Żyć swoim życiem, iść swoją drogą
Po emocjach związanych z chorobą i śmiercią Franciszka i tych dotyczących konklawe i wyboru papieża Leona, wracamy do codzienności. Zwyczajnej i bez fajerwerków. Ale to dobrze! Tak ma być! To ważna lekcja dla każdego: wracać do swoich spraw i swoich problemów.
Ostatnie miesiące w życiu wspólnoty chrześcijańskiej, ale także i światowej były szczególne. Towarzyszyliśmy w chorobie i odejściu z tego świata wyjątkowej postaci, jaką był papież Franciszek. Dla Polaków, choć wydaje mi się, że dla całego świata, było to szczególne déjà vu tych przeżyć, które mieliśmy dwadzieścia lat wcześniej przy odchodzeniu Jana Pawła II. Tamto było może tylko trochę bardziej osobiste, z żałobą przeżywaną w duchu, bez tych wszechobecnych selfie, mediów społecznościowych i przeżyć komunikowanych całemu światu. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Mamy żywo w pamięci te ostatnie kilka miesięcy. Dni żałoby, podsumowań i analiz, bo Franciszek, co by nie powiedzieć, był postacią wyrazistą. Naznaczył papiestwo swoim stylem. Wprowadził kilka zmian w funkcjonowaniu samej Kurii Rzymskiej i Watykanu, które na długie lata zmienią oblicze Kościoła. Warto wspomnieć przynajmniej o dwóch kluczowych sprawach. Po pierwsze o przypomnieniu chrześcijanom, a zwłaszcza katolikom, że Kościół nie jest elitą doskonałych, ale wspólnotą grzeszników, powołanych przez miłosiernego Boga, aby żyli braterstwem, we wzajemnym szacunku i trosce o najsłabszych i potrzebujących. Po drugie to, czego Franciszek dokonał to wymiana nie tylko pokoleniowa, ale przede wszystkim pod względem wrażliwości, różnorodności i duszpasterskiego doświadczenia wśród nowych kardynałów, którzy pierwszy test przechodzili przy wyborze jego następcy.
Pamiętamy dni żałoby po śmierci Franciszka, przygotowania do konklawe, samo oczekiwanie na biały dym nad Kaplicą Sykstyńską. W końcu się pojawił. Zaskoczeń było kilka. Przede wszystkim zakomunikowane wybrane przez nowego papieża imię – Leon XIV. Wydaje się, że w innych językach ma ono bardziej ‘dostojne’ znaczenie, a dla nas, Polaków, brzmi tak trochę staroświecko. Po tym, jak kard. Robert Prevost sam wyznał, że obrał to imię, bo jesteśmy w szczególnym czasie nowych wyzwań społecznych (w odniesieniu do ‘Rerum novarum’ Leona XIII) i cywilizacyjnych, jak sztuczna inteligencja. Imię świadczy zatem o pewnym zamyśle ‘programowym’. Po drugie, zaskoczeniem był wybór na papieża kardynała Amerykanina, co w obecnych czasach wydawało się wręcz nieprawdopodobne. A do tego kardynałowie wybrali znowu zakonnika.
Leon XIV zachęca młodych do pielgrzymowania: to okazja do spotkania z Bogiem pic.twitter.com/mBULC4g6GC
— Vatican News PL (@VaticanNewsPL) July 5, 2025
Jak potem poznawaliśmy jego drogę życiową i dotychczasowe doświadczenia, wybór Leona stawał się coraz lepiej zrozumiały i wręcz logiczny, a nawet można w nim upatrywać interwencji Opatrzności. Mamy bowiem naturalną tendencję do tego, aby porównywać nowo wybranych papieży, biskupów, kościelnych przełożonych do ich poprzedników. Od razu rusza cały proces. Dzisiaj przez taką nachalną i trochę ‘wścibską’ wszędobylskość mediów jesteśmy ‘wkręcani’ w spiralę porównywania, że np. Leon zaprezentował się światu w tradycyjnym papieskim mucetcie, ze stułą w czasie pozdrowienia wiernych, zaczął śpiewać, czego Franciszek nie robił nigdy. Postanowił zamieszkać na powrót w apartamentach papieskich, czy ostatnio powrócił nawet do Castel Gandolfo na ‘wakacje’ czego Franciszek nie zrobił nigdy.
Można by mnożyć tego typu obserwacje, ale to chyba na niewiele się zda. To niczemu nie służy, a nawet wprowadza w nasze kościelne życie coś fałszywego. Czasy się zmieniają, okoliczności naszego życia się zmieniają, a kolejni papieże nie mają powtarzać tych samych rzeczy z przeszłości tylko iść za głosem Bożego prowadzenia. Jesteśmy żywą wspólnotą, która jest w drodze. Jeszcze nie dotarliśmy do celu.
Od wyboru Leona upłynęły już dwa miesiące. Emocje opadły. Wszystko powoli jakby wracało do ‘normalności’. I to jest dobry znak. Tak powinno być. Te historyczne wydarzenia i chwile są ważne, ale one nie mogą zastąpić nam życia. Dzisiaj zbyt łatwo jesteśmy kuszeni do tego, aby żyć życiem innych, ich emocjami i doświadczeniami. A tymczasem to uspokojenie nadmiernych i wybujałych oczekiwań przypomina o podstawowej życiowej prawdzie, której nikt nam nie może odebrać ani w tym nas zastąpić. Możemy i powinniśmy żyć tylko swoim życiem i iść konsekwentnie i spokojnie swoją drogą.


Skomentuj artykuł