Pokaż dziecku, że różaniec to nie nudne odklepywanie paciorków
Trwa spotkanie dla rodziców dzieci przygotowujących się do pierwszej Komunii świętej. Słucham kolejnych informacji, myśląc o tym jak zmodyfikować nasz rodzinny grafik, by to, co ważne, udało się zrealizować. Gdzieś w tle pada zaproszenie na październikowe nabożeństwa różańcowe, a na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech.
Trzy lata temu byłam w podobnym miejscu, gdy mój starszy syn przygotowywał się do przyjęcia sakramentów. W ten niespełna rok przygotowań wpisują się nabożeństwa różańcowe, roraty i droga krzyżowa dla dzieci. Przyznaję, że sama – choć różaniec nie jest moją ulubioną formą modlitwy – właśnie te październikowe nabożeństwa wspominam najmilej. Duża grupa dzieciaków stłoczona u stóp ołtarza, przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, i ich dziecięce głosiki, czasem łamiące się i plątające słowa, ale każdy z nich tak bardzo chciał powiedzieć do mikrofonu choć jedno Zdrowaś Mario. Tak bardzo zaangażowani, często uczący się od podstaw najprostszych modlitw. Ten widok wspominam z ogromną wdzięcznością.
Gdy kilka dni temu rozmawiałam o tych nabożeństwach z młodszym synem, zaproponował, żebyśmy zgarnęli w drodze do kościoła jego kolegów, którzy też chcieliby pójść, ale boją się iść sami, a rodzice są w pracy. Zaskoczyło mnie to, ale jednocześnie bardzo ucieszyło. Pomyślałam, że krótkie nabożeństwo różańcowe jest świetną nauką wiary.
Dzieci nie klęczą tam godzinami, najczęściej odmawiają jedną dziesiątkę (trwa to ok. 5-10 minut). Dla niektórych z nich to pierwsze zetknięcie z taką formą modlitwy. Modlitwy, do której sami z siebie chcą wracać. Jakiś czas temu bardzo intrygowało mnie to, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego tak ich ciągnie do różańca.
Żyję w nieustannym przebodźcowaniu i sama – ja, dorosła – mam ogromny problem z monotonią i powtarzalnością różańca. Jednak to, co dla mnie jest trudnością, dla dzieci może być szansą. Powtarzalność, jasność tego co się, po czym wydarza, niezbyt długi czas trwania nabożeństwa – to wszystko sprzyja dziecięcym spotkaniom różańcowym. One czują się tam po prostu bezpieczne i jednocześnie potrzebne, bo mogąc czynnie uczestniczyć w całości modlitwy, nie mają poczucia, że są biernymi widzami, ale mogą włączyć się w to, co się wokół nich dzieje.
Z drugiej strony różaniec daje dzieciom niesamowitą szansę na poznanie bliżej życia Jezusa i Maryi. Kilka dni temu wpadła mi do rąk książeczka z rozważaniami różańcowymi dla dzieci, która mnie zachwyciła: „Z Tobą, Maryjo! Różaniec dla dzieci” ks. Romana Ceglarka. Dopasowana do poziomu odbiorców, opowiadająca o każdej z tajemnic w taki sposób, jakby się było naocznym świadkiem biblijnych wydarzeń. Zobaczyłam wtedy, jak wiele mogą stracić nasze dzieci, jeśli nie damy im szansy, by poznały tę modlitwę na swój własny, dziecięcy sposób.
Nie jestem zwolenniczką zmuszania dzieci do długich modlitw, wręcz przeciwnie. Nie jestem też osobą, która narzucałaby im jakąkolwiek konkretną formę spotkania z Bogiem. Jestem jednak mamą, która chce dać swojemu dziecku szansę. Na poznanie modlitw, które są powtarzalne, więc proste do zapamiętania oraz łatwe do sięgnięcia po nie, gdy poczują taką potrzebę. Szansę na możliwość zaangażowania się w nabożeństwo tak jak dane dziecko chce i potrafi. Na doświadczenie tego, że można iść z kolegami do kościoła, rozmawiać po drodze o nowej grze, a w kościele poznawać Boga – wtedy wiara nie staje się abstrakcją narzuconą na jakiś czas, aby do maja (do dnia pierwszej Komunii) i z głowy. Staje się częścią codzienności. Czymś naturalnym, czymś, co daje siłę i jakiś rodzaj spełnienia. Trzeba tylko dać dziecku szansę…


Skomentuj artykuł