Czekacie na nowy sezon? Jednych kręci klimat lat '80, innych fantastyka przeplatająca się z rzeczywistością. Serial Netflixa to nie tylko produkcja doskonała w technicznych detalach i klimacie, ale również bardzo pouczająca. W myśl jezuickiej zasady szukania dobra we wszystkim, poznajcie 5 chrześcijańskich przesłań jakie płyną ze "Stranger Things".
W naszej redakcji dzisiaj od rana poruszenie. Każdy na najbliższy wieczór ma podobne plany. Czemu? Nadszedł trzeci sezon "Stranger Things" - serialu, który spokojnie można już określić mianem kultowego. Nie musicie obawiać się w tym tekście spoilerów. Wszystko co już wiemy, wskazuje jednak na to, że trzeci sezon podtrzyma emocje, napięcie i pozytywne wątki, które znamy z poprzednich części. Jeśli tak, jak dotychczas obędzie się bez zbędnego nadęcia i cukru, to szykuje się naprawdę znakomite 8 godzin - bo pewnie binge-watching nie ominie dziś większości fanów.
Co zatem odkryłem w "Stranger Things"?
Po pierwsze P R Z Y J A Ź Ń. Tłem całej historii od początku do końca są relacje. O tym zresztą opowiedzieli wczoraj goście Openerowej sceny, odtwórcy ról Mike’a i Luckasa, który zgodnie potwierdzili: "To serial o przyjaźni". Widzimy to na początku w staraniach 4 chłopców o odnalezienie zaginionego Willa i Barb, ale dostrzegamy to również w tym, jak na przestrzeni odcinków zmienia się "Jedenastka". Z zamkniętego w swoim przerażającym świecie dziecka pod wpływem rodzącej się przyjaźni, otwiera się i staje w obronie przyjaciół, którzy przyjęli ją taką, jak była. Zresztą wszystko się zmienia właśnie z chwilą, kiedy "El" zostaje nazwana przyjaciółką - sama zaczyna postrzegać siebie inaczej, ale też ludzi, którzy ją otaczają. Oni również w jej oczach zyskują zupełnie nową tożsamość. Czy to nie najlepszy obraz do cytatu z Janowej Ewangelii: "Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi" (J 15,15a)? Przyjaźń daje zupełnie nową perspektywę patrzenia na świat, uwalnia, pozwala odnajdować w sobie pokłady sił i talenty, z których nie zdawało sobie dotychczas sprawy. Paczka z Hawkins odkryła tę moc i głównie to pozwoliło im przetrwać czas próby.
N a d z i e j a to coś, czego najlepiej możemy nauczyć się od brata Willa. Johnatan był w najtrudniejszej sytuacji, bo jednego dnia stracił brata i matkę. Joyce tak bardzo pragnęła, by jej syn żył, że wpadła w zamknięty krąg szukania znaków i snucia podejrzeń. Nieufność z jaką inni podchodzili do jej intuicji wpędziła ją w załamanie nerwowe. Johnatan był jej jedynym wsparciem, sam nie mając pewności i czując ogromny ból. Nie tyle dawał jej nadzieję, co stał się nadzieją. Kiedy trzeba był głosem gorzkiego rozsądku, innym razem nie szczędził matce czułości. W jednej chwili musiał dorosnąć i stać się głową rodziny. Nadzieja nie jest bowiem ślepą wiarą na przekór faktom, ale siłą, która podtrzymuje wiarę w najtrudniejszych momentach. Jak mówi Izajasz, ten, na kim spoczął Duch Boży "nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku" (Iz 42, 3a). To samo mogliśmy dostrzec w relacji Hoppera i Jedenastki, którzy stali się dla siebie znakiem nadziei pomimo trudnych doświadczeń, jakich nie szczędziło im życie. Podeszli do siebie z wielką delikatnością, która najlepiej charakteryzuje nadzieję.
A k c e p t a c j a to przeciwwaga wykluczenia. Żyjemy w wykluczającym świecie, a najlepiej pokazują to relacje między dziećmi. Dzieci są szczere, a przez to potrafią też zupełnie nieświadomie być okrutne. Jednak dzieci przede wszystkim naśladują w tym dorosłych. Kiedy zostawia się je same i daje czas na odnalezienie swojej wrażliwości, one się jednoczą. Dustin i Jedenastka to ofiary wykluczenia, złośliwości, przedmiotowego traktowania. Z każdym odcinkiem widzimy jednak jak otoczenie zmienia zdanie na ich temat i podejście do nich. Ważniejsza przemiana dokonuje się jednak w nich samych. Przebywają długą drogę w tym, aby zaakceptować siebie. Niby nie mają z tym problemu, jednak negatywne emocje kumulują się w nich. Dustina odmienia przyjaźń ze Stevem, który staje się dla niego starszym bratem i uczy dystansu. Jedenastka otwiera się w ojcowskiej relacji z Hopperem i przyjacielskiej z Mikiem. Kiedy pojawia się akceptacja znika ich lęk. A jak mówi św. Jan: "W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk" (1J, 4). Trzeba pokochać również siebie i swoją odmienność.
Drugi sezon obfituje we wspomnienia, które pozwalają poznać nam bliżej Jedenastkę. Jej samej natomiast poszukiwanie korzeni pomaga zrozumieć p o w o ł a n i e. Dziewczyna, uwolniona z rąk ludzi, którzy ją krzywdzili, znalazła opiekę i dom. Wciąż jednak nie wie do końca, kim jest i nie potrafi sobie poradzić z poczuciem osamotnienia. Pod wpływem impulsu ucieka, żeby odnaleźć prawdę o sobie. Spotkanie z przybraną siostrą pozwala jej zrozumieć nie tylko przeszłość, ale też wybrać przyszłość. Dociera do niej, kim nie chce być, obserwując wybory Ósemki. Z jednej strony widzimy, że decyduje się na powrót, by dokończyć swoją misję zamknięcia "przejścia". Tak naprawdę jednak Jedenastka wybiera znacznie więcej - chce być córką Hoppera, dziewczyną Mike’a i przyjaciółką reszty. Przyjmuje to, czego wcześniej nie potrafiła zaakceptować. Symboliczny jest tutaj gest adopcji przez Hoopera i nadanie jej tożsamości. Od teraz nie jest już liczbą, ale staje się Jane Hopper. Sam Izajasz wielokrotnie wspomina o tym, jak ważne dla człowieka jest posiadanie imienia, które przecież Bóg wyrył sobie na dłoniach. "Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim!" (Iz 43,1) - dodaje prorok.
M i ł o ś ć to coś czego nie mogło zabraknąć w "Stranger Things". W serialu znajdziemy sporo uczuć, ale ewoluują one z czasem w decyzje bohaterów, aby kogoś kochać. Bardzo często pomimo, popełniając również wiele błędów. To odkrywanie pierwszej miłości Jedenastki i Mike’a, to rodzące się z wzajemnego wsparcia uczucie pomiędzy Joyce i Hopperem. Ale to też decyzja Nancy o odejściu od Steve’a, gdy zdała sobie sprawę, że tak naprawdę to, co mieli za miłość prowadzi ich w złą stronę i nie sprawia, że stają się lepszymi ludźmi. Ta trudna decyzja z czasem owocuje tym, że zapatrzony w siebie Steve dojrzewa emocjonalnie i dostrzega wokół siebie innych ludzi, a Nancy uczy się u boku Johnatana zaufania i tego, że miłość jest też decyzją. Pomimo tego, że jest on uważany za dziwaka i odludka, ona odkrywa jego bogactwo i dostrzega w nim niezwykłą wartość jako człowieka. Pawłowy werset z listu do Koryntian najlepiej podsumowuje zresztą cały serial: "Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość" (1Kor 13, 13). Ostatecznie okazuje się, że to właśnie miłość łącząca bohaterów - na różnych poziomach - jest ich siłą i pozwala przetrwać.
Nie znam intencji twórców i nie mam podstaw, by sądzić, że inspirowali się bezpośrednio Biblią. Wiem też jednak, że to, co jest w niej zapisane, oddaje po prostu nasze życie. Wartości takie jak miłość, przyjaźń, nadzieja, akceptacja i odkrywanie własnego powołania, są po prostu uniwersalne. Dlatego też nie wciskam na siłę "Stranger Things" w ramy Ewangelii. Trochę się dzisiaj wieczorem poekscytuję, trochę wystraszę, ale gdy wyłączę komputer na pewno pomyślę, że czuję się też pozytywnie zmotywowany. Tak działa świat. Czego i wam życzę.
Szymon Żyśko - dziennikarz i redaktor DEON.pl, opiekun blogosfery blog.deon.pl. Autor książki"Po tej stronie nieba. Młodzi święci". Prowadzi autorskiego bloga<<
Skomentuj artykuł