Czy Kościół (jeszcze) wychowuje?
Kolejne Tygodnie Wychowania świadczą, że Kościół w Polsce dostrzega znaczenie tej kwestii także w odniesieniu do samego siebie i własnej przyszłości. Jednak w świetle sygnalizowanych ostatnio niepokojących zjawisk trzeba pytać, na ile realny i skuteczny jest jego wychowawczy wpływ.
Tak się złożyło, że na inauguracyjną lekcję religii uczniowie pierwszej klasy pewnej polskiej szkoły ponadpodstawowej mieli w tym roku poczekać dwie godziny. Katecheta, który zgodnie z planem wkroczył do sali, zastał w niej dokładnie jednego ucznia. Reszta doszła do wniosku, że nie warto czekać. Poszli sobie. Zajęli się czymś innym. W takiej sytuacji trudno uniknąć pytania o rzeczywisty wpływ katechety na tych młodych, skoro ich pierwsze spotkanie w nowej szkole (poza jednym wyjątkiem), nie doszło do skutku. Pytanie dotyczy nie tylko wpływu na poziom ich wiedzy religijnej. Obejmuje również wpływ wychowawczy, realizowany z mandatu Kościoła.
11 września br. zaczął się w Kościele katolickim w Polsce kolejny, już dwunasty, Tydzień Wychowania, który przebiega pod hasłem "Ja jestem drogą, prawdą i życiem" (J 14,6). Po raz pierwszy taki Tydzień obchodzony był w roku 2011 pod wiele mówiącą dewizą "Wszyscy zacznijmy wychowywać". Jak można wyczytać na poświęconej temu przedsięwzięciu stronie internetowej, inicjatywa Tygodnia Wychowania została pomyślana jako wyraz troski o dobro młodzieży i dzieci. Ma też być formą zwrócenia uwagi "wszystkich ludzi dobrej woli na pilną potrzebę wychowania jako pomoc w szukaniu prawdy, która powinna być fundamentem wychowania". Jest to pomysł Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski i Rady Szkół Katolickich.
Nawet człowiekowi niezbyt zorientowanemu w tematyce, wychowanie kojarzy się z wpływaniem na kogoś, z oddziaływaniem, które kształtuje, prowadzi do pożądanych zmian. Z encyklopedycznych notek można się dowiedzieć, że chodzi o kształtowanie tożsamości, osobowości, postaw, zmian w funkcjonowaniu jednostek i grup. Chodzi więc o niebagatelne działania, mające bardzo ważne skutki zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym. Słynne zdanie Jana Zamoyskiego z roku 1600 "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie" nie jest pustym frazesem, tylko uchwyceniem istoty rzeczy. Wychowanie decyduje o przyszłości w licznych sferach i wymiarach.
Ma więc realne znaczenie, kto wychowuje, co zamierza osiągnąć i na ile skutecznie do tego dąży. Wśród uprawnionych do wychowywania w potocznym przekonaniu w naszym kraju znajdują się przede wszystkim rodzice, a także szkoła i Kościół. Od pewnego czasu pojawiają się jednak alarmistyczne głosy, wskazujące, że wielu rodziców przestaje wychowywać swoje potomstwo, przekazując to zadanie przede wszystkim szkole. Dziesięć lat temu na łamach Deonu mówił o tym artykuł Jadwigi Mazur, zatytułowany "Kto odpowiada za wychowywanie dzieci?".
Trzy lata później dramatyczną katechezę wygłosił na ten temat papież Franciszek. "Nadszedł czas, aby ojcowie i matki powrócili ze swego wygnania, bo sami wygnali siebie z wpływu na wychowanie dzieci" - apelował, Mówił też, że jeśli wychowanie rodzinne "odnajdzie dumę ze swego protagonizmu", to wiele rzeczy dla niepewnych rodziców i rozczarowanych dzieci zmieni się na lepsze.
Wobec faktycznej rezygnacji części rodziców z wychowywania ich potomstwa, ostrości nabiera pytanie, kto konkretnie ich zadania przejmuje. Nie wystarczy wskazanie instytucji - szkoły, Kościoła. Ważne jest, kim są konkretni ludzie, którzy pod nieobecność rodziców, kształtują dzieci i młodzież. Dotyczy to także katechetów oraz sposobu, w jaki realizują swoją misję w szkole i nie tylko.
Papież Franciszek 10 września br. podczas spotkania z uczestnikami III Międzynarodowego Kongresu Katechetycznego stwierdził, że "Katecheza nie może być jak inne lekcje w szkole. Musi być żywym doświadczeniem wiary". Choć wśród zebranych było wielu biskupów, Franciszek wszystkich pozdrowił jako katechetów, podkreślając, że zrobił to celowo. Stwierdził, że oni, a także księża i osoby konsekrowane, przede wszystkim katechetami. Powiedział też, że dobry katecheta pozostawia po sobie trwały ślad. Jest tym, który zasiewa w sercach wychowanków "wiele dobra i piękna".
W obecnych warunkach podstawowym miejscem wychowawczego oddziaływania Kościoła w Polsce jest szkoła, a szczególnie odbywające się w niej lekcje religii. W świetle przytoczonego wyżej przykładu, a przede wszystkim wobec danych mówiących o coraz częstszym wypisywaniu uczniów ze szkolnej katechezy, naglące staje się pytanie o realny wpływ reprezentujących Kościół katechetów na dzieci i młodzież.
Oczywiście, można pokładać nadzieję w państwowych środkach administracyjnych, ograniczających możliwość nieuczęszczania ani na religię ani na etykę. Jednak wciąż otarte pozostaje pytanie, jakie środki powinien zastosować Kościół, aby młodzi (a także ich rodzice) uważali uczęszczanie na katechezę za rzecz pożyteczną i potrzebną. Sprawa jest nagląca wobec nasilającego się wśród młodych Polaków zjawiska „braku potrzeb religijnych”, które zasygnalizowało w swym raporcie CBOS.
W tegorocznym "Liście Pasterskim Episkopatu Polski z okazji XII Tygodnia Wychowania" już w pierwszym akapicie znalazło się sformułowanie "Musimy więc pytać siebie nieustannie, w jaki sposób my, jako wychowawcy, rodzice, dziadkowie, nauczyciele, uwzględniamy w naszych relacjach z wychowankami to, że jesteśmy uczniami Chrystusa?". To niezwykle istotne pytanie z punktu widzenia wychowawczej misji Kościoła, jako wspólnoty wiary, ale tez jako instytucji. Jednak co najmniej tak samo istotne, a może nawet bardziej podstawowe pytanie brzmi: Czy jako wyznawcy Jezusa Chrystusa mamy realne, prawdziwe relacje wychowawcze z dziećmi i młodzieżą?
Skomentuj artykuł