Wiara to największy skarb, jaki mogę przekazać swoim dzieciom
Patrzę na nasze dzieci i jak każdy, normalny rodzic, martwię się, co ich czeka w przyszłości. Nie ustaję jednak w wysiłkach, by - póki jeszcze mam na to czas - pokazywać im, co mnie w wierze zachwyca, fascynuje i przekonuje, by widzieć w niej coś najcenniejszego, co mam.
Na naszym urlopowym szlaku trafiliśmy m.in. do ślicznego Pelplina, gdzie można obejrzeć oryginalny egzemplarz Biblii Gutenberga. Przypomniałam sobie kadry z tej naszej rodzinnej eskapady, gdy czytałam niedzielną ewangelię. Dlaczego? Bo pojawiło się w niej to elektryzujące hasło: "skarb" (Łk 12, 33).
Jak wiele zależy od niewielu
Biblia Gutenberga to najważniejszy zabytek sztuki drukarskiej - pierwsza w Europie książka wydrukowana z użyciem ruchomej czcionki. W Muzeum Diecezjalnym w Pelplinie możecie obejrzeć jeden z 23 kompletnych (tzn. w dwóch tomach) zachowanych na świecie (sic!) egzemplarzy tej Biblii. Przyglądaliśmy się mu z mężem z nieskrywanym zachwytem - ogromny inkunabuł (1282 strony) pieczołowicie zapełniony łacińskim przekładem Biblii, dzięki któremu koniec końców Słowo Boże stało się tak łatwo dostępne i powszechne, że mamy Go dziś tyle na naszych półkach. Wzruszenie dosłownie ściskało nam serce. Tymczasem, podczas gdy my niemal kwadrans kontemplowaliśmy wyeksponowaną w przeszklonej gablocie Księgę, nasza progenitura zdążyła (niczym szarańcza) oblecieć całe piętro muzeum i z entuzjazmem odpowiadającym niegasnącemu dziecięcemu pragnieniu ("byle szybciej na lody") zakomunikować nam donośne "JUŻ!!!" dosłownie kilka chwil po wejściu do przestrzeni muzealnej. Na nasze pełne potępienia rodzicielskie spojrzenia młodsze dzieci oblepiły rozstawione tu i ówdzie pufy dla zwiedzających, a starsze z westchnieniem rezygnacji ("nnnooooo dobra") przeniosły się nieopodal, by dogłębnie zlustrować szafę pancerną i "to narzędzie tortur" (które - ku ich rozczarowaniu - okazało się repliką prasy drukarskiej Gutenberga). Szczerze powiedziawszy, dla nich to, co dla nas jest bez wątpienia skarbem, było tylko jeszcze jedną starą książką, którą kazali im podziwiać rodzice na urlopowym szlaku.
Jak nie zachwyca, skoro zachwyca
Oczywiście, że (troszeczkę) przejaskrawiam opis tej sytuacji. Ale wrócił on do mnie z całą mocą, gdy po raz n-ty czytałam ewangelię, w której Pan Jezus zwraca się do swoich uczniów: "Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze" (Łk 12, 32-34). Żeby docenić skarb, rozpoznać go - nie wystarczą tylko oczy i posługiwanie się kryterium piękna czy bazowanie na emocjach. Potrzebna jest wiedza, efekt podejmowanego wysiłku nauki, rozumienia, rozpoznawania, wytrwałego uczenia czytania się pewnych kodów, rozszyfrowywania znaków, symboli - wszystko to, co nie przychodzi ani łatwo, ani szybko, ani bez pomocy. Dotyczy to tak doceniania skarbów ludzkich, jak i tych duchowych.
Wartość zależy od ducha, nie od materii
Podzieliłam się kiedyś na Instagramie przekonaniem, że jestem przekonana, iż nie mam nic cenniejszego niż wiara, co mogłabym moim dzieciom dać. Do dziś bez wahania podpisałabym się pod tą deklaracją. Pewna kobieta napisała mi w komentarzu: "musisz być bardzo biedna i zakompleksiona skoro uważasz, że to jest najcenniejsze, co możesz dać". Jestem w stanie ją zrozumieć. Jeśli nie wiesz, w co wierzysz, jeśli nie wkładasz wysiłku, by swoją wiarę ciągle i ciągle pogłębiać, nie odkryjesz jej bogactwa. Możesz wchodzić do katedr i bazylik i przelecieć przez nie, doceniając co prawda kunszt średniowiecznych budowniczych, ale nie potrafiąc zrozumieć, co ta architektura w ich zamierzeniu miała wyrażać, dlaczego ambona jest w tym a nie innym miejscu i co można wyczytać z ołtarza. Niepopularna prawda jest taka, że żeby wierzyć, trzeba wysiłku. Czasem tego wysiłku, który kryje się za umiejętnością rozpoznania, co jest prawdziwą perłą, a co jej mizerną podróbką.
Rodzicu, masz tę moc
W dobie wiedzy kształtowanej przez tiktokowe, trzydziestosekundowe filmiki oraz tyleż zgrabne, co jałowe podpowiedzi wygenerowane przez chata GPT po raz kolejny możemy, jako chrześcijanie, mieć poczucie, że jesteśmy na przegranej wobec świata pozycji. Ale to przecież do nas mówi dziś Jezus: "Nie bój się mała trzódko" (Łk 12, 32). Historia pokazuje, że wynalazki na miarę druku Gutenberga rewolucjonizowały funkcjonowanie społeczeństw i mimo rozmaitych jasności i mroków w losach ludzkości, które się z tym wiązały, dobra nowina po dziś dzień ciągle niesie się po świecie. Tak, wbrew dominującej w wirtualnym świecie narracji, ludzie wciąż docierają do skarbu wiary. Patrzę na nasze dzieci i jak każdy, normalny rodzic, martwię się, co ich czeka w przyszłości. Nie ustaję jednak w wysiłkach, by - póki jeszcze mam na to czas - pokazywać im, co mnie w wierze zachwyca, fascynuje i przekonuje, by widzieć w niej coś najcenniejszego, co mam. Ufam, że nasze osobiste świadectwo życia i artykułowane przez nas - rodziców - sądy mają wielką moc, choć nie mam wątpliwości, że nasze dzieci prędzej czy później pójdą własną drogą, która może szerokim łukiem omijać to, co jest dla mnie tu i teraz ważne i wartościowe. Nie mam na to wpływu. Wiem jednak, że owoc, by dojrzeć, potrzebuje czasu i światła. W tym przypadku - światła wiedzy i czasu, by nauczyć się doceniać wartość, którą mam na wyciągnięcie ręki.


Skomentuj artykuł