Sama myśl o śmierci w owym czasie napełniała go tak wielką radością i taką pociechą duchową, że cały rozpływał się we łzach. Przeżycie to powracało tak często, że wiele razy unikał wprost myśli o śmierci, aby nie doznawać tej pociechy.
W obliczu śmierci
Pewnego razu chorował w Manresie. Bardzo silna gorączka o mało nie przyprawiła go o śmierć, tak że wydawało mu się rzeczą jasną, że zaraz odda ducha. Wtedy to przyszła mu myśl, która mu podszeptywała, że jest człowiekiem sprawiedliwym [i świętym]. Myśl ta tak go dręczyła, że nic innego nie robił, tylko ją odpychał, przeciwstawiając jej swoje dawne grzechy. Walka ta więcej go zmęczyła niż sama gorączka. I nie mógł tej myśli przezwyciężyć mimo wielu wysiłków, aby ją przemóc. A kiedy gorączka nieco opadła i już nie był w niebezpieczeństwie śmierci, zaczął głośno wołać do kilku pań, które przyszły go odwiedzić, żeby dla miłości Boga, gdyby go kiedyś ujrzały bliskim śmierci, krzyczały doń głośno, że jest grzesznikiem i żeby sobie przypomniał to wszystko, czym Boga obraził.
Innym razem, gdy płynął morzem z Walencji do Italii, w czasie wielkiej burzy ster okrętu uległ złamaniu i sytuacja stała się tak krytyczna, że jego zdaniem i zdaniem wielu, którzy byli na okręcie, nie można już było uniknąć śmierci przy pomocy ludzkich środków. I kiedy w tamtej chwili badał swoje sumienie i przygotowywał się na śmierć, nie mógł doznać lęku z powodu swoich grzechów ani obawiać się potępienia; odczuwał natomiast wielki wstyd i ból, ponieważ sądził, że niedobrze używał darów i łask otrzymanych od Boga i Pana naszego.
Innym znów razem w roku 1550 czuł się źle z powodu ciężkiej choroby, która jego zdaniem i zdaniem wielu innych, miała być jego ostatnią chorobą. Sama myśl o śmierci w owym czasie napełniała go tak wielką radością i taką pociechą duchową, że cały rozpływał się we łzach. Przeżycie to powracało tak często, że wiele razy unikał wprost myśli o śmierci, aby nie doznawać tej pociechy.
Z nadejściem zimy znów rozchorował się ciężko [w Manresie], a zarząd miejski dla zapewnienia mu opieki przeniósł go do domu ojca niejakiego Ferrera, który potem był na służbie u Baltazara de Faria. Opiekowano się nim bardzo troskliwie. Wiele dam z dobrych domów, żywiąc dlań wielką cześć, przychodziło czuwać nad nim w nocy. Podniósłszy się z tej choroby, był jeszcze bardzo słaby i cierpiał na częste bóle żołądka. Dla tych racji, a nadto, ponieważ zima była bardzo sroga, nakłoniono go, aby się ubrał ciepło, nosił obuwie i nakrywał głowę. Skłoniono go też do przyjęcia dwóch sukni z grubego szarego sukna i czapki z takiegoż materiału, coś w rodzaju beretu. W tym czasie bywały często takie dni, kiedy miał wielkie pragnienie, aby prowadzić rozmowy duchowe i znaleźć osoby, które byłyby zdolne do tego. Tymczasem powoli zbliżała się pora, w której miał zamiar wyruszyć do Jerozolimy.
Odczuwał natomiast wielki wstyd i ból, ponieważ sądził, że niedobrze używał darów i łask otrzymanych od Boga i Pana naszego.
Ostatnie zwierzenia
Kiedy Pielgrzym już opowiedział te rzeczy, zapytałem w dniu 20 października [1555] w sprawie Ćwiczeń duchowych i Konstytucji, pragnąc dowiedzieć się, jak je napisał. On mi na to odpowiedział, że Ćwiczeń nie ułożył całych za jednym razem, ale kiedy zauważył pewne rzeczy w swej duszy, które wydawały mu się pożyteczne, a zdawało mu się, że będą pożyteczne i dla innych, wtedy notował je, na przykład rachunek sumienia przy pomocy linii itd. W szczególności powiedział mi, że zasady wyboru [w Ćwiczeniach] zaczerpnął z tej różnorodności duchów i myśli, których doświadczył w Loyoli, kiedy był chory na nogę. Dodał też, że o Konstytucjach opowie mi wieczorem.
Tegoż samego dnia przed kolacją wezwał mnie do siebie, a miał wyraz twarzy człowieka, który jest bardziej skupiony niż zwykle i uczynił mi pewnego rodzaju wyznanie, którego główna treść zmierzała do tego, żeby zaświadczyć o prostocie i szczerości intencji, z jaką opowiadał o tych rzeczach. Dodał też, że jest pewny, iż w niczym nie przesadził. Wiele obraził Pana naszego, odkąd zaczął Mu służyć, ale nigdy nie pozwolił na grzech śmiertelny. Przeciwnie, zawsze wzrastał w pobożności, to jest w łatwości znajdowania Boga, a teraz więcej niż kiedykolwiek w swoim życiu. Za każdym razem i o każdej porze, kiedy tylko chce Boga znaleźć, znajduje Go. Teraz także miewał jeszcze wiele razy dziennie widzenia, zwłaszcza te, o których była wyżej mowa, a mianowicie widzenie Chrystusa jakby pod postacią słońca.
To mu się zdarzało często, gdy mówił o rzeczach wielkiej wagi i uważał to za potwierdzenie [ze strony Boga].
Kiedy odprawiał mszę świętą, miał także dużo wizji. Tak samo podczas układania Konstytucji miewał je bardzo często. A teraz może to tym łatwiej twierdzić, ponieważ codziennie zapisuje to, co się dzieje w jego duszy; teraz też ma te zapiski przed sobą. I pokazał mi bardzo duży plik notatek, z których przeczytał mi dość dużą część. Dotyczyły one po większej części wizji, które miał na potwierdzenie niektórych spraw w Konstytucjach. Widział już to Boga Ojca, już to trzy Osoby Trójcy Świętej, już to Matkę Boską, która wstawiała się za nim lub innym razem umacniała go.
Szczególnie mówił mi o pewnej rzeczy, nad którą rozważał przez 40 dni, odprawiając codziennie mszę świętą i za każdym razem z obfitością łez. Chodziło mianowicie o to, czy kościoły [Towarzystwa] mają mieć jakieś dochody i czy Towarzystwo może z nich korzystać.
Jego sposób postępowania podczas układania Konstytucji był taki, że codziennie odprawiał mszę św. i przedstawiał Bogu dany punkt, nad którym wtedy pracował, i modlił się w tej sprawie. A zawsze modlił się i odprawiał mszę świętą ze łzami. Chciałem widzieć wszystkie te zapiski odnoszące się do Konstytucji i prosiłem go, żeby mi je zostawił na jakiś czas, lecz on nie chciał.
Fragmenty pochodzą z książki "Opowieść pielgrzyma".
Skomentuj artykuł