Kościół jest kobietą. Czy aby na pewno?
„Ja twierdzę, że Kościół jest kobiecy, jest kobietą. Ktoś powie: to tylko taki obraz. Nie, to rzeczywistość. W Biblii, w Apokalipsie Kościół nazwany jest oblubienicą Jezusa. Jest kobietą”. Brzmi jak manifest katolickiego feminizmu? Możecie być zaskoczeni.
To tylko fragment przemówienia, które papież Franciszek wygłosił w maju 2019 roku do zakonnic. No dobrze, ale co to właściwie znaczy, że „Kościół jest kobiecy”? Na poziomie jakiejś powierzchniowej przenośni faktycznie często używa się takiego zwrotu – kobiecość Kościoła rzekomo wynika z jego natury. Nie zliczę ile razy słyszałem, że Kościół jest kobietą, ile razy przywołano mi obraz oblubienicy Jezusa. Rozumiem poetycką przenośnię zaślubin Pana z Kościołem (nawet językowo w rodzaju męskim), ale czy jest konieczne, by dokonywać projekcji płci na to „małżeństwo”? Właściwie po co skoro jest domyślna? Po co jeszcze podkreślać, że Kościół jest „kobietą” albo jest „kobiecy”?
Może dlatego, że już na pierwszy rzut oka natrafia się na paradoks. Popatrzę na liczby i widzę, że zdecydowana większość czytelników DEON.pl to właśnie kobiety. Podejrzewam, że podobnie jest w innych katolickich mediach, bo to też chyba ogólna prawidłowość statystyczna Kościoła katolickiego w Polsce. Kobiet jest w Kościele więcej, to one tworzą tkankę Kościoła. I co z tego?
Kobiet jest w Kościele więcej, to one tworzą tkankę Kościoła. I co z tego?
Z drugiej strony ten ilościowy przelicznik właściwie niewiele znaczy, bo pomimo przewagi liczbowej kobiety w Kościele mogą niewiele. To ogromnie wymowne w zakresie procesów decyzyjnych – obok ojców synodalnych nie ma matek. Nawet jeśli na synody są zapraszani przedstawiciele zgromadzeń zakonnych, to przy ogromnej liczbie zakonnic, brakuje ich przełożonych. Momentem szczególnym był synod poświęcony rodzinie, w trakcie którego do Watykanu dotarło bardzo wiele zaangażowanych katoliczek, które jednak nie mogły uczestniczyć w obradach, dlatego zorganizowały własne zgromadzenie. Zupełnie po ludzku nie potrafię tego zrozumieć i nie znajduję dla tego uzasadnienia.
Dotyczy to również przestrzeni pracy. Nie zapomnę sytuacji, w której byłem zaproszony do uczestnictwa w panelu dyskusyjnym prowadzonym w jednym z seminariów. Po obradach, gdzie – i to na zdecydowany plus – przy stole siedziało tyle mężczyzn, co kobiet, rozmawialiśmy chwilę z koleżankami i kolegami o wrażeniach. Wszystkich ucieszyło niespodziewane wynagrodzenie, jednak jak wielkie było nasze zdziwienie, gdy w kopertach koleżanek kwota wynosiła połowę tego, co dostali mężczyźni. Właściwie czemu? Przecież wszyscy wykonaliśmy dokładnie taką samą pracę. Zresztą kwestia zatrudnienia w kościelnych instytucjach to jeszcze odrębny temat, domagający się osobnej poświęconej mu odsłony magazynu.
Dyskusja dotycząca roli kobiet sprawia wrażenie zabetonowanej.
Co gorsza dyskusja dotycząca roli kobiet sprawia wrażenie zabetonowanej. Jeśli tylko pojawiają się takie obserwacje związane z wyraźnie asymetrycznym podejście do płci, to od razu bywa się klasyfikowanym jako radykał domagający się co najmniej kapłaństwa kobiet. Tymczasem chodzi o coś znacznie mniejszego. O rozsądną odpowiedź na pytanie dlaczego nadal ministrantki gdzieniegdzie gorszą samą swoją obecnością? Dlaczego kobieta rzadko bywa samodzielną liderką wspólnoty, rzadko głosi konferencje w trakcie rekolekcji? A jeśli głosi, to czemu najczęściej jako żona męża i matka dzieci, a nie na przykład wybitna ewangelizatorka? Czemu w kuriach na stanowiskach rzeczników czy kanclerzy nie ma kobiet, a jeśli są, to jest to absolutna rzadkość (w Polsce kojarzę jeden taki przypadek)? Dlaczego żona przykutego do łóżka męża nie może mu przynieść komunii z kościoła?
Za część tych kwestii odpowiada powszechne zjawisko stałej marginalizacji świeckich, których posługa jest wprawdzie ceniona, lecz nie przekłada się to na wiele przestrzeni Kościoła, w których niepodzielnie rządzą księża. To ogromne i konieczne wyzwanie, przed którym Kościół katolicki w Polsce z pewnością stanie w perspektywie najbliższej dekady. Póki co nadal przykładowa kwestia świeckich administratorów parafii wzburza, a przecież mogłaby upodmiotowić Lud Boży i pomóc w miejscach, gdzie dostęp do księdza jest i będzie coraz słabszy. Podobnych przestrzeni zaangażowania można by szukać w zarządzaniu kościelnymi finansami, fundacjami czy choćby wśród tych nieszczęsnych rzeczników. Jestem pewien, że niejeden świecki wykonałby tę pracę lepiej niż kapłan, lecz póki co świeccy funkcjonują jako zleceniobiorcy, a nie jako strona wyznaczająca zadania.
Obok klerykalizmu jest i drugi problem – patriarchatu. Jeśli świecki mężczyzna jest niżej niż ksiądz, to gdzie w tej piramidzie funkcjonuje kobieta? Z pewnością jako jej fundament, bo gdy spojrzę na własną formację, to właśnie kobiety odegrały w niej fundamentalną rolę i myślę, że nie jestem sam z historią religijną pełną katechetek, animatorek czy po prostu wpływu duchowości rodzinnej danej przez mamę czy babcię. Kościół stoi na kobietach, ale kobiety nie mają w nim swojego miejsca prócz tego, które jest odgórnie wyznaczone. Może dlatego jest kobiecy? Lecz kobiety niewiele w nim mogą prócz tego, że mogą być posłuszne. Kościół był i powinien nadal być tą przestrzenią, w której dokonuje się wyzwolenie – to Jezus ukazał jak takie wyzwolenie działa, jak można dać podmiotowość tym, którzy podmiotowości nie mieli, stanowiąc ideę powszechnego braterstwa w Kościele. A przecież brat nie jest nikim więcej, ani nikim mniej niż siostra. To czemu siostra ma zawsze gorzej?
Właśnie dlatego wracamy do niełatwej relacji kobiet i Kościoła hierarchicznego w najnowszej odsłonie „Czytaj Dalej”. Gdy zaczynaliśmy nad nim pracę, to założyliśmy, że chcemy podejść do sprawy wielowymiarowo. Nie chcemy dyskusji redukować do mocnych deklaracji, czy haseł, ale popatrzeć kim właściwie kobiety w Kościele są i były.
Numer otwiera obszerna rozmowa z Martą Titaniec, absolutnie wybitną kobietą, która od wielu lat angażuje się w najważniejsze działania Kościoła w Polsce. Przez wiele lat przewodziła projektom zagranicznym w polskim Caritasie, teraz należy do zarządu Fundacji Świętego Józefa, pomagającej osobom zranionym przez ludzi Kościoła.
Pomaga im również w ramach inicjatywy „Zranieni w Kościele”. Sama określa siebie jako „katolicka feministka”, a feminizm definiuje ogromnie prosto – jako posiadanie wpływu na kształt Kościoła. Brzmi jak niewielki cel, prawda? Nie jest z nim wcale tak łatwo.
Edyta Drozdowska przygląda się kwestii braku liderek w Kościele, która jej zdaniem jest zupełnie pozorna. „Nie chcę krzyczeć: kobiety na ambony, bo wierzę, że jak chrześcijanka ma ochotę coś powiedzieć, to po prostu to robi. Nawet jeśli jest to kazanie.
Za to, kiedy słyszę opinię: Kościół jest żeński, ale nie ma w nim kobiet-liderek, to chciałabym krzyknąć, że to nieprawda. Nawet jeśli pozory mylą” – podkreśla autorka kolejnego tekstu, w którym nie domaga się specjalnego traktowania dla kobiet. Wystarczy równość.
Dominika Frydrych w tekście „Nie tylko matki, żony i kochanki” nie pozostawia suchej nitki na moralizatorskim pouczaniu, które ustawia kobiety w wyimaginowanych rolach czy funkcjach.
Nie chodzi o to, by traktować je w założonym formacie, ale po ludzku – jak wolne osoby. Piętnuje seksizm, którego obecność w Kościele jest oczywista. Dlaczego? Bo jest wszędzie indziej.
Kolejne dwa teksty poświęciliśmy zakonnicom. Często, gdy myśli się o kobietach w Kościele, to wielu przywołuje właśnie siostry, wiążąc z nimi całą masę stereotypów. Walczy z nimi s. Benedykta Karolina Baumann w tekście „Instrukcja obsługi zakonnicy, czyli kilka słów o stereotypach siostry zakonnej”.
Podkreśla niepokojące zjawisko traktowania wszystkich sióstr jako jednego ciała i wylicza pięć najpopularniejszych wzorców, które zwykli ludzie na co dzień wiążą z siostrami. Ich świat jest znacznie bardziej skomplikowany niż wydaje się wielu domorosłym ekspertom.
Złożoność tego obrazu dopełnia ogromnie szczery tekst Izabeli Mościckiej, która ujawnia „Blaski i cienie życia za klauzurą”. Nie ucieka od ukazywania trudności życia zakonnic, tego co nie działa w zgromadzeniach i dyskutuje z duchem tajemnicy, jaką otacza się klauzurę.
Jej przemyślenia wypływają z własnych doświadczeń rzeczywistości życia konsekrowanego, a tekst zrodził się z troski dobro Kościoła będący jednym Ciałem, w którym wszyscy uczestniczymy.
Interesuje nas także perspektywa ekumeniczna, dlatego Julia Bondyra przeprowadziła wywiad z Katarzyną Kipiel, należącą do Kościoła Ewangelicko-Metodystycznego.
Z rozmowy poświęconej pracy kobiet w kościołach protestanckich, dowiadujemy się o tym czego katoliczki – a zwłaszcza katolicy! – mogą nauczyć się od naszych sióstr i braci metodystów w kwestii równości płci w Kościele.
Kolejny wywiad dotyczy najpopularniejszej kobiety w Kościele jaką jest Maryja. Skupienie na Maryjnej pobożności w pewnym sensie uprościło postać Matki Bożej do wzorca kobiecości, a przecież jest ona wzorem dla wszystkich – nie tylko dla kobiet.
O tym jak dbać o relację z Maryją rozmawiają Piotr Kosiarski i Łukasz Miśko OP.
Ostatni tekst również przywołuje kobiety, będące wzorem dla każdego i każdej z nas. Historie tych pięciu kobiet, których życia nie stanowią laurkowych hagiografii, tylko składały się z Syzyfowej pracy, licznych zakrętów i niełatwych wyborów, prezentuje Szymon Żyśko.
Niektóre są kandydatkami na ołtarze, inne nie, ale to mało istotne – każda stanowi wyjątkowy autorytet i świadectwo wiary, potrzebne zwłaszcza w czasach, gdy kolejne wzory upadają.
Te wszystkie teksty ofiarujemy nie tylko na Dzień Kobiet nie tylko dla kobiet, lecz dla wszystkich katolików i na każdy możliwy okres.
Te wszystkie teksty ofiarujemy nie tylko na Dzień Kobiet nie tylko dla kobiet, lecz dla wszystkich katolików i na każdy możliwy okres. Pomimo stałego rozwoju Kościoła, który stara się dostosować swój język i praktykę do czasów, w których przyszło mu działać, brak równości płci w Kościele nadal bulwersuje niesprawiedliwością i brakiem uzasadnienia. Bo uzasadnienia, że „tak się przyjęło” nie można poważnie traktować. Kiedyś było inaczej, dziś inaczej – i co z tego? Lata mijają, a nadal dajemy sobie wmówić, że nierównowaga służby w Kościele jest jego naturą, a to przecież nie jest prawda. Niekiedy odnoszę wrażenie, że Kościół pamięta o kobietach wybiórczo, lecz tym bardziej trzeba powtarzać, za każdym razem z jeszcze większą mocą: nie ma Kościoła bez kobiet. Bóg powołał kobietę, by stać się jednym z nas.
Skomentuj artykuł