Czego tak naprawdę się boisz?

Kiedy sami staną wobec konieczności podejmowania osobistych decyzji, ogarnia ich straszliwy niepokój (fot. shutterstock.com)
Paweł Kosiński SJ / slo

Człowiek zraniony, który ma negatywny obraz samego siebie bardzo często doświadcza różnego rodzaju lęków. Jego sytuacja przypomina po trosze sytuację więźnia.

Z jednej bowiem strony człowiek uwięziony tęskni do wolności, ale gdy ją uzyskuje, bardzo często powraca do więzienia, bo życie poza nim zmieniło się tak bardzo, że nie odnajduje się on już w tym innym świecie.

W więzieniu zna wszystko i wszystkich. Wytworzył sobie pewien "modus vivendi" (sposób życia) i wie, jak przetrwać. Kiedy wychodzi na wolność, zostaje pozbawiony tych "sieci" odniesień. Podobnie jest z tymi, którzy żyją złudzeniami, jakby we śnie. Czasami "warto" być chorym. Inni się nami wtedy zajmują, troszczą się o nas, człowiek czuje się bardziej potrzebny. Kiedy zdrowiejemy musimy podjąć odpowiedzialność na swoje barki. A to wcale nie jest czasami przyjemne. Podobnie dzieje się z ludźmi, którzy przez całe życie pozwalali decydować innym za siebie. Kiedy sami staną wobec konieczności podejmowania osobistych decyzji, ogarnia ich straszliwy niepokój.

W każdym z nas istnieje ten lęk przed wyjściem z naszego więzienia, z naszej choroby, lęk przed życiem. Znamy nasz mały świat, mamy swoje przyzwyczajenia, przyjaciół, sposoby postępowania. Wiemy jak sobie poradzić z pewnymi trudnościami, jak uciec przed doskwierającym uczuciem smutku i osamotnienia. To nasze uciekanie przed życiem dotyczy także ucieczki przed Bogiem. Bo On jest nieprzewidywalny. Jeśli pójdę za Nim, wszystko traci swoją pewność, musiałbym postawić krok w nieznane. Wydaje się jakby w tym momencie zawalił się nasz świat. Przed czymś takim uciekamy.

DEON.PL POLECA


Może to wydać się dziwne, ale jednym z częstych lęków dzisiejszego człowieka jest lęk przed miłością. Jest to paradoks, bo przecież człowiek tęskni za miłością, chce jej doświadczyć. Oczekuje, że kiedyś przyjdzie taki moment, w którym spotka kogoś, kto go pokocha, ale jednocześnie wobec takiej perspektywy ogarnia go niepokój.

Każdy człowiek bardziej czy mniej żyje w takim swoim wewnętrznym świecie i nie jest mu łatwo wyrwać się z niego. Nie zawsze też łatwo jest przełamać taki mur oddzielający nas od życia. Do tego potrzebny jest drugi człowiek, który jednak będzie umiał uszanować nasze bariery, który nie wtargnie w nasz wewnętrzny świat brutalnie i nie obnaży nas w nieodpowiednim momencie. "Miłość" okazana przez drugiego człowieka może stać się "niebezpieczna". Może zbyt mocno przypomnieć o negatywnym obrazie siebie, może wzbudzić zazdrość i nienawiść. Jest to jednak odwrotność tego, czego szukaliśmy. Jeszcze trudniej jest wtedy, kiedy się okaże, że ta "miłość" jest tylko złudzeniem. Zamknięcie jest wtedy jeszcze większe.

W człowieku pragnącym miłości obudziliśmy te wszystkie tęsknoty, pozwoliliśmy mu marzyć, a jednocześnie "powaliliśmy" go na bruk. Wyjście do drugiej osoby może obudzić w niej negatywne uczucia, lęk i musimy być tego świadomi. Może trzeba jej będzie pomóc żyć z tymi negatywnymi uczuciami, przyznać się do nich. "Miłość może stać się rzeczywistością nie do przyjęcia; nie można już znieść wyciągniętej ręki, bo to wywołuje zbyt wiele emocji. (...) Jedyny prawdziwy dar, polega na odkryciu drugiemu jego wszystkich zalet, które przywrócą mu wiarę w samego siebie i udowodnią, że jest zdolny do zrobienia czegoś pięknego". (Jean Vanier, Wspólnota).

Obok lęku przed miłością, przed jej przyjściem, zwłaszcza wtedy, kiedy już zostaliśmy zranieni w tej sferze, istnieje także lęk przed zaangażowaniem się. Człowiek w potrzebie, którego spotykamy na swojej drodze jest dla nas jakimś wyzwaniem. Nie zawsze jesteśmy jednak skłonni się temu wyzwaniu poddać. Mogłoby nas ono zbyt daleko zaprowadzić, wytrąca nas z naszej osiągniętej z takim trudem równowagi. Mogę odkryć, że drugi człowiek wzywa mnie do zaangażowania się. Często nasze zachowania w takich sytuacjach mają znamiona uwalniania się jak najszybciej od wszelkiego rodzaju zobowiązań. Daję pieniądze, uciekam, byle tylko przerwać tę sytuację.

Jednak prawie zawsze czuję się po tym nieswojo. Z jednej bowiem strony czuję wezwanie, a z drugiej jest we mnie zbyt wiele oporów. Ta chwila, kiedy muszę podjąć decyzję o zaangażowaniu się jest bardzo ważna, ale i bardzo trudna. Może mnie daleko zaprowadzić. Nie jestem pewny czy to jest właśnie to, czy będę temu wierny, itp. Zaangażowanie się, otwarcie na miłość jest niebezpieczne. W takim większym zbliżeniu mogę odkryć siebie, swoje ubóstwo. Boję się drugiego człowieka nawet jeśli jest on dla mnie szansą wyjścia z zamknięcia, jest szansą na miłość. Boję się przed nim być całkiem sobą, bo być może nie zniesie on mojego prawdziwego obrazu, może stracić dobre mniemanie, jakie miał o mnie. Dlatego lepiej jest trzymać drugiego człowieka na dystans, żeby zbyt wielkie zbliżenie nie stało się okazją do odkrycia całej prawdy o mnie.

Pomocna dłoń, okazywana miłość może być i często jest czymś pięknym, ale jest też niebezpieczna. Mogę łudzić kogoś fałszywą nadzieją. Ktoś, kto już nosi w sobie negatywny obraz siebie, przekonanie o tym, że nic nie jest wart, nie ośmieli się przyjąć wyciągniętej ręki, bo wie, czym to się skończy. Przyjmując pomoc, pozwala, aby odrodziła się nadzieja. Jeśli ona zostanie zawiedziona, zamknie się jeszcze bardziej i wtedy rozpacz jest jeszcze większa.

Raz zdobyte złe doświadczenie skutecznie blokuje nas na następne. Kiedy moje zaufanie do kogoś zostało zawiedzione, bardzo trudno jest mi przyjąć kogoś, kto mówi: "zaufaj mi". Człowiek zraniony niełatwo przyjmuje ponowną propozycję pomocy. Stanie się agresywny, albo zamknie się jeszcze bardziej. Zbyt duża bliskość jest nie do zniesienia dla osoby, która została zraniona. Ma ona wtedy wrażenie, że "gwałci" się jej intymną sferę i odczytuje to jako zagrożenie. Najczęstszą ucieczką jest agresja, krytycyzm czy zamknięcie, a konsekwencją tego jest zwykle jeszcze większy smutek życia.

Wiecej w książce: Obudzić serce - Paweł Kosiński SJ

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czego tak naprawdę się boisz?
Komentarze (29)
J
Jadzia
23 kwietnia 2015, 16:14
Nerwica lękowa jest straszną chorobą. U mnie wystapiła pod postacią stanów depresyjno -lękowych mieszanych. Nie wiem, jak z tego wyjść. Mam bardzo trudną sytuację rodzinną. Moja siostra choruje od lat na schizofrenię. Proszę o modlitwę za mnie i za moje dzieci, które są szkole podstawowej.
S
s.
22 lutego 2015, 12:27
Co wy o tym wszystkim wiecie? Z pewnością ktoś, kto pisał ten artykuł, sam tego nie doświadczył, tylko opowiedziały mu o tym inne osoby, które to same przeżyły... W rzeczywistości cały ten problem jest o wiele poważniejszy, niż został tu opisany. I żaden psycholog, jeśli sam tego nie doświadczył, nie jest w stanie tego zrozumieć! Przesadzam? Taka jest bolesna prawda...
K
kate
22 lutego 2015, 08:53
Wydaje się, że są trzy obszary "lęku przed miłością": społeczny wynikający z rozwoju indywidualizmu (w tym kontekście miłość jest czymś tak odrębnym, nieprzystającym do innych doświadczeń, że jeśli takich nie mam, to nie kocham. Dla wielu ludzi konformizm zachowań jest ważny: kocham, bo inni kochają, robię tak jak robi większość ludzi, oświadczam się jak w "M jak miłość", więc jeśli wzorce takich konformistycznych zachowań są kwestionowane, bo trzeba być indywiduum, to odczuwam lęk), kulturowy wynikający ze zmiany zachowań, tradycyjnych wzorców (miłość przypisana była do pewnych ról: kocha matka dzieci, mąż żonę, wierzący Boga, najpierw określało się relację, a potem w niej "kochało", wszystko ponad to było "patologią", o której pisała literatura, np. miłość siostry do brata, gdy ta była mężatką nie wchodziła w grę. "Rozmywanie" tych wzorców rodzi lęki: dziś tak łatwo przechodzi się z miłości do miłości, zmienia fotografie w ramkach nawet na zawołanie, że ludzie lękają sie takiej sytuacji, chcą stałych wzorów zachowań), religijny wynikający z doświadczenia transcendencji (w tym kontekście miłość jest darem transcendencji, nie bierze się z ludzkich potrzeb, ani zachowań utrwalonych kulturowo, nie można się jej wyuczyć ani ją zaprogramować, można się tylko wobec tego ustosunkować: albo przyjąć, albo odrzucić z wszystkimi tego konsekwencjami. Lęk wynika wtedy z słabości wolitywnej: boję się odpowiedzialności za wybór, bo jeśli wybiorę źle, według mnie, to konsekwencje są transcendentne).
C
c-a
21 lutego 2015, 19:37
@Kriss , ,,cieszcie się życiem ... " , ale po co ? Skoro po nim nic nie pozostanie ! Uciecha dla samej uciechy ? Ja tam wolę wędrówkę  , u kresu której spotkam swego Pana - Jezusa Chrystusa !!!
F
filip
4 października 2014, 00:22
Witam, może to nie jest dobre miejsce ale bardzo prosił bym was, czytelników o modlitwę za mnie. Choruję na nerwicę lękową. jest mi bardzo ciężko od wielu lat pracuję z psychologiem i modlę się.  Teraz poszedłem na studia i do pracy ... Objawy się strasznie nasiliły. Sprawiają mi ogromne cierpienia, lęk powoduję że nie mogę się skoncetrować na pracy i nauce . , nie mogę normalnie rozmawiać z ludzmi.Stale boję się... potszebuję wsparcia.. módlcie się za mną proszę..! Módlmy się też za innych dotkniętych nerwicą czy innymi podobnymi problemi depresja,schizofremia bo to są straszliwie ciężkie choroby.Pokornie proszę o choć jedną wzmiankę do Boga o mnie..!
A
andrzej
21 lutego 2015, 16:28
Ej no, admin. Gdzie mój post? Za Filipa się już nawet modliłem. Ciekawe czy potrzebuje jeszcze modlitwy i czy odnalazł drogę pomocy o której pisałem.
W
wasxez
21 lutego 2015, 17:44
Filip napisz na kartce jeden lek a potem przez tydzien z nim walcz, nie zwarcaj na niego uwagi, módl się, a po tygodniu spal kartkę ! powinno pomóc ! 
T
Tomek
22 lutego 2015, 07:05
Filipie, nie jesteś sam. Rozejrzyj sie wokół siebie a na pewno dostrzeżesz ludzi, którzy chętnie Ci pomogą. Musisz tylko dać im szanse i pozwolić sobie pomoc. Większość lęków tkwi w nas i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Wyrzuć je z siebie, podepcz je i spał. Ich już nie ma. Wierze, ze jesteś na dobrej drodze oraz, že dzięki modlitwie i pomocy braci i sióstr wkrotce sie ich pozbędziesz. Obiecuje modlić sie za Ciebie i innych chorych na różańcu.
P
Paweł
22 lutego 2015, 11:16
Mam 19 lat i też choruję na nerwicę lękową. To jest koszmar, którego mam dość.
A
Ania
14 kwietnia 2015, 08:11
Filipie - nie jeteś ofiarą tego lęku - jesteś czym więcej niż lęk. Kto zauważa ten lęk? Kto go doświadcza? W twoim umyśle jest skumulowana energia lęku i próbuje się wydostać. Natomiat Twój umysł stawia jej opór. Dlatego wszystko co trzeba zrobić i co działa to pozwolić tej energiii odejść. Czymś co Cię powstrzymuje jest samo uczucie strachu przed tą energią. jedno skumulowane uczucie lęku powoduje powstawanie milionów lękowych myśli - dlatego nie zaznajesz spokoju.  Polecam książkę "przywracanie zdrowia" wspaniałego psychiatry dr David Hawkins i warsztaty nauki uwalniania emocji u Adama Krasowskiego
Z
zraniona
18 września 2014, 22:00
jestem DDA i wiem o czym pisze autor... mam taką swoją osobistą definicję piekła: nie być zdolnym do przyjęcia miłości
A
Anna
18 września 2014, 22:02
To może poszukaj pomocy? form dla ludzi z rodzin alkoholowych jest trochę. [url]http://malzenstwojestdobre.pl/category/problemy-w-malzenstwie/przyczyny-problemow/dorosle-dzieci-alkoholikow/[/url]
L
Lucy
17 września 2014, 22:00
nie zgadzam sie z twierdzeniem, ze Bog jest nieprzewidywalny...kto to pisze???? przeciez wiemy, czego oczekuje...od nas...dziwny artykul:( 
M
M
21 lutego 2015, 22:53
Chodzi o to, że gdy Mu zaufasz i postanowisz się Mu w jakiś sposób oddać, pojawiają się wyzwania czyli coś nowego, a wielu boi się wyjścia ze swojej 'bezpiecznej kryjówki'... :)
A
Ania
14 kwietnia 2015, 08:41
Jedyną Wolą Boga dla nas jest szczęście. Problemy mamy wtedy kiedy mylimy Boga z rodzicem. Rzadko komu jest dane mieć bezwarunkowo kochających rodziców, którzy przyjmą nasze życie jako dar dla śwata.  Energia Boga to bezwarunkowa Moc Miłości. Jest albo jej nie ma. Pozwalamy sobie z niej korzystać, albo ją wyłączamy z naszego życia. Tak jak ze światłem. Mamy wolną wolę. Co nie oznacza, że nie ponosimy konekwencji własnych wyborów i decyzji. To z jaką energią działamy, jaką wybieramy na swojego przewodnika taka powróci. Nie dlatego żeby nas ukarać, ale po to żeby nas czegoś nauczyć. Dokonywania lepszych wyborów. Niektórzy ludzie wciąż korzystają z energii złości, inni nauczyli się korzystać z dumy (wyjątkowości) inni notorycznie wybierają energię żalu. I tak - dają - odtrzymują - nic się nie zmienia dopóki się nie obudzą, że sami to sobie robią. Wezmą odpowiedzialność za to w jaki sposób żyją, zaakceptują, że wszystko co dowiadczali było ich wyborem, aby się tego trzymać.  Dostaliśmy to życie jako dar - możemy za nie być wdzięczni lub zrobić z nim co chcemy - możemy nauczyć się na włanych błedach, możemy cierpieć, możemy być szczęśliwi, możemy je tworzyć, możemy oddac innym odpowiedzialność za nie i dać się kontrolować, itd. Zawsze mamy wybór - w każdej chwili. Można się otworzyć na energię bezwarunkowej Miłości i zaprosić ją do swojego życia. Zawsze jest gotowa nas wspierać, ale nigdy nie będzie wpływała na nasze wybory i decyzje. Najefektywniejsza modlitwa - to wdzięczność! Bez względu na to co się dzieje, odwrotnie niż nas nauczono - jak się nauczymy przyjmować wszystko bez wyjątku z wdzięcznoscią to jesteśmy najbliżej Żródła. Wdzięczność ma wysoką Moc i ta energia pochodzi od Boga, cierpienie natomiast jest negatywną emocją i oznacza oddzielenie od żródła. Energia Boga - bezwarunkowa Moc Miłości nie może być czymś czym nie jest. Wszystkiego dobrego.
K
Karolina
6 września 2014, 00:08
Mądry tekst
C
ChloeByChloe
27 stycznia 2014, 22:01
@Alex. A co w tym złego lub dziwnego, ze ludzie chcą dla siebie czegoś dobrego, pięknego?... To jest naturalne, że człowiek pragnie dobra i piękna. Idąc za Twoim tokiem rozumowania każdy powinien szukać dla siebie ludzi i okoliczności jak najobrzydliwszych - żeby móc się wykazać "przekraczaniem siebie" (chociaż do tego zachęca np. Św. Jan od Krzyża: wybieraj to co gorsze, trudniejsze - z tym, ze to ma prowadzić do głębszej relacji z Bogiem, który jest dobrem najwyższym i bytem uszczęśliwiającym - tu i teraz - tego, kto pozostaje w relacji z Nim, więc - mówiąc trywialnie - w ostatecznym rozrachunku jednak "coś się z tego ma"....) Poza tym dla kogoś lepszego, niż my sami, też trzeba "przekraczać siebie" żeby dorosnąć do poziomu tej osoby, stać się tak dobrym i wspaniałym, mądrym jak ta osoba. Ludzie zmieniają się na lepsze pod wpływem dobra, które przerasta ich poziom, ich oczekiwania - tak to działa. Stoję w prawdzie i widzę siebie ze wszystkimi niedoskonałościami, a mimo to Bóg kocha mnie (za co???? - nie wiem, ale to jest fakt i ja to czuję) i chce mnie widzieć szczęśliwą. Dlaczego ja sama mam nie chcieć tego dla siebie???
A
Alex
27 stycznia 2014, 15:18
często ludzie chcieliby dla siebie kogoś lepszego niż sami sobą reprezentują, niż sami bywają... a no i żeby nie wysilać się :(...nie przekraczać siebie dla drugiej osoby...a potrzeba poprostu stanąć w prawdzie kim jestem i doceniać tych, których stawia nam Bóg.. przecież obie strony ryzykują.. a tak w ogóle powierzyć to Bogu jeżeli to dla mnie życiowa sprawa...ja tak zrobiłam i jestem szczęśliwa
E
ElieSaab
26 stycznia 2014, 19:44
Nie boję się. Stworzę uczciwie coś swojego, coś dobrego, najlepszego. Nie zabiorę nikomu, od początku zbuduję własne. Uda się. Wszystko będzie dobrze. Amen.
K
Kriss
26 stycznia 2014, 18:52
To człowiek wymyślił boga :) Cieszcie się życiem!
R
rob
26 stycznia 2014, 17:07
A ja mam 39 latek...i mieszkam sobie u rodzicow...przestalem sie juz przejmowac tekstami typu: "kiedy wydoroslejesz?".... widocznie "tak ma być".... singiel -tez człowiek :)
P
P.
26 stycznia 2014, 15:52
Dziękuje za informacje :) ale niestety z Wielkopolski jestem. Czas pokaże może jeszcze coś miłego w życiu mnie spotka...
G
Grzegorz
26 stycznia 2014, 15:25
Bardzo pesymistyczny ma ten artykuł wydźwięk... to prawda co pisze autor, ale tak miłość, otwarcie na nią, może przemienić człowieka, i tego mi brakuje w tym artykule... jakiegoś pozytywnego akcentu, wszystko mogę w tym który mnie umacnia...
C
CZeść
26 stycznia 2014, 15:16
Mi też smutno było czytając ten artykuł. Na swojej drodze spotkałam zaledwie jednego dwóch uczciwych mężczyzn, ale wtedy to miałam 19 lat, 20l.. Potem to zwykli oszuści, samoluby, ładnie potrafiący mówić-teoria, a zupełnie inaczej postępujący w życiu z innymi ludzmi. Ja już postanowiłam być sama. Nie mogłabym z kimś być, nie ufałabym. Ale tacy są ludzie, takie jest życie...Przykre i smutne, bardzo smutne. Nie wiem, gdzie mieszkasz ale istniej ewspólnota ludzi stanu wolnego - panien i kawalerów zachęcam do zapoznania się z nią GRUPA33, istnieje w Katowicach, Krakowie, W-awie. Opiekuje się nią ktoś niezwykły ks. Tadeusz Czekańskii. Zachęcam
MR
Maciej Roszkowski
26 stycznia 2014, 14:58
Ufać, a nie był łatwowiernym, to bardzo trudne. Ale nieufność nas niszczy. Jeśli zostaniemy oszukani, to nie z nami coś nie tak, tylko z tym, kto oszukał.
P
P.
26 stycznia 2014, 14:03
Mi też smutno było czytając ten artykuł. Na swojej drodze spotkałam zaledwie jednego dwóch uczciwych mężczyzn, ale wtedy to miałam 19 lat, 20l.. Potem to zwykli oszuści, samoluby, ładnie potrafiący mówić-teoria, a zupełnie inaczej postępujący w życiu z innymi ludzmi. Ja już postanowiłam być sama. Nie mogłabym z kimś być, nie ufałabym. Ale tacy są ludzie, takie jest życie...Przykre i smutne, bardzo smutne.
N
n
26 stycznia 2014, 13:13
szkoda, że nie zostało napisane, co zrobić by się pozbyć takiego lęku, jak się znów otworzyć na miłość, bo to że coś takiego jest trudne, to wielu z nas (poranionych) wie.. z nadzieją i łzami w oczach czytałam ten artykuł, ale dowiedziałam się tylko tego co już wiem.
OC
Ot co
22 października 2011, 12:23
"Miłość może stać się rzeczywistością nie do przyjęcia; nie można już znieść wyciągniętej ręki, bo to wywołuje zbyt wiele emocji. (...) Jedyny prawdziwy dar, polega na odkryciu drugiemu jego wszystkich zalet, które przywrócą mu wiarę w samego siebie i udowodnią, że jest zdolny do zrobienia czegoś pięknego". (Jean Vanier, Wspólnota).
&
>>
22 października 2011, 00:20
"To nasze uciekanie przed życiem dotyczy także ucieczki przed Bogiem. Bo On jest nieprzewidywalny. Jeśli pójdę za Nim, wszystko traci swoją pewność, musiałbym postawić krok w nieznane."