Nawrócenie mentalności i rewolucja teologiczna
Nieobecność osób skrzywdzonych w debacie, z trudem ukrywana satysfakcja dotycząca skazania Marka Lisińskiego i wyciąganie z niej wniosków, że osoby mówiące o nadużyciach kłamią i odmowa poważnej debaty na temat reakcji Kościoła na problem nadużyć seksualnych w przeszłości pokazuje, że do zmiany mentalności nie doszło. A ona jest tylko pierwszym krokiem.
Daleko jesteśmy jeszcze od przemiany mentalności, którą można by określić nawróceniem na korzyść skrzywdzonych. Dyskusja nad tym, czy Jan Paweł II mógł podjąć decyzje niewłaściwe i czy jego działania (albo ich brak) mogły przyczynić się do krzywdy małoletnich, omija w ogóle problem pokrzywdzonych. Ich w tej dyskusji (z nielicznymi wyjątkami) nie ma. Zarówno biskupi, jak i większość dziennikarzy skupiła się na obronie (lub ataku) na Jana Pawła II, na dokumentach z IPN, a cierpienie osób skrzywdzonych, które pojawiają się w materiałach telewizyjnym i książkowym, zostało całkowicie pominięte. Ich w debacie nie ma, ich interesy, prawa, emocje, a nawet zwyczajna empatia wobec nich są nieobecne w większości wypowiedzi.
Media - a uczciwie rzecz biorąc, ich prawicowa i publiczna część - tę nieobecność jeszcze wzmacniają, bowiem od kilku dni ekscytują się wyrokiem w sprawie Marka Lisińskiego. Czego ten wyrok zdaniem części komentatorów ma dowodzić? W największym skrócie tego, że nie wolno wierzyć osobom skrzywdzonym. W istocie z owego wyroku wynika jedynie to, że ten mężczyzna kłamał, i że udało mu się okłamać naprawdę wiele osób. Jego kłamstwa nie dowodzą natomiast, że osoby skrzywdzone są niewiarygodne, nie dowodzą, że fałszywie oskarża się Kościół, i nie są argumentem na rzecz tego, że dziennikarze świadomie kłamali. Warto też przypomnieć, że jako pierwsze poinformowały o jego kłamstwach te same media, które opowiadały jego (teraz już wiemy, że nieprawdziwą) historię. Nie jest też tak, że opowiadały one tylko jego historię, bo w każdej z książek, opowieści, reportaży występują autentycznie skrzywdzeni. I wreszcie to, że jedna osoba kłamała, nie oznacza, że kłamią wszyscy głęboko skrzywdzeni. Reakcje na te informacje pokazują jednak, że w sporej części polskiego społeczeństwa i polskiego Kościoła wciąż nie doszło do autentycznego nawrócenia na rzecz osób skrzywdzonych, że wciąż chcemy udawać, że nic się nie stało, że świadectwa osób skrzywdzonych są fałszywe, i że nie należy im wierzyć - czy wreszcie, że to wszystko tylko atak.
Odmowa usłyszenia głosu skrzywdzonych wynika, jak się zdaje, nie tylko z chęci obrony Kościoła, ale także - na co zwraca uwagę dr Marcin Kędzierski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie - z głębokiego wyparcia samego problemu. Ostrożne szacunki pozwalają ocenić, że ofiarami rozmaitych nadużyć seksualnych - w domu, szkole, organizacjach sportowych, Kościele, i innych miejscach - padło od 20 do 30 procent społeczeństwa (statystycznie częściej kobiety, niż mężczyźni). Ogromna większość z nich wyparła to doświadczenie z pamięci, próbowała je znormalizować albo po prostu zapomnieć. Wracanie do tego tematu, szczególnie wtedy, gdy spora część społeczeństwa nadal nie przyjmuje świadectwa skrzywdzonych, wywołuje w nich ból, dyskomfort, poczucie winy, żal i powrót do emocji, które wyparli. Lęk odczuwać mogą także sprawcy, ale również ci, którzy sprawy nie widzieli, nie chcieli dostrzegać albo zlekceważyli.
Przezwyciężenie owego wyparcia, zmierzenie się ze społeczną traumą zajmie nam wiele lat. A jest to przecież tylko pierwszy krok. Kolejnym - i to dotyczyć już będzie głównie Kościoła - jest pełny przełom teologiczny. Można go określić mianem "rewolucji empatii", "przełomem współodczuwania", rewolucją kopernikańską w myśleniu teologicznym. U jego podstaw powinno się znaleźć uświadomienie sobie, że to osoba - często skrzywdzona - ma stać ma w centrum Kościoła. "Niezaprzeczalnie to one [osoby skrzywdzone - przyp. red] są drogą Kościoła. To właśnie mieli na myśli przełożeni, gdy zajmowali się przypadkami wykorzystania, o których nie wiedzieli. Przede wszystkim jednak myśleli o księżach. Ewentualnie o ofiarach, ale w dużo dalszej kolejności, znacznie później i głównie po to, żeby uzyskać ich milczenie. Drugie nawrócenie, do którego jesteśmy zaproszeni, odwraca perspektywę. Ma ono na celu postawienie ofiar na pierwszym miejscu we wszystkich sercach. Właśnie tego niegdyś brakowało. Odwrócenie perspektywy jest niezbędne w pracy nad sobą, którą podejmuje Kościół. Jeśli ono się nie dokona, wtedy nieuchronnie nastąpi powrót do tych samych sposobów postępowania" - podkreślał biskup Luc Ravel.
Aby było to możliwe (na co zwraca uwagę przeor Wielkiej Kartuzji o. Dysmas de Lassus) konieczne jest nawrócenie serca, które jest możliwe tylko dzięki spotkaniu ze skrzywdzonymi. "W dniu, w którym serce zostanie poruszone przez niesprawiedliwe cierpienie tych zranionych członków, w dniu, w którym realna i aktywna stanie się podwójna intencja - naprawienia tego, co da się naprawić i zmiany tego, co da się zmienić - w dniu, w którym zrodzi się prawdziwe współczucie względem ofiar, owo współ-odczuwanie, które jest współ-cierpieniem i kryje w sobie troskę graniczącą z lękiem: »aby to się nie wydarzyło nigdy więcej«, w tym dniu zostanie osiągnięty punkt, od którego nie ma odwrotu i naprawdę rozpocznie się uzdrowienie. W tym dniu, nie wcześniej. Jednym z przejawów tego zwrotu powinna być wdzięczność względem tych, którzy przemówili i ujawnili ciężką chorobę, która - gdyby nie oni - szerzyłaby się dalej; oczywiście pod warunkiem, że chodzi o prawdziwą wdzięczność, płynącą z głębi serca" - podkreślał przeor Wielkiej Kartuzji.
Głęboki przełom, o którym mowa, wymaga naprawdę długiej drogi, ale tak długo, jak do niego nie dojdzie, trudno będzie mówić o realnej przemianie, o realnym zerwaniu z klerykalizmem i z fałszywą idealizacją instytucji i wreszcie o wyjściu ku skrzywdzonym. Długa droga przed nami, ale wierzę, że jest ona możliwa.
Skomentuj artykuł