Książę Kościoła, który zamiata ulicę
Podczas jednej z rozmów w jego biurze w Urzędzie Dobroczynności Apostolskiej poprosiłem, by zabrał mnie ze sobą, gdy wieczorem będzie jechał rozdawać żywność ubogim na dworcu. Zgodził się.
Nazwisko kardynała Konrada Krajewskiego dość często pojawia się w mediach. Raz obiegnie świat informacja o słynnych już dziś prysznicach i zakładzie fryzjerskim dla bezdomnych na placu św. Piotra, innym razem będzie to wieść o tym, że oddał uchodźcom swoje mieszkanie, kolejny raz wtedy, gdy włączy prąd w jakiejś kamienicy wyłączony przez bezdusznych urzędników. Innym razem zacytowane zostaną jego słowa z rekolekcji lub pielgrzymki na Jasną Górę. Wielu jego działalność drażni.
Kilka tygodni temu, gdy w Krakowie głośno było o planach przegonienia bezdomnych z centrum, jako przykład dobry do naśladowania podałem rzymskie prysznice. Dostałem wówczas maila od osoby mieszkającej w pobliżu placu św. Piotra. „Zezwolenie bezdomnym na »zadomowienie się« na Placu Świętego Piotra nie ułatwiło życia nikomu – pisał lokator jednej z tzw. watykańskich kamienic. - Bezdomni zanieczyszczają nie tylko Plac ale również okoliczne ulice, co »utrudnia« życie mieszkańcom, a turystów zniechęca do zwiedzania Bazyliki. Istnieją jednak lepsze rozwiązania - udostępnienie bezdomnym pustostanów poza centrum, gdzie mogą spać i rano ich nikt nie wyrzuca” - stwierdzał.
W zbiorze wypowiedzi kard. Krajewskiego pt. „Zapach Boga”, które ukazały się kilka tygodni temu takich historii o „utrudnianiu” życia mieszkańcom jest wiele. Sam kardynał opowiadał mi niedawno przypadek naszego rodaka, który minionej zimy z odmrożonymi nogami przez dwa miesiące leżał na chodniku przy wejściu do banku na jednej z rzymskich ulic. Każdego dnia mijały go tysiące ludzi i nikt nie zainteresował się jego losem. Informacja o tym człowieku właściwie w ostatniej chwili dotarła do Krajewskiego. Mężczyznę błyskawicznie zgarnięto z ulicy i umieszczono w szpitalu, w którym doszedł do zdrowia. „Przez dwa miesiące ten człowiek był wyzwaniem dla tych, którzy go mijali. Zareagowała tylko jedna kobieta” – opowiadał mi ze smutkiem kardynał.
Wiele razy usiłowałem namówić go na wywiad. Włoskim dziennikarzom czasem ta sztuka się udaje. Za każdym razem odmawiał. Takich jak ja było wielu. W końcu wpadłem na pomysł, że podejdę go w inny sposób. Podczas jednej z rozmów w jego biurze w Urzędzie Dobroczynności Apostolskiej poprosiłem, by zabrał mnie ze sobą, gdy wieczorem będzie jechał rozdawać żywność ubogim na dworcu. Zgodził się.
To autentyzm. Ewangelia w czystej postaci. Nie jednorazowe rozdawanie pierogów bezdomnym przed Bożym Narodzeniem, ale codzienność.
Był czwartek. Tego dnia o godz. 20:00 szary bus na watykańskich numerach z kard. Krajewskim wyjeżdża z Watykanu przez bramę św. Anny i jedzie na dworzec Roma Tiburtina (we wtorki jest to Roma Termini, a w piątki na Roma Ostia). Tam na przyjazd auta czeka już całkiem pokaźne grono bezdomnych. Przez półtorej godziny wolontariusze w wielu organizacji charytatywnych rozdają zupę, suchy prowiant i przybory toaletowe. Kardynał cierpliwie rozmawia ze wszystkimi, a pomiędzy tymi rozmowami wyposażony w szczotkę i szufelkę po prostu sprząta ulicę. Książę Kościoła zamiatający ulicę! Ale to nie jest na pokaz. To autentyzm. Ewangelia w czystej postaci. Nie jednorazowe rozdawanie pierogów bezdomnym przed Bożym Narodzeniem, ale codzienność.
„Nie robię nic wielkiego” – mówi mi potem skromnie, gdy wracamy do Watykanu. Jedzie z nami Rudolf, Słowak, mieszkaniec jednego z rzymskich parków. Odprowadził mnie potem do metra, ale zanim zeszliśmy do podziemi – niemal w środku nocy –
pijemy kawę w barze. Rudolf z dumą będzie mi pokazywał w telefonie zdjęcia z Bazyliki św. Piotra, do której Krajewski zabrał go, gdy papież wręczał mu w czerwcu ubiegłego roku insygnia kardynalskie. Następnego dnia pokaże mi prysznice, zakład fryzjerski i ambulatorium, w którym się udziela. - To jest gość – będzie mówił o kardynale Krajewskim.
Z wywiadu, choć kardynał mówił w samochodzie dużo, nic nie wyszło. Nie trzeba było mówić. Wystarczyły drobne z pozoru gesty. Dziś – choć mam świadomość, że o wiele za mało – staram się to, co zobaczyłem wtedy w Rzymie wcielić w życie. Ale wciąż mam w sobie wiele uprzedzeń i strachu. Teraz wyszła książka z wypowiedziami kard. Krajewskiego. Jestem przekonany, że ostatnie, czego by sobie życzył od jej odbiorców, to zachwyty na kanapie.
Skomentuj artykuł