciszę oraz możliwość odcięcia się od świata, żeby przemyśleć moje sprawy. Na początku byłem sceptyczny i pełen obaw, ale niepotrzebnie. Już po zaledwie pierwszej Eucharystii, na której byłem po 2 latach, coś się zmieniło. Poczułem jakby moje serce było brudne, lecz w środku istniało światło walczące z tym brudem, próbujące się wydostać.
Uczucie, że Boga nie ma powoli zniknęło, a zamiast tego odkrywałem obok Przyjaciela, kogoś, kto mnie kocha pomimo moich wszystkich wad i błędów, bezwarunkowo. Stopniowo dostawałem odpowiedzi, których szukałem przez ostatnie 2 lata.
Bóg pokazywał się przez małe rzeczy: w codziennych sprawach, w tym, co mówili rekolekcjoniści, we fragmentach Pisma Świętego, rozważanych na medytacji. Czułem, że są one kierowane jakby specjalnie do mnie.
Cisza pozwoliła Bogu dotknąć mojego zatwardziałego serca, pozwoliła mi Go usłyszeć i nawiązać więź. Bóg czekał na mnie cały ten czas, by dać mi to, czego potrzebowałem.
Ania, 22 lata
Głównym hasłem na tych rekolekcjach była dla mnie miłość. Słowo Jezusa w Ewangelii jest żywe i w każdym zdaniu można usłyszeć Jego głos. Uświadomiłam sobie, że przez długi czas byłam jak uczniowie z Emaus. Choć Jezus szedł ciągle ze mną i tłumaczył mi wiele rzeczy, ja go nie rozpoznałam, a wręcz odrzucałam Jego miłość, nie chciałam jej dopuścić do siebie. A On cały czas był obok mnie, szedł cierpliwie i czekał, aż Go zobaczę. Tak mało było we mnie wiary. Utożsamiałam się ze słowami wypowiedzianymi na jednej z konferencji: można być blisko Boga fizycznie, a daleko sercem. Te słowa mocno mnie dotknęły, bo opisywały moje życie. Choć myślałam, że jestem blisko Boga, kocham Jego i siebie, nie było to prawdą. Nie żyłam z Bogiem, nie słuchałam Go wcale, a na dodatek była we mnie niechęć do własnej osoby, a wręcz głęboka nienawiść. Jezus przeniknął moje serce miłością. Zrozumiałam, że tak naprawdę wystarczy tylko dotknąć frędzli Jego płaszcza, po prostu w Niego uwierzyć, a On każdego dnia będzie dokonywał cudów. Bo można, jak ta kobieta z Ewangelii, chorować kilkanaście lat na krwotok, jeździć do wielu lekarzy i szukać specjalistów po całym świecie, ale to nic nie da, bo tylko miłość Jezusa uzdrawia i prawdziwie leczy.
Jestem osobą, która lubi produktywność, ciągle w biegu, wszystko ma być idealnie. Jednego dnia na rekolekcjach, podczas przerwy, najzwyczajniej na świecie usnęłam. Kiedy wybudziłam się z drzemki, byłam na siebie potwornie zła. "Nie po to tu przyjechałaś, masz być produktywna, módl się, rób dużo rzeczy, nie marnuj czasu" - takie myśli mnie dręczyły, na szczęście nie trwały długo. Zaraz po tej sytuacji udałam się na medytację, gdzie akurat była Ewangelia o tym, jak Jezus śpi na łodzi. Pomyślałam wtedy: "Jezu, skoro ja jestem i czuwam, jak Ty śpisz na łodzi, to przecież Ty też Jesteś i czuwasz kiedy ja śpię". W tamtym momencie dotarło do mnie, że Bóg kocha mnie zawsze. Nawet wtedy, kiedy śpię albo leżę na łóżku i nic nie robię. I jeśli będę produktywna i pracowita, On nie będzie mnie kochał bardziej. On zawsze kocha tak samo. Kocha mnie, bo jestem wartościowa i wystarczająca. Kocha tak każde swoje dziecko, każdego człowieka. Zawsze kochał, kocha i będzie kochać. Wystarczy tylko, że otworzysz swoje serce i złapiesz Go za rękę.
Zobacz więcej świadectw>>
Do 9 sierpnia 2021 r. wpisując kod IGNACYD otrzymasz rabat do 40 proc. na książki z duchowości ignacjańskiej.
Skomentuj artykuł