To już wrzesień? Czuję, że idzie nowe

To już wrzesień? Czuję, że idzie nowe
(fot. depositphotos.com)

Prognozy są obiecujące: idzie ochłodzenie. W piątek ma być osiemnaście stopni i deszcz. Czy to nie jest wspaniała wiadomość?

Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę perspektywę: czeka nas długa, sucha jesień, potem deszczowy grudzień, następnie trzydziestostopniowe mrozy, podczas których ten jeden raz w roku zatęsknię za upałami. Przyjdą szybciej niż się obejrzę, skracając już i tak prawie nieistniejącą wiosnę. Czas przyspieszy jeszcze bardziej, ja pierwszy raz poważnie pomyślę o kredycie, planety, jak co roku, przesuną się, wykonując piruety wokół Słońca, lodowce skurczą się o kolejne milimetry, podniesie się poziom wód, ławice kryli w wodach Oceanu Południowego znikną i zburzą tamtejszy ekosystem jak klocek usunięty z dolnego piętra Jengi.

Odnotowany zostanie kolejny rekordowy lipiec pod względem temperatur, nad Mazowszem przejdzie trąba powietrzna z prawdziwego zdarzenia, panowie w garniturach wyprodukują podczas konferencji prasowych przygotowaną przez pijarowców serię ładnych acz bezużytecznych słów, ponieważ będzie już po wyborach, ponieważ być może nawet - jak ja - przeczuwają, że i tak już za późno na jakąkolwiek zmianę, lepiej więc, żeby orkiestra grała na Titanicu do końca.

Ale zanim to wszystko, przyjdzie wrzesień.

Kupię kolejny zeszyt i znów obejrzę Twin Peaks. I być może upiekę placek z wiśniami, ten, który jest damn good. Wyciągnę z szafy martensy i będę je nosić w bezdeszczowe dni. Kupię sweter oraz pachnącą dynią, imbirem lub dymem palonego drewna świeczkę albo dwie. Nadal nie będę taka, jak chciałabym być: chudsza, mądrzejsza, pewna siebie, asertywna, a przede wszystkim wolna od oczekiwań i strachów, od serduszek i opinii. Przeczytam Muminki (wiadomo), Olive Kitteridge (koniecznie - bo przecież w październiku nowa Strout!) i kilka reportaży ("o perspektywach rozwoju małych miasteczek"). Zieleń na Plantach zacznie pękać i stopniowo pokryje się rdzą, a mnie przyjdzie do głowy jakiś pomysł, o którym teraz nie mam pojęcia.

Robię z tego września wielkie wydarzenie, przypisuję znaczenie, nadmuchuję i opakowuję w celebrację, a przecież tak naprawdę od jutra życie nie powinno się zmienić: będę budzić się codziennie rano, w Żabce kupować chaikolę, pracować, pisać, wygrywać i przegrywać bitwy w prywatnej wojnie, gasić pożary, opijać sukcesy, robić dobrą minę, przechodzić na zmianę pocieszenia i strapienia, codziennie zaglądać do Niego, żeby zamienić parę słów twarzą w twarz, słuchać, popołudniami zamawiać kawę w Lajkoniku, czasem chodzić pod Barany, czytać premiery, przechodzić kryzysy, czasem żyć przeszłością, częściej myśleć o przyszłości i, mimo narastającego pesymizmu, mieć nadzieję.

Za niecałe trzy miesiące kończę dwadzieścia siedem lat, ze strachem myślę o kredycie, o pracy, o porządkach w głowie i bałaganie w świecie, i o życiu wiecznym, ale na początku września, jak co roku, czuję, że idzie nowe.

Tekst pochodzi z bloga frydrych.blog.deon.pl.

Dominika Frydrych - redaktorka i dziennikarka DEON.pl. Autorka książki "Pełnymi garściami".

Redaktorka i dziennikarka DEON.pl, autorka książki "Pełnymi garściami". Prowadzi blog dane wrażliwe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Są takie momenty, kiedy brakuje nam tchu.
Są takie chwile, kiedy nie mamy już na nic sił.
Są takie dni, kiedy trudno nam dostrzec nadzieję.

Nadziejnik, który trzymasz w swoich rękach, jest właśnie...

Skomentuj artykuł

To już wrzesień? Czuję, że idzie nowe
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.