Życie jest średnie. Coming out przeciętnego wychowawcy na zakończenie Tygodnia Wychowania
Wychowanie - podobnie jak kochanie - jest dla długodystansowców. Bynajmniej, nie chodzi tu jednak o czas, co raczej o wierność. Jest lancetowatym i na dodatek czasem żmudnym procesem.
Do Pani Doktor Biegańskiej niedobrze było przychodzić przed czasem, po czasie to już nie wspomnę. W jej domu punktualność czczona była jako pierwsza z cnót. Zawsze wydawała nam się starsza - coś na wzór Żydówki z pomarańczami Gierymskiego. Pochodząca z Kresów Wschodnich, wychowana w domu pełnym guwernantek, z lnianymi koszulami i srebrnymi sztućcami, błyszczała płynną znajomością kilku języków obcych w czasie, gdy nasza gawiedź dukała tylko "bukwy". Cóż powiedzieć wobec powyższego? Mimowolnie musiała wzbudzać rodzaj bojaźni, szczególnie kiedy podczas rozmowy zwykła narastająco i retorycznie pytać: "Słucham?!". Dla rozmówców był to jasny sygnał, że oto właśnie popełniło się jakiś błąd językowy i z automatu otrzymało kilka sekund na poprawę. Biedna nasza istota szara rozgrzewana była wówczas do czerwoności. Myślę, że jak przeszło dziesięć lat temu nasza Pani Hanka przekraczała progi nieba, to św. Piotr też stał na baczność.
Przyjaciel
Umowa między nami była taka, że Pani uczyła nas angielskiego lub francuskiego, a my w ramach "zapłaty", mieliśmy sprzątać (nigdy nie brała od swoich uczniów pieniędzy). Ostatecznie skończyło się na tym, że wraz z kolegą wykonywaliśmy różne czynności porządkowe (inaczej nie godzi się tego nazwać), raz nawet mycie okna skończyło się… jego wybiciem. Chociaż była osobą samotną, to wokół niej gromadziły się rzesze - słowa Pana Jezusa o oddaniu, ofierze i samotności, które rodzą więzi (por. Mk 10,30) w pełni zrealizowały się w tej filigranowej postaci. Gruntownie wykształcona i z wieloma tytułami sama żyła w sposób niezwykle skromny i ubogi, ciesząc się najdrobniejszymi rzeczami. Pamiętam, jak pozwoliła się zaprosić na przejażdżkę samochodem, siedziała wtedy przy oknie i chłonęła widoki jak dziecko. Była bardzo poruszona. O relacji z Panem Bogiem raczej mówiła niechętnie, ale za to świadczyła o niej całą swoją osobą, szczególnie, gdy w ostatnich latach dojście do kościoła (była tu konsekwentnie niezmordowana) zabierało więcej czasu niż sama akcja liturgiczna. Dla młodych licealistów była teacherem ze Lwowa opatrzonym bolesną historią: pewnego dnia - wraz ze swoją matką - musiała spakować cały dobytek i uciekać na Zachód w ramach akcji przesiedleńczej. Z biegiem lat w naszej relacji zachodziły zmiany: stawała się dla nas matką, babcią, przyjacielem, a nawet powiernikiem. Na ostatnim etapie role się odwróciły: przyszywane wnuki odwiedzały ją w szpitalu a później w DPS-ie. Mogliśmy choć trochę pomatkować. Dziś - już bez zegarka w ręku - często zachodzimy na jej grób z prośbą o protekcję na Górze.
Taniec
Wychowanie - podobnie jak kochanie - jest dla długodystansowców. Bynajmniej, nie chodzi tu jednak o czas, co raczej o wierność. Jest lancetowatym i na dodatek czasem żmudnym procesem. "Księga miłości jest długa i nudna" śpiewa Peter Gabriel w utworze The Book of Love. Jeśli ktoś chce iść na skróty i osiągać kolejny etap zbyt szybko, naraża się na pozostanie na poziomie czarodziejskiego instrumentarium typu czary-mary z lampą Aladyna w ręku i z lichą nadzieją, że coś z niej wykrzesi. Nie jest najlepszą metodą rozwoju wyciąganie roślinki za łodygę, stojąc nad nią i w krępujący sposób domagając się odeń wydania natychmiastowo owoców - przestrzegał ks. Krzysztof Grzywocz. Naturalnie, nie zabraniamy Panu Bogu dokonywać cudów, ale śmiało możemy postawić tezę, że jest On miłośnikiem procesu (Wartość człowieka). Wychowanie jest jak długie czytanie na głos: sztuka polega na tym, aby - jak podpowiada były założyciel zespołu Genesis - usłyszeć w nim muzykę. W tym kontekście zadaniem nauczyciela będzie podrywanie wychowanków do… tańca: "The book of love is long and boring / No one can lift the damn thing / It's full of charts and facts and figures / And instructions for dancing". Moim instruktorem była Pani Teresa Foszczyńska - nauczała języka polskiego. Z samych zajęć w pamięci pozostało niewiele, oprócz jednego - ognia, którym zapalała swoich wychowanków, kiedy ci zaczynali swoją przygodę z literaturą. Była wzorem organicznej uczciwości i honoru - to od niej jako pierwszej dowiedziałem się o Ostaszkowie, Miednoje, Katyniu, Smoleńsku i Charkowie. W okolicach 1989 r. - przygotowaliśmy akademię poświęconą miejscom kaźni polskich oficerów. Nigdy nie zapomnę tamtej pozaprogramowej "lekcji" historii, wojskowej siatki na szkolnej scenie, nazw miejscowości namalowanych na kartonie, "wielkiej" - w naszych oczach - inscenizacji, która odbyła się w czasach, gdy jeszcze otwarcie nie mówiło się o wielkiej zbrodni przeciwko ludzkości.
Kolana
Z wychowaniem trochę jest jak z klaserem filatelistycznym na znaczki. Doświadczenia kolekcjonujemy całe życie - czasem będzie grubszy innym razem skromniejszy, ale to nasza własność. Nie wszystkie umieszczone w nim "eksponaty" są drogie lub prestiżowe, niektóre są nawet uszkodzone, część z nich jest po przejściach. Ale wszystkie opowiadają czyjąś historię życia. Pokusą byłoby usuwanie ich jak zbędnego bagażu, są przecież jak - używając porównania ks. Grzywocza - różne nici, które tkają płótno życia (Pasja życia). Niektóre będą słabsze, inne mocniejsze, jedne z wyraźnymi, intensywnymi kolorami, inne wyblakłe. Ale wszystkie są ważne, wszak gdyby chcieć usunąć część z nich, wówczas płótno zaczęłoby się rwać. W tym kontekście ważna jest akceptacja swojej słabości i fakt, że czasem trzeba… spuścić powietrze, czyli odpuścić - od pewnego salezjanina usłyszałem zdanie, na które czekałem blisko pół wieku: "Życie jest średnie". Kiedy zadawałem mu pytanie, co słychać u duchowych synów księcia wychowawców - św. Jana Bosko - o. Jerzy zwykł przenikliwie diagnozować: "Oooo. Rysiu! Grzech i łaska". I tak, z biegiem lat utwierdzam się w przekonaniu, że najlepszym narzędziem wychowawczym jest… klęcznik - brzmi mi teraz w głowie fragment Vertigo U2 i Bono, który zamyka utwór w słowach: "Twoja miłość uczy mnie jak klękać". Postawę zgiętych kolan warto połączyć z dozą humoru i dystansu do otaczającej nas rzeczywistości, no i z odrobiną wyrozumiałości wobec samych siebie: "Ludzie o wysokim poczuciu wartości potrafią unieść swoje słabości. Wiadomo, że je mamy. Godność polega też na tym, że szanuję w sobie tę sferę słabości, nieumiejętności, świadomości, że coś może mi się nie udać albo nie wyjść. Podobnie jest ze sferą grzeszności - przecież do końca życia będę potrzebował konfesjonału. Tak po prostu jest. Szacunek dla siebie, godność człowieka potrafią też to unieść. Taki jestem! Takie mam bieguny. Z jednej strony jestem bardzo zorganizowany, a z drugiej strony bardzo chaotyczny. Potrafię być silny, ale też są chwile, kiedy jestem słaby. Potrzebuję ludzkiej pomocy. Popełniam błędy - z przekąsem można powiedzieć, że najwięcej błędów popełniają ci, którzy ich nie popełniają" (K. Grzywocz, Wartość człowieka).
Rany
Ciężko debatuje się o wychowaniu. Znam wiele par, które świetnie radzą sobie w małżeństwie, wbrew pozorom jednak nie pchają się do opowiadania o swoich doświadczeniach na drodze pisanej przez złote obrączki. Myślę, że zamiast sukcesów i gotowych recept woleliby się podzielić jakimś fragmentem z całego repertuaru porażek i błędów. Cóż powiedzieć: czasem sobie myślę, że to nasi wychowankowie, dzieci i żony powinny spowiadać odpowiednio wychowawców, tatusiów i mężów. Jeszcze zanim uklęknę do rachunku sumienia codziennie otrzymuję gotowy pakiet. Domowe życie na każdym kroku pokazuje nasze rany i weryfikuje intencje. Everybody Hurts - ta prawda wybrzmiewa w muzycznym kamieniu milowym zespołu R.E.M. - i uświadamia nam, że nie tylko samemu doznaje się cierpienia, ale że wchodząc w relację trzeba zachować świadomość, że po prostu będziemy ranić. Mniej lub bardziej. To również sztuka akceptacji siebie w sytuacji, kiedy coraz częściej będziemy zawodzić i rozczarowywać lub nie radzić sobie z codziennością. Tu zawsze z pomocą przychodzi Andrzej Sikorowski, gdy złośliwie pocieszam się, że "inni też tak mają" i nucę sobie: "Kiedy córka ze szkoły przychodzi / To problemy spadają jak deszcz / Przy fizyce mnie pamięć zawodzi / Przy matematyce też" (Moje kobiety). Ciężko powiedzieć "tak", gdy "NIE" zawsze wszystko się udaje - słucham innych ojców, którzy zwracają uwagę jak w praktyce kończy się nasze przytulanie do pedagogicznych - "oczywistych" - tez: że nasze dzieci "NIE" zawsze będą miały szóstki na świadectwie; że "NIE" pójdą drogą, którą dla nich zaplanowaliśmy (w gruncie rzeczy byłoby to bardzo przemocowe zachowanie); że ukończenie prestiżowego liceum "NIE" otworzy im drzwi do wszystkich uczelni świata a z kolei wymarzone kierunki studiów "NIE" zapewnią im wspaniałej i dobrze płatnej pracy; że w życiu "NIE" zawsze się poukłada. Długo by jeszcze wymieniać…
Sztuka jedzenia herbatników
W filmie Faustyna (prod. Polska 1994) - z wisienką w postaci muzyki Wojciecha Kilara - urzekła mnie scena, kiedy po skończonej pracy w piekarni, nasza święta (kreacja Doroty Segdy) oraz siostra Marcelina (wspaniała gra Stanisławy Celińskiej), obie zmęczone, po całej dniówce, siedzą sobie razem w świetle wakacyjnego słońca, które opiera się na ich twarzach. No właśnie, czasem tak mam, że oglądając film zwracam uwagę na jakieś "peryferie". Moim zdaniem ten kadr to przejaw świetnej intuicji reżysera (Jerzy Łukaszewicz) - nie trzeba przecież od razu cytować Dzienniczka i epatować pobożnymi (a zarazem kiczowatymi) obrazami Pana Jezusa. Może ta jedna scena i zamienionych klika zdań wystarczy aż nadto. Bóg podaje nam piłkę do zabawy - my zaś od razu chcemy pisać o niej pracę magisterską. Przypominam sobie reakcję audytorium, które słuchało tych słów ks. Grzywocza: pękaliśmy ze śmiechu. Czasem odpowiedni dystans jest - świadomie użyję teologicznej terminologii - zbawienny: "Tam, gdzie Bóg jest blisko, życie nie jest aż tak poważne - ludzie, którzy są̨ blisko ziemi [chodzi tu o pokorę - przyp. RP], czują̨, że Pan Bóg jest dowcipny, a nie aż tak poważny czy surowy" (Wartość człowieka). Warnie Lewis (rola Edwarda Hardwicke’a), brat autora Opowieści z Narni, po otrzymanej śmiertelnej diagnozie Joy próbuje niezdarnie zaopiekować się jej synem - małym chłopcem (Douglas Gresham). W tym przypadku uczy go prawidłowego trzymania herbatników. Cała sztuka polega na tym, aby masło spływało po palcach: "Sekret leży w maśle" - powtarza niczym refren. Czasem takie małe "rzeczy" mają siłę nas u-nieść i nadają smak szarej codzienności: "Kiedy moje kobiety są w domu / Pełno wszędzie ich włosów i rzęs / Ale wyznam nie mówcie nikomu / Tylko wtedy ten dom ma sens" (Moje kobiety).
Podczas czuwania młodzieży w Raciborzu (XI 2007 r.) ks. Grzywocz przywołał postać nauczycielki, która - wbrew wszystkim i wszelkim zasadom zdrowego rozsądku - odkryła w nim potencjał. Uwierzyła w młodego chłopca w sytuacji, w której reszta dokonała już aktu skreślenia. Dosłownie, bo ze względów na ogromne trudności wychowawcze klasa przyszłego kapłana została rozwiązana a uczniowie przeniesieni do równoległych oddziałów. Młody Krzysiu nie spodziewał się dobrych wieści od ojca powracającego z zebrania rodziców, tymczasem Pani od języka polskiego rozpostarła przed Panem Józefem Grzywoczem wizję pełną dobrej nadziei na przyszłość. W każdym wychowanku próbowała odkryć przynajmniej odrobinę dobra - ks. Krzysztof, raczej powściągliwy w używaniu emocjonalnych określeń, o młodej kobiecie mówił, że uratowała go, okazując otwartość i zaufanie. A przy okazji zaszczepiła miłość do literatury i sztuki. Cóż powiedzieć, mogliśmy wówczas Krzysztofa poznać w jego najwybitniejszej teatralnej odsłonie - grał rolę drzewa w Balladynie Słowackiego.
Moje inspiracje:
- Grzywocz, Duch Święty - Mistrz wnętrza. Nagranie zarejestrowane w klasztorze Annuntiata w Raciborzu, podczas czuwania młodzieży (XI 2007 r.): link.
- Grzywocz, Wartość człowieka, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2011.
- Grzywocz, Pasja życia. Zapis rekolekcji ks. Krzysztofa Grzywocza wygłoszonych w Bazylice Mariackiej w Krakowie podczas Wielkiego Postu 2016 r.: link.
- Cienista dolina, reż. Richard Attenborough, prod. Wielka Brytania 1993.
- Faustyna, reż. Jerzy Łukaszewicz, prod. Polska 1995.
- R.E.M., Everybody Hurts [album Automatic for the People, 1992].
- Gabriel, The Book of Love [album Scratch My Back, 2010].
- U2, Vertigo [album How to Dismantle an Atomic Bomb, 2004].
- Sikorowski, Moje kobiety [album Zmowa z zegarem, 2010].
Skomentuj artykuł