Ks. Grzywocz: egzorcyzm może być diabelską pokusą
Przyszła kiedyś do mnie kobieta z szesnastoletnią córką i mówi: „Ona jest opętana”. Tymczasem wyraźnie widać było objawy początku schizofrenii. Spytałem: „Czy woli pani, żeby pani dziecko było chore czy opętane?”. Odpowiedziała, że opętane... Bo diabła się wyrzuci i będzie spokój.
Opętania to szeroki i ważny dzisiaj temat. W wielu diecezjach działa sporo egzorcystów. Rodzi się wiele pytań i niepokojów na ten temat, także ze strony biskupów. Mam wrażenie, że jedno z najbardziej zaniedbanych poletek w teologii katolickiej to demonologia. Brakuje teologów, którzy by dobrze wyjaśnili działanie Szatana. Często nakłada się kalki na stare poglądy sprzed wielu wieków czy na wzorce z popkultury, jak z filmów typu Egzorcysta czy Rytuał.
Takie myślenie o egzorcyzmie jest magiczne
Istnieją dwa modele rozumienia opętania i egzorcyzmu. Według pierwszego, patologicznego, diabeł ni stąd, ni zowąd wskakuje w człowieka, po czym przychodzi egzorcysta i diabła wyrzuca. Dzieją się te wszystkie dziwne rzeczy: opętany krzyczy, piszczy, charczy, rzuca się, mówi dziwnymi językami. A po egzorcyzmie człowiek wraca do normalnego życia, jakby nic się nie stało. Taki model jest eksponowany w filmach amerykańskich, ale też w polskim czasopiśmie „Egzorcysta”. W efekcie, kiedy komuś źle się powodzi, przychodzi do egzorcysty z prośbą, żeby wyrzucił z niego diabła. Tego typu fałszywe myślenie wpływa też na rozumienie chorób psychicznych i zaburzeń. Zamiast podjęcia trudu uporządkowania pewnych rzeczy – co jest procesem – jest oczekiwanie, że ktoś przyjdzie, wyrzuci diabła i problem zniknie. To myślenie bajkowe (mówiliśmy już o nadużywaniu pojęcia cudu).
W przeszłości, aż po XIX wiek, nie wiedziano dokładnie, na czym polegają choroby psychiczne. Nie było wiedzy o zaburzeniach psychicznych: borderline czy dysocjacyjnym. To drugie to jakby dwie osobowości w jednym człowieku, powstałe na skutek jakichś strasznych traum, których on doświadczył. Dobre rzeczy i złe rzeczy jakby w dwóch osobnych rzeczywistościach. Zachowanie kobiety, która z miłej, grzecznej, nagle staje się agresywna, wyjaśniano właśnie opętaniem. Dzisiaj wiemy, że to osobowość mnoga, forma zaburzenia, którą leczy się psychiatrycznie – i nie ma nic wspólnego z działaniem Szatana. Dawniej w takich przypadkach odprawiano egzorcyzmy, które dawały jakąś ulgę, ponieważ cierpiący wchodził w rolę opętanego, wykrzyczał się, uwolnił emocje. Ale raczej od tego trwale nie zdrowiał, bo nie był opętany, tylko zwyczajnie chory. Oczywiście Szatan potrafi wmawiać choremu opętanie i wzmacniać dysocjację, niemniej zachowanie tej osoby nie jest skutkiem owładnięcia przez demona. Zastosowanie egzorcyzmu jest diabelską pokusą, która uniemożliwi uleczenie. Zło jest bardzo inteligentne.
Odmawianie egzorcyzmów nad schizofrenikami, nad ludźmi w dysocjacjach, jest niemoralne. W taki sposób doprowadzono do śmierci Anneliese Michel z Bawarii. Gdyby ją normalnie leczono, może żyłaby do dziś. Działania niedoświadczonych egzorcystów, którzy nie pozwolili jej się leczyć, tylko wmawiali, że to opętanie, kosztowały życie tej kobiety. W aktach kurii w Würzburgu jest wyraźnie napisane, że po wielu badaniach stwierdzono, iż kobieta ta była chora psychicznie, źle leczona i księża zostali słusznie ukarani. Tymczasem do dzisiaj jeszcze są ludzie, którzy tam jeżdżą i fascynują się tą historią, tak jakby rzeczywiście chodziło o jakieś nadzwyczajne opętanie. Przyszła kiedyś do mnie kobieta z szesnastoletnią córką i mówi: „Ona jest opętana”. Tymczasem wyraźnie widać było objawy początku schizofrenii. Spytałem: „Czy woli pani, żeby pani dziecko było chore czy opętane?”. Odpowiedziała, że opętane... Bo diabła się wyrzuci i będzie spokój. A któż by chciał za żonę schizofreniczkę? Dla dziewczyny z małej wsi to przekreślenie perspektyw.
Dobro i zło to proces
Drugi model jest oparty na głębszym rozumieniu człowieka, paradygmatu zła, a także na myśleniu według procesu. Bo proces w chrześcijaństwie ma kluczowe znaczenie: dobro działa na zasadzie procesu, co widać choćby w historii o stworzeniu świata. Bóg stwarza w procesie. Podobnie „Słowo stało się ciałem” (J 1,14) – a więc niemowlęciem, nie od razu dorosłym mężczyzną. Jezus uczył się chodzić, mówić, jeść i modlić. Podobnie działa dobro: człowiek bardzo powoli staje się dobrym, to tak naprawdę proces rozpoczęty jeszcze w życiu poprzednich pokoleń. Mówi się, że proces wychowania dojrzałego człowieka zaczyna się sześć lat przed narodzeniem jego babci. Człowiek jest utkany przez przeszłość. Dlatego też nie stanie się nagle zły przez to, że zobaczy plakat typu: „Przyjeżdża mistrz jogi z Japonii”. To nie jest tak, że nagle wskakuje w niego diabeł i człowiek robi się zły. Zmiana człowieka dobrego w złego również wymaga długiego procesu. I zło o tym wie. Ale ponieważ Szatan jest inteligentny, wmawia człowiekowi, że on jest w stanie dokonać tego szybko.
Oczywiście Pan Bóg może zrobić wyjątek. Jest wszechmogący. Nazywamy to, w tym specyficznym rozumieniu, cudem. Dla mnie osobiście cudem jest jednak to, kiedy w normalności świata spotykam realnego Boga, kiedy Go usłyszę, poczuję Jego obecność, że On jest w prostocie wydarzenia, w prostym spotkaniu. Żywy Bóg. To jest według mnie najgłębsze rozumienie cudu w chrześcijaństwie.
Odmawianie egzorcyzmów nad schizofrenikami, nad ludźmi w dysocjacjach, jest niemoralne. W taki sposób doprowadzono do śmierci Anneliese Michel z Bawarii.
Egzorcyzm to nie wszystko
Proces uwolnienia z opętania musi mieć podstawę medyczną, psychologiczną, psychoterapeutyczną i duchową. Bo wszystkie te wymiary zostały dotknięte. Człowiek jest całością. Dlatego w egzorcyzmie uczestniczą także dobrzy terapeuci. Kiedyś na konferencji dla psychoterapeutów i psychiatrów powiedziałem: wy też jesteście egzorcystami, bo pomagacie ludziom budować więzi. Egzorcystą jest też dobry pedagog wspierający ucznia, który ma kłopoty z nauką. Cały Kościół pełni rolę egzorcysty, bo wydobywa człowieka z niewoli grzechu. Każda spowiedź temu służy, każda Eucharystia. I każde spotkanie z terapeutą. Błędne jest pojmowanie egzorcyzmu jako jakiejś nadzwyczajnej modlitwy, silniejszej od Eucharystii czy sakramentu pokuty. Egzorcyzm to nie sakrament, tylko sakramentalium. I nie ma właściwości magicznych.
Niestety dzisiaj często rozumie się egzorcyzm w sposób patologiczny. Dawniej posługę egzorcyzmu, jako niższe święcenia, otrzymywali klerycy po posłudze furtiana. Był furtian, egzorcysta, lektor itd. Podstawowa funkcja każdego księdza polega na tym, żeby pomagać ludziom w wychodzeniu z niewoli nieumiejętności budowania więzi, z niewoli grzechu. A jeśli ta niewola jest bardzo głęboka, wtedy stosuje się specjalną modlitwę. To pozwala człowiekowi usłyszeć, że jest głęboko zniewolony i wpadł w paradygmat zła. Oczywiście jeśli w grę wchodzi też problem z alkoholem, potrzeba detoksu, leczenia i terapii. Bo tam, gdzie nie ma więzi, zaraz pojawiają się uzależnienia – od alkoholu, seksu czy jedzenia (co jeszcze bardziej pogłębia nieumiejętność budowania relacji). Terapia jest więc częścią egzorcyzmu. Mówimy więc o całym systemie, który wyciąga człowieka z opętania, a modlitwa pokazuje, że bez Boga się to nie dokona – i że Szatan jest blisko tego człowieka. Kusi go, żeby się nie leczył.
Kiedyś na konferencji dla psychoterapeutów i psychiatrów powiedziałem: wy też jesteście egzorcystami, bo pomagacie ludziom budować więzi.
Oczywiście także w przypadku leczenia psychiatrycznego, na przykład zaburzenia borderline, osobowości mnogiej czy schizofrenii, można odmówić egzorcyzm, żeby pokazać, że za chorobą stoi zło. Tak to rozumiano już w starożytności; uzdrowienia często były związane z egzorcyzmem – choćby te dokonane przez Pana Jezusa. To nie jest zła intuicja. Nie chodzi w niej o to, że choroba jest spowodowana przez zło, ale że zło wykorzystuje chorobę, by człowieka zniszczyć. Uderza, jak mówi św. Ignacy, w najsłabsze punkty. W Polsce mamy jednak niestety do czynienia z wieloma nadużyciami związanymi ze stosowaniem egzorcyzmów wobec osób chorych psychicznie.
* * *
Fragment ebooka "Patologia duchowości" ks. Krzysztofa Grzywocza (Wydawnictwo WAM). Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Skomentuj artykuł