Ten film dotarł do setek tysięcy internautów. Bulwersuje nawet Patryka Vegę

Ten film dotarł do setek tysięcy internautów. Bulwersuje nawet Patryka Vegę
(fot. Alex Kotliarskyi / Unsplash)
Logo źródła: MANDO Mateusz Ratajczak

Jakaś dziewczyna przeciska się środkiem wąskiego korytarza. Bez ubrania. Na nosie ma ciemne modne okulary, na nogach czarne botki. Idzie dziarskim krokiem. Wystawia środkowy palec w kierunku gapiów.

W ciasnym przejściu jest tłum. Zbiegła się cała firma. Może pięćdziesiąt, sześćdziesiąt osób w krótkim korytarzu. Reszta jest tuż za winklem, czeka na moment, aż do nich dotrze dziewczyna. Wszyscy ubrani w eleganckie garnitury, dopasowane garsonki. Wszyscy chcą mieć miejsce z przodu, żeby lepiej widzieć.

Nagrywają. Niektórzy filmują z ziemi, inni wskakują na krzesła i stoły, byle udało się zarejestrować najlepsze momenty. Kilkunastosekundowe filmy za chwilę stają się hitem w biurze. Krążą po WhatsAppie, a potem szybko trafiają na firmowe grupy w mediach społecznościowych. Są wszędzie, ogląda je każdy. W sumie powstało kilkadziesiąt materiałów.

A naga dziewczyna? Mam wrażenie, że nawet ją to bawi. - Taki "czelendż", rozumiesz? - tłumaczy mi jeden ze świadków. Nie rozumiem. Ponoć dostała za to 10 tysięcy złotych od jednego z menedżerów. Ponoć. Tę wersję usłyszałem od kilku osób, które o życiu w kotłowni wiele mi opowiadały. Po publikacji materiału dostałem kilka wiadomości, że pieniędzy za nagi spacer było znacznie mniej. "Ta tępa cipa dostała za to niecałego tysiaka. Może później rozpowiadała, że było więcej, ale nie było" - pisze anonim. Dopytuję o szczegóły, ale na pytania ode mnie nigdy nie odpowiada. Czasami myślę, że wolę wierzyć w te 10 patyków. Wolę wierzyć, że cena była jednak wyższa.

DEON.PL POLECA

To nie jest fragment kinowego "Wilka z Wall Street". Ta historia krąży po wszystkich tego typu miejscach w Polsce. To już niemal legenda. Inspiracja do dalszych zabaw.

Warszawa, biurowiec przy ulicy Grzybowskiej, trzecie piętro. Budynek cały w szkle. W ciągu dnia skąpany w słońcu aż błyszczy. Charakterystyczne miejsce. "Bliskość wielu siedzib banków i instytucji finansowych stwarza dogodne warunki do prowadzenia biznesu" - reklamuje się deweloper. I rzeczywiście banki są pod nosem. Tak jak i dwa sądy: rejonowy i okręgowy. Do każdego jest dziesięć minut spacerkiem. Do inspekcji pracy trzeba za to przejść 900 metrów. Rzut beretem.

Reżyser Patryk Vega w rozmowie z Wirtualną Polską stwierdził, że pseudobiznesmeni z Grzybowskiej faktycznie musieli zainspirować się nominowanym do Oscara filmem Martina Scorsese. - Dla mnie to smutny film - mówi. - Kino samo w sobie nie jest źródłem zachowań. Jest za to źródłem wzorców. Jeżeli ktoś ma w sobie agresję, to nie wyzwala jej film. Ale może pokazać, jak agresję spożytkować. Myślę, że w tym wypadku tak było - przekonuje. Zdradził również, że od dawna jest namawiany, by zrobić film o polskich korporacjach.

Co mogło ruszyć lawinę?

Adam pracował w kotłowni przy ulicy Grzybowskiej przez kilkanaście miesięcy, nim  odszedł. Spotykamy się w jednej z większych galerii handlowych, w kawiarni. Tłumaczy mi się, że trochę naciągał, ale niewiele osób miało przez niego problemy. Jeden z klientów zyskał, drugi stracił. Uważa, że się to trochę wyrównało. Większość czasu i tak się bawił, a nie pracował. Obserwował cały nagi spacer. Znał dziewczynę.

- Dzień jak co dzień. Siedzieliśmy, dzwoniliśmy, zwyczajna końcówka dnia. Nie pamiętam tylko, kurde, czy to był czwartek, czy inny dzień. No nic, nie będę kłamał. Nagle wpada do sali menadżer w sombrero. Mówi, że zbiera kasę, a jak uzbiera odpowiednią sumę, to jakaś laska przejdzie nago przez biuro. Ludzie z miejsca rzucili się do portfeli, przecież to hit. Mówił coś, że potrzebowała pieniędzy na bilet lotniczy dla matki. Że niby jest chora i ona chce ją sprowadzić do Polski. Uzbierało się trochę forsy. Pięć sekund i wszyscy wiedzieli o sprawie, zleciały się wszystkie piętra. Wskoczyłem na krzesło, żeby lepiej widzieć i nagrywać. Przeszła, a w zasadzie przebiegła, pokazała kilka razy środkowy palec. Mało się nie zsikałem ze śmiechu, powiem szczerze. Jak można zrobić coś takiego? Wszyscy mieli to zaraz na Snapchacie. I nie tam w jakiś prywatnych wiadomościach, ale publicznie na profilach. Właściciel też wiedział, też się śmiał. Nawet kazał sobie wysłać nagranie. Taka wesoła atmosfera. Teraz to trochę inaczej widzę. Dla kogoś, kto niewiele wie o życiu, to może

i fajne. A to jednak było trochę straszne.

- Pracowała krótko. Nie wiem, czy nawet nie krócej niż miesiąc, maksymalnie dwa. Z tego, co pamiętam, to nawet jakieś wyniki robiła, ale i tak parę dni po tej akcji się zwolniła. Chwilę po tym pokazywaniu tyłka była jakaś impreza firmowa. Wiem, że po niej kilku kolegów trafiło do jej mieszkania. A tam czekały dwa kartony wódki, Finlandii, a nie żadnej taniej, i sporo narkotyków. Cała torba. Prosto z imprezy przyjechali następnego dnia do pracy.

- Gadałem z nią kilka razy. No taki diabeł, zadziorna strasznie. Nie mój typ, nie nadawała się na żonę, raczej wariatka. Kolczyki w nosie, wszędzie. To nie dla mnie towarzystwo.

- U nas jak wychodziłeś na przerwę, otwierałeś drzwi na dwór, to zaraz czułeś chmurę zioła. Działo się zawsze. Menadżerowie najczęściej coś łykali, palili, pili, bo nakręcali innych. Sami musieli się najpierw podniecić, mieć na to wszystko siły. Większości pracowników nie było stać na drogie narkotyki, więc niektórzy wąchali po kiblach kleje, żeby się podkręcić. I latali jak popaprańcy. Co mogło ruszyć lawinę?

- Kiedyś w robocie był organizowany wybór Miss Forex. Serio. Szefowie wymyślili, że wybierzemy najładniejszą dziewczynę z biura. Nie wszystkie były chętne, ostatecznie może z osiem czy dziesięć się zgodziło. Przyszły któregoś dnia po prostu seksowniej ubrane, ale rozbierania żadnego nie było. I głosowaliśmy. Nie pamiętam nawet, jaka była nagroda. Pewnie jakaś kasa do ręki. Pamiętam, że jedna dostała torebkę o wartości 2000 złotych, bodajże za drugie miejsce.

- Chcesz wiedzieć, dlaczego tam siedziałem? Przyjechałem do Warszawy z małego miasteczka. Dla mnie, dla młodego chłopaka, wizja zarobienia dwóch i pół koła na rękę w ciągu miesiąca i możliwe ogromne premie to było coś niezwykłego. Przecież jeszcze przed chwilą chodziłem do szkoły średniej i grosza przy tyłku nie miałem. Przez pierwsze dwa miesiące myślałem, że to nie jest iluzja. Byłem bliski wciągnięcia rodziców w tę inwestycję. Byłem przekonany, że mam okazję zarobić gigantyczne pieniądze, że muszę o tym powiedzieć innym. Boże, jakie szczęście, że tego nie zrobiłem.

- Teraz pracuję w galerii handlowej. Nic specjalnego, ale przynajmniej uczciwie. Choć, mówiłem ci to już, nie mam sobie nic do zarzucenia. Jak trafiałem na hazardzistę, to i tak wiedziałem, że on te pieniądze prędzej czy później gdzieś straci. Ale nie było to fair. Teraz mógłbym być gdzieś ciągany, po sądach, policjach. Odszedłem i dobrze mi z tym.

Wyciągnęła z tego "wszystko to, co najlepsze"

A teraz Agata. Ma nie więcej niż 23-24 lata. Na spotkanie ze mną przychodzi elegancko ubrana, wybrała na tę okazję małą czarną. Zamawia piwo. No to będą dwa piwa, bo i ja biorę. W kotłowni pracowała przez kilka miesięcy, teraz przeszła do biura rachunkowego, tam się realizuje. O poprzedniej pracy nikomu nie wspomina. To dla niej tylko epizod, nic więcej. Ale jak sama przyznaje, nigdy nie żałowała żadnego dnia spędzonego w kotłowni. Wyciągnęła z tego "wszystko to, co najlepsze".

- Po wszystkich firmach… Jak je nazwałeś? Kotłownie? Po wszystkich kotłowniach przemknęła informacja, że zaraz się coś odpieprzy. Później rozeszły się filmiki. Może pięć, góra dziesięć minut i wszyscy z tej branży je mieli. Warszawa, Wrocław, Łódź. Wiem, bo wypisywali do mnie wiadomości na Facebooku znajomi z innych biur. Pytali, co o tym sądzę? A co mogę sądzić?! Żenada. Zwłaszcza za takie pieniądze. Za miliony to jeszcze można się zastanawiać, ale to były grosze, a wstyd zostaje na zawsze. Nawet mnie nie pytaj, czy bym coś takiego zrobiła. Nie i tyle.

- Nikt nigdy nie proponował mi czegoś takiego. Kiedyś menedżer kazał mi robić pompki za spóźnienie do pracy. Takie dziewczyńskie, ale pompki. Pewnie, że to zrobiłam. Dla zabawy, dla atmosfery. Ludzie popatrzyli, uśmiechnęli się i wrócili do roboty. Nie czuję się tym upokorzona. Ani trochę.

- Wyostrzyłam sobie tam charakter. Teraz nie dam sobie wejść na głowę. Zrobiła się ze mnie baba z jajami i na tym korzystam. Dlaczego zrezygnowałam? Bo mnie oszukali. Nie wypłacili premii. Oczywiście wszystko pod stołem, ale naprawdę długo musiałam czekać i się prosić. Nie lubię, gdy ktoś jest nielojalny. Ja byłam, wykonywałam polecenia. Tam co chwilę były jakieś niespełnione obietnice. Co chwilę były konkursy dla najlepszych pracowników. Miały być wyjazdy na Dominikanę, a każdy, kto pracuje lub pracował w takim miejscu, musiał sobie samemu dopłacać.

Co się stało z nagą dziewczyną z filmu

O spacerze rozmawiałem też z Janem. Wiem o nim najmniej. Kontakt się urwał chwilę po tym, gdy Centralne Biuro Śledcze Policji w październiku 2017 roku poinformowało o serii zatrzymań. Nie sprawiał wrażenia szefa, nie brzmiał jak człowiek, który o działaniach kotłowni wiedział więcej niż inni. Najpewniej po prostu wystraszył się rozmów ze mną i ewentualnych konsekwencji.

- A wiesz co, o tej dziewczynie różne słuchy chodziły - mówi mi Jan. - Raczej dobrej opinii nie miała. Poza tym, że lubiła ostro poimprezować i dużo wypić. Parę razy wpadała do roboty z ekipą i waliło od nich wódą na kilometr. Ale nie rozmawiałem z nią chyba ani razu. W tej robocie nikt nie szuka sobie kolegów do tańca i różańca. Dzwonisz, pijesz ewentualnie wieczorem i tyle. Pogaduchy zwykle o pierdołach.

Szukam dziewczyny z filmu. Nie jest to łatwe. Pytam informatorów, proszę o przeszukanie list znajomych, popytanie wśród byłych kolegów z kotłowni. Nikt nie potrafi znaleźć do niej namiarów. Dostaję jedną wiadomość z linkiem do profilu społecznościowego, który ponoć do niej należy. Brak prawdziwego imienia i nazwiska, zdjęcia z kolei są mocno zmodyfikowane. Ciemny filtr na większości z nich, ostry kontrast. Nie ma szans, bym porównał twarz. Nie jestem w stanie w ciągu kilku chwil zweryfikować prawdziwości tego doniesienia. Dziewczyna z sieci zaznacza, że mieszka w Stanach Zjednoczonych. Nie naciskam jej. Nim upewniam się, że to właściwa osoba, profil znika. Prawdziwego imienia i nazwiska nikt nie jest w stanie mi podać. To były krótkie relacje, rzadko utrzymywały się po odejściu z pracy.

Wideo, opublikowane na Money.pl i Wirtualnej Polsce, podbierają za to media z całej Europy. Kilka materiałów produkuje brytyjski serwis "Daily Mail". Garściami czerpią również tabloidy. Podśmiewują się, że naga dziewczyna przeszła przez biuro za pieniądze. Nie interesują się żadną inną historią z kotłowni. W materiałach nie wspominają o problemach oszukanych klientów i nie tykają opieszałości prokuratury.

Kawałek "złej Polski"

Temat znałem przez kilka długich miesięcy. Nie ruszałem go. Sam trochę nie dowierzałem. Sam sobie wciskałem, że to pewnie wynajęta dziewczyna. Że zadzwonili po jakąś laskę lekkich obyczajów dla zabawy. Gdy każdy kolejny świadek mówił, że to była tylko zabawa, to coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że muszę to opisać. Po to, by pokazać paskudną twarz polskiego pseudobiznesu.

Jeden z ministrów pracy w prywatnej rozmowie ze mną śmiał się, że przerzuciłem się na pisanie telenowel i jakichś głupot. - A tak dobrze się pan zapowiadał. - Nie potrafił zrozumieć, że w tym dramacie jest kawałek jego kraju. Jest sporo bezsilnych urzędników, powolnych śledczych. Państwowa Inspekcja Pracy nigdy nie zainteresowała się sytuacją. Nie zapytała, o jakim miejscu mowa. A podałbym wszystkim służbom dokładny adres. Zresztą… wystarczyło poczytać komentarze pod materiałami. Adresy, sytuacje - wszystko jak na dłoni. Każda pracownicza krzywda została tam opisana.

To kawałek złej Polski, która istnieje i musimy mieć tego świadomość. Której może by nie było, gdyby sami świadkowie zrobili coś więcej niż tylko rozsyłanie materiału przez media społecznościowe. Odwracanie głowy jest wygodne. Spuszczanie uszu po sobie wyjątkowo łatwe.

* * *

To fragment reportażu Mateusza Ratajczaka "Łowcy z kotłowni. Dziki świat finansowych naciągaczy", wydanego przez MANDO. Więcej znajdziesz tutaj.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Mateusz Ratajczak

Mówią o tobie „frajer”, znają numer twojego telefonu

Wiesz, czym jest „kotłownia”? Słyszałeś o dziewczynie, która dostała 10 tysięcy złotych za przejście nago przez takie miejsce? To tylko wierzchołek góry lodowej.

„Kotłownia” to specyficzne call...

Skomentuj artykuł

Ten film dotarł do setek tysięcy internautów. Bulwersuje nawet Patryka Vegę
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.