Dar śmiechu

Dar śmiechu
(fot. BMiz / flickr.com)
Logo źródła: L'Osservatore Romano Ignazia Angelini

O tym, dlaczego bardzo potrzebujemy śmiechu w Kościele, o poczuciu humoru Boga i o ironii w Piśmie Świętym - mówi matka Ignazia Angelini, przeorysza benedyktyńskiego klasztoru w Viboldone.

Co Matka rozumie przez urazę?

DEON.PL POLECA

Uczucie jest postrzeganiem siebie samego jako kogoś, kto widzi i przyjmuje, że przychodzi i odwiedza go inny od niego, który zwraca się do niego o odpowiedź, że to odnosi się do niego, natomiast uraza powstaje z chwilą, gdy zamykamy się w sobie i koncentrujemy się na postrzeganiu innego od siebie jako najeźdźcy, jako kogoś, kto nam przeszkadza i atakuje nas. By uniknąć poczucia urazy trzeba poddać pod dyskusję swoje służące same sobie i skupione na sobie ja, zaakceptować własne ograniczenia, przyznać, że cudza obecność zwraca się do tej części nas, której my nie znamy. Trzeba być gotowym na przygodę, jaką jest dokonanie odkrycia, że jest się tą osobą, którą się przyjmuje, osobą wychodzącą, której pierwotnym powołaniem jest egzystować jako odpowiedź. To jest fundamentalny przejściowy moment w życiu zakonnym: egzystować przyjmując siebie poprzez innych. Wydawałoby się, że to nic wielkiego, a jednak potrzebuje dużo czasu. Poczucie humoru rodzi się z percepcji własnych i cudzych ograniczeń, a także z postrzegania siebie jako daru i odpowiedzi. Jest to zdolność do śmiania się z paradoksalnych sytuacji, w których zdajemy sobie sprawę, że oto siedzimy na ziemi jak «posągi w gruzach», by zacytować wyrażenie św. Teresy z Lisieux: ironia, risus — zasadniczo zawsze paschalis — to jest zdolność dostrzegania własnych granic i błogosławienia ich, gdyż one pozwalają nam odkryć, że jesteśmy związani nieskończoną miłością, która woła nas po imieniu i regeneruje nas. Jest to zatem coś zupełnie innego zarówno od ironii złośliwej, od cynicznego sarkazmu, jak i od pustego śmiechu, który banalizuje człowieczeństwo.

Humor jako wyraz decentralizacji własnego ja, odtrutka zarówno na narcyzm, jak i na duchową pychę, wyraża doświadczaną pewność, że jesteśmy w rękach Boga, który nie zawodzi.

Otóż to. Nie jesteśmy pępkiem świata, jesteśmy na marginesie, który jednak, jak odkrywamy, jest marginesem błogosławionym i umiłowanym. Kto nie musi niczego bronić, bo wie, że bronią go i goszczą niezawodne ręce Pana, nie musi się troszczyć o własną twarz, nie szuka w innym od siebie potwierdzenia siebie: ten umie śmiać się naprawdę, z całego serca. Święci mają ogromne poczucie humoru: myślę tu na przykład o Filipie Nereuszu czy o Teresie z Avili. I nie mogę pominąć św. Scholastyki: całe jej spotkanie ze św. Benedyktem przebiega pod znakiem ironii.

Czy możemy uważać poczucie humoru za wyraz «chrześcijańskiej swobody, której gwarantem jest Duch», o której pisał kardynał Martini? W tym sensie, czy można stwierdzić, że poczucie humoru dołącza się do darów Ducha?

Tak. Uważam, że ta swoboda odmalowuje się wyraziście w postaci młodzieńca u św. Marka, który w noc Męki ucieka, porzucając okrywające go prześcieradło, wymykając się przemocy z lekkością bezbronnej nagości. Swoboda jest zdolnością relatywizacji samych siebie, akceptowania się w ciągłym ruchu, pewni, że w każdym przeżyciu i doświadczeniu, nawet najtrudniejszym i najcięższym, jest zawsze coś więcej i ponad, co nas wzywa. Dostrzeżenie granic sytuacji pozwala szybciej przez nią przejść. Ciężkim czyni człowieka poszukiwanie siebie i samozbawienia, które uniemożliwia przezwyciężenie ran własnego ja i rozczarowań, prowadząc do paraliżu: nie da się już iść dalej. Również nadmiar bólu może sparaliżować, ale - choć wyda się to może paradoksalne - jeżeli przeżywa się ból, zachowując wiarę, nie wchodzi on w sprzeczność z poczuciem humoru: ból nie powoduje utraty wrażliwości, nie utwardza na tyle, by nie można już było dostrzec żadnego horyzontu. Myślę tu o Jezusie w najbardziej bolesnej chwili Jego egzystencji: wyobrażam sobie dobry uśmiech na Jego wargach, kiedy mówi do swoich uczniów: «Jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?», a wkrótce potem dodaje: «Śpijcie dalej». Ten uśmiech świadczy o tym, że miłość jest większa od ograniczeń uczniów, włącza ich i wybawia. Zaparcie się Piotra mieści się w darze z własnego życia, który Jezus zapowiedział podczas Ostatniej Wieczerzy. Wspaniale rzeźbiony w drzewie Chrystus uśmiechnięty z opactwa w Lérins, jest pełnym wymowy znakiem. Zatem wydaje mi się, że można powiedzieć, iż poczucie humoru — w wyżej ukazanym sensie — jest darem Ducha: możemy przyłączyć je do mądrości, która daje nam zdolność dostrzegania smaku rzeczy, widzenia ich granic, ale i ich symbolicznej wagi, albo do pietas, która jest tym dobrym poczuciem przynależności — wywłaszczonej z siebie — do relacji z Bogiem i z innym od siebie.

Ironia i śmiech goszczą często na stronach Pisma Świętego: czy może Matka przypomnieć któreś z nich, Matki zdaniem najbardziej znaczące?

Myślę na przykład o Sarze: śmiech jest jej pierwszą reakcją na zapowiedź macierzyństwa. Sara wybucha śmiechem właśnie dlatego, że syn, którego będzie miała i którego tak bardzo pragnęła, jest darem paradoksalnym. Ale myślę też o kobietach walczących, jak Debora albo kobieta kananejska wobec Jezusa. Pismo jest naładowane humorem — często postaci pomniejszych — który jest wyrazem postrzegania, że nić historii kieruje się logiką często paradoksalną, gdyż jest ona prowadzona z wysokości, przez Łaskę, a nie przez siłę możnych tego świata. Znaczące są liczne sytuacje, które uczą widzenia własnych granic jako granic symbolicznych, które nie wgniatają w ograniczoność, lecz otwierają na transcendencję według logiki daru i wiary, a nie heroiczności i skupienie na sobie. Duchowa światowość, potępiana przez papieża Franciszka, to właśnie odnoszenie wszystkiego do siebie, nacechowane sztuczną powagą i sztywnością pozbawioną humoru, który jest solą relacji mocnych i wiarygodnych.

«Nie jesteśmy przyzwyczajeni, by myśleć o Jezusie uśmiechniętym, radosnym» powiedział papież Franciszek. Które uśmiechy Jezusa uderzają Matkę najbardziej?

Te skierowane do dzieci i do maluczkich; i te do zakłopotanych i niezręcznych uczniów, w których widział słabość, a zarazem nieprzemijającą wierność Ojca i znamię Jego transcendencji. Uderza mnie także czuła i cięta ironia, z jaką traktował upartych uczniów i polemicznych rozmówców. Przede wszystkim myślę o fragmencie Ewangelii Łukasza 10, 20, który uważam za szczytowy: kiedy uczniowie wracają z misji zadowoleni z odniesionych sukcesów, On mówi im z uśmiechem: «Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie». A potem raduje się w Duchu Świętym, i wspaniale wysławia Ojca, opisując dobrą nowinę i odwrócenie wszelkiej logiki tego świata. Jezus śmieje się z triumfów swoich wysłanników i raduje się ich małością.

Bóg chce być kochany, a nie tylko biernie znoszony: uśmiecha się i śmieje, i chce czynić to razem z nami. Czy zdarza się Matce śmiać się albo uśmiechać razem z Bogiem?

Tak się zaczęło: od uśmiechu. Czemu Bóg wieczorem, w porze, kiedy był powiew wiatru, szukał Adama? Na pewno nie po to, by z nim dyskutować: chciał razem z nim smakować cuda świata, który stworzył i widział, że był piękny i dobry. Zapewne wymieniali między sobą spojrzenia i uśmiechy upodobania i szczęścia. I myślę, że Bóg dobrze się bawił i znowu uśmiechnął z upodobaniem, kiedy prowadząc Ewę zobaczył entuzjazm Adama na jej widok. W pewnych okolicznościach zdarza się, że stajemy przed Bogiem i śmiejemy się razem z Nim: mnie na przykład zdarza się to za każdym razem, kiedy dostrzegam moją ograniczoność i rozumiem, że jest płodna nie ze względu na moje wysiłki czy ofiary, ale dlatego, że Bóg ją błogosławi i pochyla się z przyjemnością nad tym, co jest niczym.

«Żeby Bóg jak dziecię śmiał się, ileż wróblich krzyków, ileż tańców w gałęziach. Dusza robi się nieważka, łąki taką w sobie mają tkliwość, taka w oczach ożywa wstydliwość, dłonie jak liście zamierają w powietrzu z zachwytu… Któż jeszcze się boi, któż osądza?» pisze Ungaretti.

W tych drogich mi wersach oddycha się zarazem i lekkością, o której mówiłam, i niewinnością. Ten uśmiechnięty Bóg wyśmiewa powagę tych, co uważają się za dorosłych, bo osądzają i katalogują wszystko i wszystkich. Pokusa przylepiania etykietek, zaliczania ludzi do określonych kategorii, kryje zawsze żądzę władzy. Biblijna narracja natomiast posługuje się innymi parametrami, nie potrzebuje żadnego przydzielania tu czy tam: jest z istoty symboliczna. Dynamiki objawienia są paradoksalne, to są dynamiki bezinteresowności, przebaczenia: od małej reszty zaczyna się wszystko, gdzie obficie szerzy się grzech, tym bardziej obfita jest Łaska… Przyjęcie tych dynamik umożliwia narrację rzeczywistości, która nie potrzebuje katalogów, lecz jedynie tchnienia, o którym nie wiesz skąd wieje i dokąd wieje. Duch ma bardzo subtelne poczucie humoru.

Cristina Uguccioni

Urodzona w roku 1944 w regionie Marche, a z wyboru mieszkanka Mediolanu, od roku 1996 matka Ignazia Angelini jest przeoryszą klasztoru w Viboldone, miejscowości położonej w prowincji Mediolanu. Wykładała historię duchowości na Wydziale Teologicznym Północnych Włoch. Opublikowała m.in.: Mentre vi guardo (“Patrząc na was", Einaudi, 2013), Nei paesaggi dell’anima (“W krajobrazach duszy", Vita e Pensiero, 2012), Donne in cerca di Dio (“Kobiety szukają Boga", La Scuola, 2011), Un silenzio pieno di sguardo (“Milczenie pełne spojrzenia", Edizioni Dehoniane, 1999).

- See more at: http://www.osservatoreromano.va/pl/news/dar-smiechu#sthash.poNMwCF4

Co Matka rozumie przez urazę?

Uczucie jest postrzeganiem siebie samego jako kogoś, kto widzi i przyjmuje, że przychodzi i odwiedza go inny od niego, który zwraca się do niego o odpowiedź, że to odnosi się do niego, natomiast uraza powstaje z chwilą, gdy zamykamy się w sobie i koncentrujemy się na postrzeganiu innego od siebie jako najeźdźcy, jako kogoś, kto nam przeszkadza i atakuje nas. By uniknąć poczucia urazy trzeba poddać pod dyskusję swoje służące same sobie i skupione na sobie ja, zaakceptować własne ograniczenia, przyznać, że cudza obecność zwraca się do tej części nas, której my nie znamy.

Trzeba być gotowym na przygodę, jaką jest dokonanie odkrycia, że jest się tą osobą, którą się przyjmuje, osobą wychodzącą, której pierwotnym powołaniem jest egzystować jako odpowiedź. To jest fundamentalny przejściowy moment w życiu zakonnym: egzystować przyjmując siebie poprzez innych. Wydawałoby się, że to nic wielkiego, a jednak potrzebuje dużo czasu. Poczucie humoru rodzi się z percepcji własnych i cudzych ograniczeń, a także z postrzegania siebie jako daru i odpowiedzi. Jest to zdolność do śmiania się z paradoksalnych sytuacji, w których zdajemy sobie sprawę, że oto siedzimy na ziemi jak «posągi w gruzach», by zacytować wyrażenie św. Teresy z Lisieux: ironia, risus - zasadniczo zawsze paschalis - to jest zdolność dostrzegania własnych granic i błogosławienia ich, gdyż one pozwalają nam odkryć, że jesteśmy związani nieskończoną miłością, która woła nas po imieniu i regeneruje nas. Jest to zatem coś zupełnie innego zarówno od ironii złośliwej, od cynicznego sarkazmu, jak i od pustego śmiechu, który banalizuje człowieczeństwo.

Humor jako wyraz decentralizacji własnego ja, odtrutka zarówno na narcyzm, jak i na duchową pychę, wyraża doświadczaną pewność, że jesteśmy w rękach Boga, który nie zawodzi.

Otóż to. Nie jesteśmy pępkiem świata, jesteśmy na marginesie, który jednak, jak odkrywamy, jest marginesem błogosławionym i umiłowanym. Kto nie musi niczego bronić, bo wie, że bronią go i goszczą niezawodne ręce Pana, nie musi się troszczyć o własną twarz, nie szuka w innym od siebie potwierdzenia siebie: ten umie śmiać się naprawdę, z całego serca. Święci mają ogromne poczucie humoru: myślę tu na przykład o Filipie Nereuszu czy o Teresie z Avili. I nie mogę pominąć św. Scholastyki: całe jej spotkanie ze św. Benedyktem przebiega pod znakiem ironii.

Czy możemy uważać poczucie humoru za wyraz «chrześcijańskiej swobody, której gwarantem jest Duch», o której pisał kardynał Martini? W tym sensie, czy można stwierdzić, że poczucie humoru dołącza się do darów Ducha?

Tak. Uważam, że ta swoboda odmalowuje się wyraziście w postaci młodzieńca u św. Marka, który w noc Męki ucieka, porzucając okrywające go prześcieradło, wymykając się przemocy z lekkością bezbronnej nagości. Swoboda jest zdolnością relatywizacji samych siebie, akceptowania się w ciągłym ruchu, pewni, że w każdym przeżyciu i doświadczeniu, nawet najtrudniejszym i najcięższym, jest zawsze coś więcej i ponad, co nas wzywa. Dostrzeżenie granic sytuacji pozwala szybciej przez nią przejść. Ciężkim czyni człowieka poszukiwanie siebie i samozbawienia, które uniemożliwia przezwyciężenie ran własnego ja i rozczarowań, prowadząc do paraliżu: nie da się już iść dalej.

Również nadmiar bólu może sparaliżować, ale - choć wyda się to może paradoksalne - jeżeli przeżywa się ból, zachowując wiarę, nie wchodzi on w sprzeczność z poczuciem humoru: ból nie powoduje utraty wrażliwości, nie utwardza na tyle, by nie można już było dostrzec żadnego horyzontu. Myślę tu o Jezusie w najbardziej bolesnej chwili Jego egzystencji: wyobrażam sobie dobry uśmiech na Jego wargach, kiedy mówi do swoich uczniów: «Jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?», a wkrótce potem dodaje: «Śpijcie dalej». Ten uśmiech świadczy o tym, że miłość jest większa od ograniczeń uczniów, włącza ich i wybawia. Zaparcie się Piotra mieści się w darze z własnego życia, który Jezus zapowiedział podczas Ostatniej Wieczerzy. Wspaniale rzeźbiony w drzewie Chrystus uśmiechnięty z opactwa w Lérins, jest pełnym wymowy znakiem.

Zatem wydaje mi się, że można powiedzieć, iż poczucie humoru - w wyżej ukazanym sensie - jest darem Ducha: możemy przyłączyć je do mądrości, która daje nam zdolność dostrzegania smaku rzeczy, widzenia ich granic, ale i ich symbolicznej wagi, albo do pietas, która jest tym dobrym poczuciem przynależności - wywłaszczonej z siebie - do relacji z Bogiem i z innym od siebie.

Ironia i śmiech goszczą często na stronach Pisma Świętego: czy może Matka przypomnieć któreś z nich, Matki zdaniem najbardziej znaczące?

Myślę na przykład o Sarze: śmiech jest jej pierwszą reakcją na zapowiedź macierzyństwa. Sara wybucha śmiechem właśnie dlatego, że syn, którego będzie miała i którego tak bardzo pragnęła, jest darem paradoksalnym. Ale myślę też o kobietach walczących, jak Debora albo kobieta kananejska wobec Jezusa. Pismo jest naładowane humorem - często postaci pomniejszych - który jest wyrazem postrzegania, że nić historii kieruje się logiką często paradoksalną, gdyż jest ona prowadzona z wysokości, przez Łaskę, a nie przez siłę możnych tego świata.

Znaczące są liczne sytuacje, które uczą widzenia własnych granic jako granic symbolicznych, które nie wgniatają w ograniczoność, lecz otwierają na transcendencję według logiki daru i wiary, a nie heroiczności i skupienie na sobie. Duchowa światowość, potępiana przez papieża Franciszka, to właśnie odnoszenie wszystkiego do siebie, nacechowane sztuczną powagą i sztywnością pozbawioną humoru, który jest solą relacji mocnych i wiarygodnych.

«Nie jesteśmy przyzwyczajeni, by myśleć o Jezusie uśmiechniętym, radosnym» powiedział papież Franciszek. Które uśmiechy Jezusa uderzają Matkę najbardziej?

Te skierowane do dzieci i do maluczkich; i te do zakłopotanych i niezręcznych uczniów, w których widział słabość, a zarazem nieprzemijającą wierność Ojca i znamię Jego transcendencji. Uderza mnie także czuła i cięta ironia, z jaką traktował upartych uczniów i polemicznych rozmówców. Przede wszystkim myślę o fragmencie Ewangelii Łukasza 10, 20, który uważam za szczytowy: kiedy uczniowie wracają z misji zadowoleni z odniesionych sukcesów, On mówi im z uśmiechem: «Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie». A potem raduje się w Duchu Świętym, i wspaniale wysławia Ojca, opisując dobrą nowinę i odwrócenie wszelkiej logiki tego świata. Jezus śmieje się z triumfów swoich wysłanników i raduje się ich małością.

Bóg chce być kochany, a nie tylko biernie znoszony: uśmiecha się i śmieje, i chce czynić to razem z nami. Czy zdarza się Matce śmiać się albo uśmiechać razem z Bogiem?

Tak się zaczęło: od uśmiechu. Czemu Bóg wieczorem, w porze, kiedy był powiew wiatru, szukał Adama? Na pewno nie po to, by z nim dyskutować: chciał razem z nim smakować cuda świata, który stworzył i widział, że był piękny i dobry. Zapewne wymieniali między sobą spojrzenia i uśmiechy upodobania i szczęścia. I myślę, że Bóg dobrze się bawił i znowu uśmiechnął z upodobaniem, kiedy prowadząc Ewę zobaczył entuzjazm Adama na jej widok. W pewnych okolicznościach zdarza się, że stajemy przed Bogiem i śmiejemy się razem z Nim: mnie na przykład zdarza się to za każdym razem, kiedy dostrzegam moją ograniczoność i rozumiem, że jest płodna nie ze względu na moje wysiłki czy ofiary, ale dlatego, że Bóg ją błogosławi i pochyla się z przyjemnością nad tym, co jest niczym.

«Żeby Bóg jak dziecię śmiał się, ileż wróblich krzyków, ileż tańców w gałęziach. Dusza robi się nieważka, łąki taką w sobie mają tkliwość, taka w oczach ożywa wstydliwość, dłonie jak liście zamierają w powietrzu z zachwytu… Któż jeszcze się boi, któż osądza?» pisze Ungaretti.

W tych drogich mi wersach oddycha się zarazem i lekkością, o której mówiłam, i niewinnością. Ten uśmiechnięty Bóg wyśmiewa powagę tych, co uważają się za dorosłych, bo osądzają i katalogują wszystko i wszystkich. Pokusa przylepiania etykietek, zaliczania ludzi do określonych kategorii, kryje zawsze żądzę władzy. Biblijna narracja natomiast posługuje się innymi parametrami, nie potrzebuje żadnego przydzielania tu czy tam: jest z istoty symboliczna. Dynamiki objawienia są paradoksalne, to są dynamiki bezinteresowności, przebaczenia: od małej reszty zaczyna się wszystko, gdzie obficie szerzy się grzech, tym bardziej obfita jest Łaska… Przyjęcie tych dynamik umożliwia narrację rzeczywistości, która nie potrzebuje katalogów, lecz jedynie tchnienia, o którym nie wiesz skąd wieje i dokąd wieje. Duch ma bardzo subtelne poczucie humoru.

Cristina Uguccioni - urodzona w roku 1944 w regionie Marche, a z wyboru mieszkanka Mediolanu, od roku 1996 matka Ignazia Angelini jest przeoryszą klasztoru w Viboldone, miejscowości położonej w prowincji Mediolanu. Wykładała historię duchowości na Wydziale Teologicznym Północnych Włoch. Opublikowała m.in.: Mentre vi guardo (“Patrząc na was", Einaudi, 2013), Nei paesaggi dell’anima (“W krajobrazach duszy", Vita e Pensiero, 2012), Donne in cerca di Dio (“Kobiety szukają Boga", La Scuola, 2011), Un silenzio pieno di sguardo (“Milczenie pełne spojrzenia", Edizioni Dehoniane, 1999).


Redakcja DEON.pl poleca:

Dar śmiechu - zdjęcie w treści artykułuJEAN VANIER. BIOGRAFIA

Vanier określany jest jako Matka Teresa w spodniach. Założył wspólnoty życia z osobami niepełnosprawnymi Arka oraz ruch Wiara i Światło, działające od wielu lat również w Polsce.
Kanadyjczyk, mając kilkanaście lat, rozpoczął karierę w marynarce wojennej. Co więc doprowadziło w jego życiu do tak gwałtownej przemiany, że stał się światowym symbolem chrześcijaństwa?
Co sprawiło, że prestiżowa Nagroda Templetona - we wcześniejszych latach honorująca m.in. ks. Michała Hellera, Aleksandra Sołżenicyna czy Matkę Teresę - trafiła właśnie do Vaniera? Anne-Sophie Constant kreśli barwny portret człowieka, który dzięki tej książce wychodzi z cienia własnego dzieła.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dar śmiechu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.