Czy ks. Kaczkowski myślał o porzuceniu kapłaństwa? Ten jeden moment był kluczowy

Czy ks. Kaczkowski myślał o porzuceniu kapłaństwa? Ten jeden moment był kluczowy
(fot. materiały promocyjne książki)
Przemysław Wilczyński

Trzech księży wysłanych przez arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia chce między innymi ustalić, czy duchowny nie popełnia kościelnej samowolki, posługując się jako współzałożyciel szkoły przymiotnikiem „katolicka”. [...] Stosują – tak przynajmniej będzie o tym wspominał – „niskie” i „obrzydliwe” metody, a nawet pogróżki w „ubeckim stylu”.

Czy kiedykolwiek myślał o porzuceniu stanu kapłańskiego? Wiele wskazuje, że przynajmniej to sobie wyobrażał.

Są okolice Wielkanocy 2012 roku. Ksiądz Jan Kaczkowski ma za sobą jedno z najbardziej traumatycznych przeżyć w ostatnich latach. Po doniesieniu złożonym przez dyrektorkę puckiego gimnazjum publicznego, że dyrektor miejscowego hospicjum – chcący założyć prywatne katolickie gimnazjum – miał dyskredytować lokalną oświatę i zatrudnionych w niej nauczycieli, pod koniec zimy do Pucka zjeżdża komisja z gdańskiej kurii. Trzech księży wysłanych przez arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia chce między innymi ustalić, czy duchowny nie popełnia kościelnej samowolki, posługując się jako współzałożyciel szkoły przymiotnikiem „katolicka”.

DEON.PL POLECA

Przesłuchują także księdza Kaczkowskiego. Stosują – tak przynajmniej będzie o tym wspominał – „niskie” i „obrzydliwe” metody, a nawet pogróżki w „ubeckim stylu”. W okolicach Wielkanocy właśnie duchowny zwierza się przyjaciołom z lęków i zwątpień. Czuje się wizytą komisji zdruzgotany. Boi się wydalenia z Pucka i utraty hospicjum – swojego dzieła życia. W jego wypowiedziach pojawia się także ten motyw: czy bycie w Kościele ma sens? Jaka jest granica posłuszeństwa? Niektórzy mówią, że wspomina nawet o szukaniu mieszkania. Że sprawdza, czy istnieje prawna możliwość kierowania przez niego puckim hospicjum po odejściu ze stanu duchownego.Pojawia się data ewentualnej decyzji: ksiądz Kaczkowski chce wszystko przemyśleć w czasie wakacji, a do sprawy wrócić we wrześniu. Ale, co ważne, nie podejmuje żadnych działań. A w czerwcu dowiaduje się o chorobie i przechodzi operację mózgu. Co innego w jego życiu znajdzie się odtąd na pierwszym planie. Po roku od tamtych wydarzeń, co prawda nie wpisując swojej wypowiedzi w kontekst wizyty kościelnej komisji, mówi Katarzynie Jabłońskiej: „Wciąż wierzę, że w Kościele działa Pan Bóg. Powiem jednak coś, co w moim ewentualnym procesie beatyfikacyjnym (śmiech) może zadziałać na niekorzyść: wcale nie jestem przekonany, że gdybym był zdrowy, do końca życia dotrwałbym w kapłaństwie.

Pragnąłbym tego bardzo i jeszcze kilka lat temu nie wyobrażałem sobie życia bez kapłaństwa. Teraz już teoretycznie z trudem mógłbym je sobie wyobrazić”. W innym miejscu dodaje zastrzeżenie: „Nawet jeśli już jestem w stanie wyobrazić sobie odejście, (…) to wciąż przerasta mnie myśl, że znajduję się w sytuacji, kiedy po raz ostatni odprawiam mszę świętą”. – Pod koniec życia Jan dawał wywiad jednemu z pism kobiecych – wspomina jego siostra. – W tej rozmowie pojawiło się podobne zdanie: wątpliwość, czy wytrwałby w kapłaństwie, gdyby nie choroba.

Miałam pretensje do dziennikarki, że o to pyta, i żal do Jana, że to mówi. Bo gdy wypowiadasz podobne słowa na progu śmierci, bierzesz na siebie duże ryzyko. Mówisz coś, czego – być może – nie da się już odkręcić, wyjaśnić, doprecyzować. A przecież wszyscy mamy w życiu momenty, że chcemy coś dla nas bardzo ważnego „rzucić w cholerę”. Zwykle jednak stoi za tym chwilowe zwątpienie, emocjonalny zakręt, a nie poważny zamiar urzeczywistnienia swoich myśli. Tak też było, moim zdaniem, w przypadku Jana.

Dziś zresztą te dywagacje nie mają znaczenia: liczy się to, co zrobił, a właściwie czego nie zrobił, a nie to, o czym być może myślał. To prawda: pytanie, czy miał momenty zwątpień co do obranej przez siebie drogi, w bilansie życia księdza Kaczkowskiego nie ma znaczenia. Jeśli odpowiedź na nie w czymkolwiek może nam dzisiaj pomóc, to tylko w uzmysłowieniu sobie skali emocjonalnego wstrząsu, jaki przeżył pod koniec zimy roku. Nie da się zrozumieć tamtych zdarzeń bez kontekstu. I to dwojakiego rodzaju: ówczesnego Pucka, a także specyfiki funkcjonowania archidiecezji gdańskiej.

Fragment pochodzi z biografii ks. Jana Kaczkowskiego "Jan Kaczkowski. Życie pod prąd".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Przemysław Wilczyński

Pierwsza biografia księdza Jana Kaczkowskiego

Co sprawiło, że wikary z niewielkiej miejscowości na Kaszubach stał się najbardziej rozpoznawalnym duchownym w kraju?

Kochała go cała Polska. Chętnie opowiadał o swoim życiu, walce z rakiem i założonym...

Skomentuj artykuł

Czy ks. Kaczkowski myślał o porzuceniu kapłaństwa? Ten jeden moment był kluczowy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.