Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że wielokrotnie przeżywamy nasze różne niewole. Te egipskie, kiedy krzyczeliśmy w ucisku do Pana Boga: "Słuchaj, ja już tak nie wytrzymam! Słyszysz? Ja już dłużej nie mogę!". Również te babilońskie, kiedy na skutek naszych grzechów zabrano nam wszystko, co święte, odarto nas z czci i wiary, zabrano wszystko, co było dla nas wartościowe.
Wielokrotnie z taką rozpaczą jak Rachel płakaliśmy, krzycząc i zawodząc nad tym, co w naszym życiu bezpowrotnie umarło. Nad tym, co inni w nas zabili, albo też nad tym, co sami - proszę mi wybaczyć określenie - zarżnęliśmy bezlitośnie. Nad tym, co się w nas definitywnie skończyło, nad tym, co zginęło śmiercią mało chwalebną, albo też nad kimś, kto bezpowrotnie umarł, kto bezpowrotnie odszedł. Przeżyliśmy już wiele takich niewoli, a przecież ze wszystkich zawsze wyprowadzał nas Ten, którego nazwano Nazarejczykiem - własną krwią wskazując nam drogę. Ktoś może zaprotestuje: "Może innych wyprowadzał, nie przeczę. Mnie, póki co, jeszcze nie wyprowadził!". Bardzo możliwe. Ale wyprowadzi! A nie wyprowadził do tej pory dlatego, że widocznie potrzebne jest to, co jest teraz. Po co? Aby można było zasmakować, czym jest zbawienie, by ufność złożyć tylko w Nim, a nie polegać na samych sobie, bo to jest zawsze zabójcze.
Historia każdego z nas to nie jest historia naszych grzechów, naszych zranień, naszych upadków, naszych nałogów, naszych słabości. To jest historia zbawienia, bo najbardziej podstawową i największą prawdą o człowieku nie są jego grzechy i słabości, ale miłość Pana Boga. "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zba- wiony" (J 3,16-17).
Zobaczmy teraz, co mówi Józef. Słowami jak zwykle nic, bo to nie jest facet, który dużo gada, to jest facet, który dużo robi. Ignacy Loyola napisał taką maleńką, malusieńką książeczkę. Tak małą, że w porównaniu z dziełami innych autorów ascetycznych i mistyków, to aż wstyd ją pokazywać. Ale w tej książeczce, którą zatytułował Ćwiczenia duchowne zawarł tyle duchowego doświadczenia, że - jak to ujął jeden z papieży - książeczka ta nawróciła więcej ludzi, niż zawiera w sobie liter. Ignacy napisał w niej między innymi, że "miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach" (ĆD 230). Sam był i jest tego przykładem.
To samo odnosi się do św. Józefa w tym tekście. Co nam zatem mówi swoimi czynami święty Józef? Po pierwsze, że trzeba być posłusznym Panu Bogu i gotowym na wszystko. Aby to mogło nastąpić, trzeba śnić, trzeba mieć marzenia, od tego wszystko się zaczyna. Wydaje się to mało konkretne, ale czy tego chcemy, czy nie chcemy, w naszym życiu realizujemy nasze sny, to, co nosimy w głowie i w sercu. Po drugie Józef pokazuje, że trzeba wyruszyć w nieznane, przestać układać sobie życie, puścić się, dać się prowadzić, przestać myśleć, że musi być tak, jak sobie postanowiłem. Na tym polega dojrzałość.
Sami nie chcemy się na to zgodzić, dlatego nieraz Pan Bóg poprzez warunki zewnętrzne zmusza nas do oddania inicjatywy, abyśmy mogli powierzyć się tylko Jemu. Po trzecie wreszcie Józef uczy nas, że w zmiennych kolejach losu trzeba ufać do końca, choćby nie wiem co. Trzeba zabrać Maryję, Jezusa i siebie (co jest może najtrudniejsze), i wyruszyć do Egiptu, czyli przejść przez kryzys do końca, wejść w dołek i trwać w nim, ufając, że to wszystko ma cel. To Pan Bóg nas wzywa do Egiptu i Pan Bóg nas zeń wyprowadza. Nie dla zabawy, ale by dać nam zakosztować, jak smakuje zbawienie. Żeby dać nam możliwość doświadczenia opieki ze strony Tego, którego nazwano Nazarejczykiem.
Dlatego nie bójmy się Egiptu, rzezi niewiniątek, wygnania babilońskiego. To wszystko jest po coś. Jak pisał ksiądz Twardowski: "nie bój się nieudanego życia". Często myślimy o świętym Józefie wzniośle, hagiograficznie, a może warto spojrzeć na niego przez pryzmat tego znanego wiersza. Może warto spojrzeć na tego faceta, któremu z ludzkiego punktu widzenia wiele rzeczy w życiu się nie udało, pod wieloma względami był niespełniony, którego wiele rzeczy przykrych w życiu nie ominęło, któremu Pan Bóg pewnych rzeczy do końca nie wytłumaczył nigdy. Może warto tak spojrzeć na świętego Józefa i zobaczyć, jak nam patrzy prosto w oczy i każdemu z nas z osobna mówi:
nie bój się chodzenia po morzu nieudanego życia wszystkiego najlepszego dokładnej sumy niedokładnych danych miłości nie dla ciebie
czekania na nikogo
przytul w ten czas nieludzki swe ucho do poduszki bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas
Przychodzi spoza nas i jest po coś.
***
Tekst pochodzi z książki Wojciecha Ziółka SJ: "Minhistorie o maksisprawie", którą możecie kupić w naszej księgarni.
Wojciech Ziółek SJ - jezuita, uratowany grzesznik, teolog biblijny, duszpasterz. W latach 2008-2014 prowincjał krakowskich jezuitów. Wcześniej długoletni duszpasterz akademicki i proboszcz. Obecnie pracuje jako wikariusz w jezuickiej parafii w Tomsku na Syberii.
Skomentuj artykuł