To miłość, a nie cierpienie, podnosi ku górze
Kiedy miłość polepsza samą siebie? Czy wtedy, gdy potrafi ponieść coraz więcej ofiar dla siebie? Wytrzymać większy krzyż?
„Zazwyczaj jest tak, że to, co potrafimy zrozumieć, potrafimy także wcielić w życie; ale z miłością inaczej, tutaj więcej czujemy, niż potrafimy wcielić w życie” – pisze Tischner przed Bożym Narodzeniem 1999 roku w tekście „Miłość", a więc niedługo po korespondencji z Janem Pawłem II. – Istnieje jednak przykazanie miłości. Oznacza to, że miłość może być przedmiotem nakazu lub zakazu. Błądzi, kto twierdzi, że miłość jest tylko jego prywatnym absolutem, ponad który wznieść się już nie można. Miłość poddaje się perswazji, a to znaczy, że ulega siłom, które leżą głębiej niż ona. W każdym razie wydaje się, że są takie siły – leżące głębiej niż ona.
Czy jednak nie jest prawdą również coś przeciwnego: miłości nie da się wyperswadować? Kogo raz do pługa zaprzęgła, ten ją pociągnie przez całe życie. Ale oto jeszcze jeden paradoks miłości: miłość daje się mierzyć. Kochaj Boga nade wszystko, a bliźniego jak siebie samego. Czy tak? Czyżby w miłości kryła się miara sprawiedliwości? Czy jednak w przypuszczeniach naszych nie idziemy za daleko? Czy przyrównana do sprawiedliwości miłość nie staje się wartością przeliczalną, mniej lub bardziej opłacalną?”.
Tischner zawiesza odpowiedź. Stwierdza, że jedno jest pewne: miłości możemy się uczyć. Z taką intencją człowiek otwiera Ewangelię. I widzi, że właściwością miłości jest jej zwrotność, refleksyjność. „We wnętrzu konkretnej, tu i teraz przeżywanej miłości żyje miłość do miłości – do tej miłości, którą miłość ta właśnie jest. Miłość chce być miłością coraz bardziej i bardziej. Miłość sama nosi w sobie swoją miarę. Istotą miłości jest to, że chce być coraz bardziej miłością. Miłość wciąż polepsza samą siebie.
Kiedy miłość polepsza samą siebie? Czy wtedy, gdy potrafi ponieść coraz więcej ofiar dla siebie? Wytrzymać większy krzyż? Stać się miłością Hioba? Modlitwą na gnoju istnienia?”.
Tischner stanowczo zaprzecza. Przywołuje słowa Norwida mówiące, że postęp miłości nie polega na tym, aby było w niej więcej krzyża, lecz więcej mądrości – znakiem postępu jest dla poety zanikanie potrzeby męczeństwa.
„Do prawdy dochodzi się rozmaitymi drogami – kontynuuje Tischner. – Przyznajmy, że są takie prawdy, do których dochodzi się również poprzez męczeństwo. Jedną z takich prawd jest prawda, że cierpiąc, cierpimy z Chrystusem. Nie żyjemy dla siebie i nie umieramy dla siebie. Czy żyjemy, czy umieramy, należymy do Boga (św. Paweł). Dzięki temu odkryciu możemy mieć udział w Boskiej godności cierpienia. Niemniej nie cierpienie jest tutaj ważne. Nie ono dźwiga. Wręcz przeciwnie, cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość”.
Fragment pochodzi z książki "Tischner. Nadzieja na miarę próby. Ostatnie słowa"
Szukacie dobrych tytułów religijnych albo lifestylowych? Świetnie się składa - wybraliśmy dla Was najlepsze propozycje z wydawnictwa WAM! Szukajcie ich na naszej stronie, Facebooku i Instagramie pod hashtagiem #książkatygodnia.
Skomentuj artykuł