Zbawienie jest darem, nie nagrodą. To odwrócenie naszego porządku
"Jezus mówi, że musimy zawczasu przywyknąć do tego, iż przeżyjemy wielką niespodziankę. Będziemy mieli obok siebie, więcej, nawet wyprzedzą nas w kolejności ci, którzy całe życie mogli mieć za nic Boga, żyli tylko przyjemnością, nie liczyli się za bardzo z ludźmi, poużywali sobie świata i życia" - podkreśla o. Dariusz Piórkowski SJ we wpisie na Facebooku.
"Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: »Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę«".
Myślę, że ta przypowieść najbardziej wkurza pobożnych i zaangażowanych. Bo przyjęcie chrztu nie sprawia, że automatycznie zmienia się nasze myślenie, że odtąd wszystko postrzegamy w kategoriach królestwa niebieskiego. Wcale nie. Stare kategorie nadal w nas żyją. I mogą być zmienione tylko dzięki świadomemu przyjęciu światła Ewangelii.
"Pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi". Ten wniosek Jezusa jest odwróceniem naszego porządku. Stawia wszystko do góry nogami. I dopiero z tej perspektywy możemy nieco zrozumieć przesłanie tej przypowieści.
Jej kontekst jest tutaj również ważny. Wszystko zaczęło się od pytania: "Co dobrego mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?". A następnie pytanie ze strony uczniów: "Wszystko opuściliśmy, cóż więc otrzymamy?". Nadal więc mówimy o zbawieniu.
Dlaczego ktoś, kto nie pracował tyle co ja, ma otrzymać to samo? Słusznie rodzi się oburzenie.
Jezus chce powiedzieć, że zbawienie jest darem, a nie nagrodą, chociaż mówi o wypłaceniu należności za pracę. Tylko że nie ilość i długość tej pracy jest tutaj nagradzana. "Pierwsi" to są uczniowie, którzy najdłużej są z Jezusem, którzy opuścili wszystko, całe życie starali się żyć Ewangelią, współpracować z Bogiem w misji uprawy winnicy. Otrzymają oni to samo co i ludzie, którzy w ostatniej chwili weszli do winnicy. I to w naszym świecie jest wysoce niesprawiedliwe. Bo za pracę domagamy się sprawiedliwej zapłaty. Dlaczego ktoś, kto nie pracował tyle co ja, ma otrzymać to samo? Słusznie rodzi się oburzenie.
Jezus mówi, że musimy zawczasu przywyknąć do tego, iż przeżyjemy wielką niespodziankę. Będziemy mieli obok siebie, więcej, nawet wyprzedzą nas w kolejności ci, którzy całe życie mogli mieć za nic Boga, żyli tylko przyjemnością, nie liczyli się za bardzo z ludźmi, poużywali sobie świata i życia. Dobrze już dzisiaj zrobić sobie taki test: jak obecnie zareagowałbym, gdyby człowiek, który nie prowadził się za dobrze w życiu otrzymał to samo co tylu pobożnych i wiernych? Jeśli przyjmę to z radością jestem już w wewnątrz królestwa Bożego. Jeśli rodzi się jeszcze oburzenie, wciąż jestem na jego progu. Kieruję się własnym wyobrażeniem Boga, który mi odpowiada i potwierdza moje oczekiwania.
To ci pierwsi będą się oburzać, nie ci ostatni. Chociaż wszyscy otrzymają to, co konieczne do życia.
I jeszcze jedno. Nacisk na ciągłe wykorzenianie grzechu, na walkę ze złem, a nie na wydawanie owoców i dzielenie się miłością, sprawi, że oburzenie będzie jeszcze większe, że poczucie niesprawiedliwości wydobędzie na jaw zazdrość jak u starszego syna z przypowieści o miłosiernym ojcu, który żałował w końcu, że sobie nie poużywał jak jego młodszy brat.
Praca w winnicy to czas zbiorów. W kościelnym moralizmie mówi się głównie o tym, co wolno, czego nie wolno, co musisz. Nie o tym, co chcesz, co możesz, czym się możesz podzielić, jakie dobro przez ciebie Bóg chce zdziałać. Nacisk na unikanie grzechu, zwłaszcza gdy to się udaje, powoduje często wzrost pychy - daje radę, staram, się, należy mi się. Negatywnie uzasadniona moralność zwiększa poczucie wyższości i lęk przed karą. Jeśli skupię się na dawaniu, dzieleniu się dobrem, to dobro poszerza serca i zwiększa wdzięczność. Wtedy człowiek widzi jak niewiele sam może. Wtedy go nie zdziwi to, że niektórzy w ostatniej chwili się nawracają. I się z tego ucieszy, bo będzie wiedział, że to człowiek tak długo stawiał opór i Bóg w końcu dotarł do niego. I zdziwi się ogromną dobrocią i hojnością Boga, który zaprasza do pracy, do współpracy, ale nie nagradza za jej wyniki.
Skomentuj artykuł