Czy demonizowanie innych nie odrzuca prawdy, że właśnie przez nich może przychodzić do nas Bóg?
"Lecz rolnicy, zobaczywszy syna, mówili do siebie: "To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo".
Pierwsze pytanie, które zrodziło się we mnie po przeczytaniu tej przypowieści jest takie: "Czy dotyczy ona tylko arcykapłanów i starszych z narodu żydowskiego, a może także Kościoła, także tego dzisiejszego, także mnie w tym Kościele?
Dlaczego nawet trudno postawić to pytanie? Ponieważ to, co opowiada Jezus, jest przerażające. Demaskuje on ludziach uważających się za religijnych niesamowitą skalę przemocy i chciwości. Rolnicy, którzy nie chcą oddać panu winnicy należnej mu części plonu, uciekają się do mordów, chcąc zatrzymać wszystko dla siebie.
Oczywiście, można odpowiedzieć sobie na te wszystkie pytania w sposób "pobożny". Nie, ta przypowieść nie dotyczy Kościoła. Przecież na końcu przypowieści Jezus mówi do arcykapłanów, że królestwo Boże będzie im zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoc, czyli Kościołowi, nowemu ludowi.
Ale jeśli tak, to znaczy, że Słowo Boże albo utwierdza nas w zadowoleniu, iż nigdy nie jesteśmy tacy jak żydowscy przywódcy. My już należymy do tych, którzy wydają stosowny owoc Królestwa Bożego. Albo Słowo Boże jest martwe, opisuje tylko przeszłość, nie działa dzisiaj.
Czy tak się często nie dzieje do dzisiaj? Czy także chrześcijanie nie ustawiają się w kontrze do czegoś, są świetni w wyszukiwaniu i nazywaniu wrogów, w bronieniu się?
Do tej mozaiki dodałbym jeszcze pewną uwagę. Jeśli popatrzeć na Ewangelię, to w praktyce życia arcykapłani i faryzeusze często są przeciw komuś i czemuś niż za czymś lub kimś. Są ekspertami w tropieniu złego ducha, tam gdzie go nie ma. Widzą w samym Jezusie kogoś opętanego. Oczywiście, pobożnie odpowiedzieliby, że bronią Boga i religii. Tylko jakimi środkami. Czy tak się często nie dzieje do dzisiaj? Czy także chrześcijanie nie ustawiają się w kontrze do czegoś, są świetni w wyszukiwaniu i nazywaniu wrogów, w bronieniu się, a przy tym używają wciąż sporo przemocy słownej, psychicznej a czasem fizycznej? Religia ciągle z czymś walczy. Czy często nie bronią własnych wyobrażeń o Bogu albo czegoś, z czego zrobili sobie bożka? Na to idą ogromne pokłady energii i czasu. Natomiast mniejsza jest świadomość tego, co pozytywnie chcemy przekazać, czym się dzielić, jaki plon Królestwa Bożego oddać innym. Można się dramatycznie pomylić, uczynić nawet z religii bożka.
Zadziwiający jest też komentarz Jezusa, który cytuje słowa Psalmu: "Kamień odrzucony przez budujący stał się kamieniem węgielnym". To, z czym arcykapłani walczyli, co odrzucali, tak naprawdę w oczach Bożych było czymś przeznaczonym do budowy, do tworzenia czegoś nowego. Czy często tak nie bywa, że to, z czym walczymy, wynika z oporu przeciw samemu Bogu? Czy demonizowanie innych nie odrzuca prawdy, że właśnie przez nich może przychodzić do nas Bóg?
W przypowieści rolnicy byli tak zawładnięci chęcią posiadania winnicy, iż sądzili, że w sumie już do nich należy. I nawet kiedy przybył syn pana, zabili go. Dlaczego? Bo uznali (choć nie wiedzieli na 100 procent, że jego ojciec już umarł). Więc skoro zabiją dziedzica, to wszystko będzie ich. I się dramatycznie pomylili. Myśleli, że jest tak w rzeczywistości, jak sądzili.
Tak, jesteśmy nowym narodem, który ma wydać owoce Królestwa i już je wydaje. Ale nie jesteśmy w Kościele wolni zarówno od pokus jak i od grzechów i przemocy, którą wydobywa na światło dzienne Jezus w dzisiejszej Ewangelii.
Tekst ukazał się również na Facebooku Dariusza Piórkowskiego SJ.
Skomentuj artykuł