Do przyszłych rodziców, którzy się boją
Sama nie wiem czego najbardziej bałam się w macierzyństwie - w dłuższej perspektywie na pewno, że zrobię coś, przez co syn będzie musiał spędzić lata na terapii. Ale na samym początku? Tego, że nie będę umiała go urodzić, przewinąć, że urwę mu rączkę przy przewijaniu, że nie będę umiała go wystarczająco kochać.
Ta lista właściwie mogłaby nie mieć końca. Dlatego chciałabym powiedzieć przyszłym rodzicom, którzy się boją - bójcie się i róbcie.
Tylko szaleniec by się nie bał
Rodzicielstwo to najtrudniejsze i najbardziej odpowiedzialne zadanie w życiu. Liczyliście na poklepanie po łopatce i stwierdzenie “Jest super, nie ma się czego bać?”. Przepraszam. Rodzicielstwo jest świetne, ale chyba im wcześniej się człowiek przyzwyczai, że ten strach jest normalny, tym będzie mu w życiu łatwiej.
Obawa przed tym jak to będzie, kiedy mały człowiek wywróci nam życie do góry nogami, jest zupełnie zdrowym odruchem. Możemy starać się jej pozbyć, co obawiam się nic nie da, ale możemy wykorzystać ten strach pozytywnie - dużo rozmawiać z drugim rodzicem, wypracować wspólną strategię działania i jak najwięcej się dowiedzieć bez krzyczącego dziecka na rękach. To może dać wewnętrzny pokój, ale nie liczcie na to, że zabierze strach do końca. Bardziej doświadczeni rodzice twierdzą, że on już nie zniknie. Warto się więc z nim zaprzyjaźnić.
Nie zrobisz dziecku krzywdy
Nasz syn był pierwszym niemowlęciem, z którym miałam kontakt. Kiedy zostałam z nim pierwszą noc sama i około 3 w nocy musiałam mu zmienić pieluszkę, byłam przerażona - nie robiłam tego nigdy, w mózgu miałam kisiel, dźwięki wydawane przez dziecko nie pomagały.
Na szczęście szybko się ogarnęłam. Stwierdziłam, że nie trzeba być inżynierem, żeby zapiąć dwa rzepy. Okazało się, że te rączki i nóżki, mimo że pozornie tak małe i kruche, są całkiem mocno przymocowane. To nie znaczy, że każde kolejne przebieranie i branie na ręce było na luzie, ale pozwoliło mi uwierzyć, że nie zrobię dziecku krzywdy, a to już było coś.
Nie ma instynktu macierzyńskiego, jest instynkt samozachowawczy
Z momentem porodu nie spłynęła na mnie moc i wiedza. Wszystkiego musiałam się po prostu nauczyć - jak karmić, przewijać, przebierać, nosić. Musiałam się nauczyć mojego dziecka - co lubi, co mu pomaga.
Nie wierzę w instynkt macierzyński. Nigdy nie miałam pewności “płacze, bo jest głodny/ma mokro/chce się przytulić”. I nie czuję się z tego powodu gorszą matką – to magiczne (dla mnie) rozpoznawanie po płaczu dotyczy mniej niż połowy rodziców. Jak płakał wykonywałam sekwencję czynności, aż coś w końcu zadziałało.
Oczywiście, że chciałam, żeby moje dziecko dobrze się czuło. Ale też bardzo chciałam, żeby po prostu była już cisza.
Poradzisz sobie, zrobisz wszystko przy swoim dziecku, nawet jeśli nauka dziecka chwilę zajmie. I jeśli zrobisz to tylko po to, by przetrwać kolejny dzień – to przetrwanie tego dnia będzie wielkim sukcesem. Metoda prób i błędów to też dobra metoda wychowawcza. A ważniejsze od tego, by nie zrobić niczego źle jest to, by uczyć się na doświadczeniach.
Rodzicielstwo to trudna, wspólna droga, a nikt nie napisał podręcznika do twojego dziecka. Nawet jeśli ono dużo płacze, a ty nie masz siły i popełniasz dużo błędów, to nic. Dopóki, na miarę własnych możliwości, szukasz sposobów, żeby twoje dziecko było zaopiekowane i szczęśliwe, jesteś najlepszym rodzicem świata.
Skomentuj artykuł