Chciałam odejść od męża. Pomogła mi św. Rita
Jak nigdy zaczęłam się modlić nowenną do św. Rity. Wcześniej prosiłam ją o pomoc dla innych, nigdy dla siebie i nigdy z takim zaangażowaniem.
Świętą Ritę poznałam na studiach teologicznych. Wtedy każdy student modlił się o jej wstawiennictwo w czasie sesji. Jednak w moim życiu zagościła na dobre kilka lat później. Moje małżeństwo przeżywało poważny kryzys. Pomieszkiwaliśmy z mężem raz u teściów, to znów w moim domu rodzinnym, raniąc się nawzajem coraz bardziej. Spodziewałam się drugiego dziecka i nie mieliśmy swojego miejsca na ziemi. Wszystkie nasze oszczędności włożyliśmy w remont mieszkania rodziców, skąd musieliśmy się wyprowadzić i znów zaczynać od początku. Do tego mąż zaczął poważnie chorować i był o mnie chorobliwie zazdrosny. Bałam się, nie potrafiłam kochać, nie umiałam przebaczyć, nawet chciałam odejść.
Wtedy przypomniałam sobie, jak Rita walczyła pokorą i miłością. Jak nigdy zaczęłam się modlić nowenną do św. Rity. Wcześniej prosiłam ją o pomoc dla innych, nigdy dla siebie i nigdy z takim zaangażowaniem. Odmawiałam dziewięciodniową nowennę cyklicznie, na kolanach, ze łzami w oczach, gorliwie rozważając poszczególne jej części. Nie pamiętam, ile razy i jak długo prosiłam, ale opłaciło się.
Dziś mamy dom, a co ważniejsze ogromną miłość i wzajemny szacunek. Kiedy jakiś czas później choroba męża dała się we znaki, było łatwiej, bo nasza miłość była silna. Niestety, brakowało funduszy na jego leczenie. Miesięczne koszty leków przekraczały nasz dwumiesięczny dochód. Tylko wciągnięcie męża na listę pacjentów leczenia badawczego mogło nas uratować i zapewnić refundowane leki. Odrzucono czterdziestu pacjentów, w tym mojego męża. Choroba ograniczała jego poruszanie się, a co za tym idzie - możliwość pracy fizycznej. Znów padłam na kolana, tym razem miałam wsparcie, ponieważ modliło się ze mną pięćdziesięcioro dzieci śpiewających w założonym przeze mnie Chórze im. św. Rity. Po kilku tygodniach okazało się, że mój mąż został wciągnięty do programu, wybrany spośród tak wielu. Nie wyzdrowiał, choroba jest nieuleczalna, ale może normalnie żyć. Jesteśmy szczęśliwi.
Bogu niech będą dzięki.
***
Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!
Skomentuj artykuł