Czy naprawdę jesteśmy bezsilni?
Raport ONZ-etowskiej Agencji ds. Żywności i Rolnictwa za 2020 rok nie pozostawia złudzeń. Kilka lat temu został wytyczony ramowy plan, żeby do roku 2030 uporać się z problemem głodu i niedożywienia na świecie. Dotychczasowe efekty działań są rozczarowujące i nie dają nadziei, że ludzkość będzie w stanie przezwyciężyć ten skandaliczny stan rzeczy.
W 2014 roku liczba osób, które nie miały dostępu do wystarczającej ilości i jakości pożywienia była na najniższym poziomie od wielu dziesiątek lat, a było to i tak prawie 630 milionów, co stanowiło około 8,6% ludności całego świata. Oczywiście dotyczyło to przede wszystkim Afryki wschodniej i środkowej oraz Azji południowej i zachodniej, ale na każdym kontynencie mamy takie obszary czy grupy, które nie mają wystarczającego poczucia bezpieczeństwa związanego z dostępem do zdrowej i pełnowartościowej żywności. Od tego czasu zamiast ubywać przybywa po około 10 milionów głodujących rocznie.
Z drugiej strony w ogromnym stopniu rośnie liczba dorosłych z nadwagą, albo nawet otyłością. Dotyczy to wszystkich rejonów świata. Jeśli liczba osób otyłych będzie rosła w takim tempie, jak w ostatnich latach, to w 2025 będzie ich ponad dwa miliardy.
Pandemia zaostrzyła problem, choć nie mamy jeszcze pełnych danych. Prognozy nie są jednak dobre. Organizacje związane z ONZ, odpowiedzialne za programy pomocowe biją na alarm. Jeśli nie uda nam się odwrócić trendu, to zamiast przybliżać się w roku 2030 do rozwiązania problemu głodu i niedożywienia, będzie on jeszcze większy. Szacuje się bowiem, że wtedy ponad 841 milionów ludzi będzie cierpieć niedożywienie i głód.
Ktoś może pomyśleć to nie moja sprawa, co ja mogę, nic przecież na to nie poradzę.
Nigdy w swoim życiu nie doświadczyłem głodu. Nawet w latach komunistycznej Polski, to nie był nasz problem. Ale właśnie wtedy jako młodemu człowiekowi, wchodzącemu w dorosłość, wpadła w ręce, wydana we Włoszech, mała broszura Księga miłości Raoula Follereau. On już w 1966 roku wołał:
„Dwie trzecie ludzkości cierpi głód.
DLACZEGO ONI, A NIE TY?
Osiemset milionów ludzi na świecie nigdy nie widzi lekarza.
Ponad miliard ludzi nie umie czytać.
DLACZEGO ONI, A NIE TY?”
Te słowa wywarły na mnie wielkie wrażenie do tego stopnia, że stały się potem ważnym elementem podejmowanych wyborów życiowych, ze wstąpieniem do zakonu włącznie.
Co zatem mogę zrobić, co powinienem zrobić w sytuacji, że jest tylu ludzi na świecie, którzy cierpią niedożywienie i głód?
Słusznie nazywamy tę sytuację skandalem. Problemem nie jest brak żywności, bo ludzkość ma jej pod dostatkiem. Zły jest system dystrybucji, złem jest traktowanie żywności, jak i czystej wody pitnej, jako dóbr konsumpcyjnych, poddanych logice czysto komercyjnej, opartej o zysk i grę rynkową. Złe jest nadużywanie tego, co jest Bożym darem dla ludzkości, przez nadmierną konsumpcję i ogromne ilości marnowanej żywności.
Być może nie mam wielu możliwości zaingerowania w systemy dystrybucji i czuję się bezradny wobec całej machiny ekonomicznej wokół produkcji i rozdziału żywności, ale mogę być głosem sumienia, czasami sprzeciwu wobec złych praktyk jakie widzę w swoim otoczeniu, w naszym życiu społecznym i politycznym. Mogę zaangażować się albo wspierać materialnie te instytucje i organizacje, które działają na rzecz walki z głodem w Polsce i na świecie.
Jako człowiek wierzący mogę w modlitwie wołać do Boga o mądrość, o odwagę, o światło dla tych, którzy o tych sprawach decydują, ale też o to, bym nie myślał o ludziach głodujących tylko jak o numerach w statystykach, ale jak o moich cierpiących siostrach i braciach.
Mogę na pewno mądrzej się odżywiać, nie nadużywać tego, co jest Bożym darem dla nas wszystkich. Mój styl życia, codzienne przyzwyczajenia, nawyki, mają znaczenie i warto się im od czasu do czasu krytycznie przyjrzeć.
Mogę wreszcie zrobić solidny rachunek sumienia z tego, co marnuję. A ilość zepsutego jedzenia w naszych koszach, niewykorzystanych właściwie Bożych darów, woła o pomstę do nieba!
Czy naprawdę jesteśmy tacy bezsilni?
Skomentuj artykuł